Hej dziewczyny! Nadgonię i poczytam co u was jak tylko wrócę do domu, mam nadzieję, że już jutro. Wczoraj urodziłam Czarusia (10 punktów 3270g 54cm więc malutki), po dobie skurczów, mega bólu, płaczu i walki o poród sn (stanęło na chyba 4cm rozwarcia, ale główka i tak nie weszła w kanał, a ja już nie miałam sił, bo nic nie spałam tylko się męczyłam), skończyło się na cc. Personel mnie w dużej mierze niestety dołował, nadal część ma zlew, maska na pysk najważniejsza, nawet cc miałam w maseczce i na to maska z tlenem czy czymś, na skurczu mnie opierdalała lekarka, czy położna, że maska i "oddychaj głęboko", wszystko sama z sali do sami musiałam nosić, przepraszać, że źle, czy za wolno usiadłam na stół operacyjny... generalnie mam uraz. Ale na szczęście były/są też pojedyncze osoby, które pomogą. Najważniejsze, że jestem już po, Czaruś jest zdrowy i mega grzeczny, ale martwi mnie, że nic nie je, teraz wciąż śpi, mam płaskie sutki, chłopak dowiózł kapturki, ale jak już mały złapał cyca, to chyba nic nie leciało, mm też póki co nie kazali dawać, ale jak nie dadzą do wieczora to sama dam to co wzięłam. Podpytam jeszcze tą moja położną, bo dziś ma mieć nockę