Nie samolubna, tylko strasznie dotknieta przez los. Dobrze, ze wyszlas. Trzeba walczyc z demonami. Wiem, ze trudno bo to nie tak powinno byc. Czasu, czasu, czasu... Zeby tak sie dalo przyspieszyc, co?
Wiesz, wczoraj rozmawialam z kolezanka, ktora skonczyla poloznictwo w Polsce. To jak traktuja kobiety w takich sytuacjach w Polsce jest normalnie nie zgodne z prawami czlowieka... Az boje sie pomyslec o byciu w naszej sytuacji w Polsce... Makabra...
Rozumiem Cie.Ja tez mam ciezkie dni i czasem sama nie wiem co mam myslec.Wczoraj w Kosciele Ksiadz powiedzial,ze Bog zsyla na nas cierpienie zeby przyblizyc nas do innych,zeby wyjsc spoza wlasnego domku z kart i zobaczyc,ze sa inni ludzie wokol nas,ze powinno liczyc sie dla nas to co wokolo i bardziej powinnismy zwracac uwage na cierpiacych wokol nas ludzi:wiecie co----ja juz sama czaem nie wiem co myslec,dlaczego niby inni dostaja wiecej dobrego a inni wiecej cierpienia,niepojmuje tego.Jedyne to co modle sie ,zeby Bog mial nas w swojej opiece,o nic wiecej nie potrafie sie teraz modlic,bo czuje ze moje prosby i tak nie sa wysluchiwane,cala ciaze modlilam sie o to zeby nasze dziecko przyszlo na swiat zdrowe i w termini,a wzamian Bog nam je zabral,przez 18 tygodni trwala nasza radosc...czy za malo sie modlilam...sama juz nie wiem...Moja psycholog zadala mi ostatnio pytanie czy ja uwazam ,ze Bog chce zeby te zle zeczy sie dzialy,czy ja naprawde uwazam ze to jest jego wola>?(dodam ze ona jest innej wiary-nie wiem jakiej-ale powiedziala ze wierzy w Boga i w religie).
Wiec sama nie wiem jak wytlumaczyc te wszystkie zle rzeczy ktore dzieja sie na ziemi,czy Bog naprawde chce zeby one sie dzialy,czy chce zeby ludzie cierpieli i co chce przez to im pokazac?Dziewczyny napiszcie jak wy To widzicie?Czy mozecie powiedziec,ze stalysiec sie lepsze po tym jak stracilyscie swoje Aniolki?Ja sie zmienilam,napewno,ale czy jestem lepsza?-chyba nie.Jestem napewno wrazliwsza na czyjes cierpienie-ale przeciez jak ide ulicami nowego jorku i co krok siedzi tam bezdomny,albo kobiety w ciazy samotne,opuszczone itp,to nie wiem co myslec,czesto daje im $ ale przecez zeby pomoc kazdemu kogo napotkam na swojej drodze musialbym oddac cala swoja dniowke....a i tak nie wiemy ktorzy sa naprawde potrzebujacy...nie chce zabrzmiec bezlitosni,nie zrozumcie mnie zle....czasem mysle czy powinnam oddac tej samotnej matce z ulicy wszystkie rzeczy ktore czekaja w szafkac na moje dzieci...sama nie wiem...
Wpadlam teraz w szal kupowania dzieciecych ubranek,dla chlopca dla dzewczynki-wszystkie rozmiary-wszystko co mi sie podoba-i szafki juz pekaja w szfach..czy to chore?
Wracajac do tematu,jak traktowane sa matki ktore poronily-nie moge uwierzyc czasem jak tak sie moze dziac-zwlaszcza w pl.Ja mieszkam w ny i szczerze powiem,ze to ze nie wpadlam w depresje zawdzieczam ludziom ktorzy mnie otaczaja,opieka zdrowotna,nawet ludzie ktorzy mnie otaczaja.Podam przyklad,polacy,nawet bliscy czesto przemilcza,zwykle udaja ze nic sie nie stalo-ja nie wymagam kondolencji(niektorzy nawet nie zdaja sobie sprawy-ze dziecko ktore nosilam w lonie jest na cmentarzu,ze mialo pogrzeb)nie wiem co tac ludzie mysla-ze co sie stal z cialkiem takiego dziecka?nie wiem czy to brak edukacji>?czy brak wyobrazni?
Amerykanie podchodza do tego troche inaczej.Podam przyklad o ktorym wspomnialam.bylam ostatnio na babyshower u pewnej amerykanki-pracuje dla jej tesciowej i poprosila mnie zebym pomogla jej zrobic te imprezk-jeszcze jak bylam w ciazy,gdy stracilam dziecko powiedziala ze jesli nie czuje sie na silach onaz zrozumie,(mialysmy termin obie na pazdziernik) kiedy przyszlam na jej babyshower ona pierwsze co to powitala mnie i powiedziala ze slyszala co sie stalo ze mysli o mnie i wspolczuje i ma mnie w swoich mdlitwach-szczerosc i umiejetnosc rozmawiania o rzeczach trudnych to to co doceniam u amerykanow-dla nich nie ma tematow tabu-i wiecie-mimo ze ona ma swoja dzidzie w brzuszku i lada moment ja urodzi-ja nie czulam zazdrosci i zawisci-ja czulam te zrozumienie ktore plynelo od niej i czulam ze mimo ze ona ma swoja kruszynke to mimo to rozumie mnie i zyczy mi dobrze.Kiedy stracilam pierwsz ciaze-prawie rok temu-kolezanka ktora byla w ciazy w tym samym czasie-zigorowala moja srate-kiedy siedziala obok i podniecala sie swojim brzuszkiem w mojej obecnosci zaraz po mojej stracie nawet nie umiala zrozumiec ze moze mi byc przykro w takiej sytuacji,kiedy siedzi w moim domu i glaszcze sie po brzuchu...ale jak widac sa rozni ludzie i roznie na to patrza....ale wazne jest miec w poblizu kogos kto zrozumie i wesprze
Dzieczyny,ja wierze ze bedzie dobrze....musimy wierzyc