reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Lutowe kreski 💕 Niech Walentynkowa moc nam przyniesie kresek stos 🎀

reklama
Dziewczyny, ja dziś siedzę w bezsensownym dołku. Rano okres. 19dc 😭 No i co z tego, że wiem, że to już ostatnie podrygi zdychającej ostrygi (menopauza się ze mnie śmieje), jak nie mogę się z tym pogodzić? Gadaliśmy z mężem i jednak ze względów logistycznych i finansowych nie ogarniemy kolejnego ivf z AK 😭 Mąż chce jeszcze rozmawiać o adopcji, ale dla mnie to chyba zbyt trudne, ja sobie nie wyobrażam adoptować dziecko po co najmniej 5 latach przeżyć w domach dziecka czy rodzinach zastępczych (najmłodsze moglibyśmy dostać 5-6 letnie). Zwłaszcza, że mam już swoje, rozpuszczone jak dziadowski bicz i pępek świata. Czy to ma szanse zagrać? Ech…
Kochana, pamiętaj, że krótsze cykle czasem się zdarzają i ma na to wpływ masa czynników - Ty dopiero niedawno wróciłaś do domu, na drugi koniec świata, czemu towarzyszyła masa emocji. Wcześniej przez kilka miesięcy byłaś z dala od męża i w ciągłym nastawieniu na działanie oraz pod wpływem stymulacji - to wszystko ma realne przełożenie na organizm. Daj sobie chwilę na regenerację. Jeśli Cię to pocieszy, moje cykle od ok. 30 roku życia wahały się między 15, a 40 dni, a ostatni rok je ustabilizował (pomijając cykle przedłużane/skracane lekami). Nic więc nie jest jeszcze przesądzone - głowa do góry ❤️

Do adopcji sama musisz być przekonana. Jest taka książka - „Wieża z klocków” autorstwa Katarzyny Kotowskiej, traktująca o adopcji, pogodzeniu się z utratą marzeń i poznawaniu swojego adopcyjnego dziecka. Znajdziesz w niej np. takie dwie myśli, które nie przestają mnie poruszać:

„W tym szaleństwie sukcesów rozrodczych ja jestem jak dinozaur. Mnie skazano na wymarcie. Jak mam się z tym pogodzić?
A dinozaury?
Czy nie dreptały bezradnie wokół swoich jaj? Co robiły, gdy do ich ciasnych, gadzich mózgów wreszcie dotarło, że z ich jaj nic się nie wylęgnie i że nowych jaj już nie będzie?

Czy dinozaury wymierały w pokorze?”

„Wiem, jak boli śmierć marzeń.
I czym jest dwuosobowa samotność, w której się ją przeżywa. Śmierć zawsze boli, ale przynajmniej czerń żałoby chroni przed wścibstwem i niedelikatnością.
Nas nic nie chroni.

Nie nosi się żałoby po śmierci marzeń.”

Myśl o adopcji jest bardzo trudna - wiem, bo sama się z tą kwestią i zaakceptowaniem tego zmagam (jeszcze rok temu sądziłam, że jestem pewna - że jestem gotowa - pół roku później okazało się, że bardzo się myliłam).

Proces adopcji jest długotrwały - to i dobrze i źle jednocześnie. Dobrze, bo daje czas na oswojenie się z tą myślą.

„Wiem, że ja sama poczułam się gotowa na przyjęcie dziecka, kiedy uświadomiłam sobie, że MOJE dziecko mieszka w jakimś domu dziecka, że opiekują się nim jacyś obcy ludzie i dzieje mu się straszliwa krzywda, bo przecież powinno być ze mną, jego matką!
Nie wiem, czy to przypadek, ale właśnie mijało dziewięć miesięcy od zgłoszenia do ośrodka adopcyjnego.”

Jeśli jakkolwiek myślicie o adopcji - przeczytajcie ją. To krótka książka, zbiór przemyśleń i wspomnień, przepełniona emocjami.
Pamiętaj również, że rozpoczęcie kursu adopcyjnego nie powoduje, że będziecie zmuszeni do adopcji -np. jeśli po jego ukończeniu nie będziecie czuli się na nią gotowi.
 
Jestem po wizycie.
Wszystko w porządku, mamy zielone światło! Mam brać Acard i załatwić papierek od hematologa potwierdzający trombofilie żebym mogła mieć wypisywaną heparynę od pozytywnego testu. Generalnie ginekolog ją potwierdził, ale musi mieć w razie kontroli w systemie potwierdzenie od odpowiedniego lekarza
 
Jestem po wizycie.
Wszystko w porządku, mamy zielone światło! Mam brać Acard i załatwić papierek od hematologa potwierdzający trombofilie żebym mogła mieć wypisywaną heparynę od pozytywnego testu. Generalnie ginekolog ją potwierdził, ale musi mieć w razie kontroli w systemie potwierdzenie od odpowiedniego lekarza
Dobrze, że masz już plan działania.

A co do hematologa - nigdy, w ciągu 6 lat od kiedy wiem o moich mutacjach, nie słyszałam o konieczności potwierdzenia brania heparyny przez hematologa - wszystkim zawsze wystarczały wyniki badań.
 
Dobrze, że masz już plan działania.

A co do hematologa - nigdy, w ciągu 6 lat od kiedy wiem o moich mutacjach, nie słyszałam o konieczności potwierdzenia brania heparyny przez hematologa - wszystkim zawsze wystarczały wyniki badań.
Chyba co lekarz to inne podejście. Jak chodzę na NFZ to mi od razu lekarz wypisywał zawsze heparynę bez żadnych badań, na refundację. A ten tutaj z kolei wczesniej powiedział że mi nie wypisze bo nie ma podstaw, musiałabym mieć trombofilie. Zapytałam teraz czy te wyniki ją oznaczają, a on że tak, potwierdzają że mam ale muszę mieć jeszcze papier od hematologa 🙆‍♀️🙆‍♀️
 
Chyba co lekarz to inne podejście. Jak chodzę na NFZ to mi od razu lekarz wypisywał zawsze heparynę bez żadnych badań, na refundację. A ten tutaj z kolei wczesniej powiedział że mi nie wypisze bo nie ma podstaw, musiałabym mieć trombofilie. Zapytałam teraz czy te wyniki ją oznaczają, a on że tak, potwierdzają że mam ale muszę mieć jeszcze papier od hematologa 🙆‍♀️🙆‍♀️
Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu 🤦‍♀️
 
reklama
Do góry