Hej Dziewczyny. Ja w pełni zgadzam się z tym co napisała mamaszymusia, ból nie minie. Niestety czasu nie cofniemy a wydarzeń nie zmienimy... To bardzo przykre, że inni mają więcej szczęścia,ale pewnie są też tacy, którzy tego szczęścia mają jeszcze mnie niż my. Tak niestety skonstruowany jest ten świat. Bibianka i Malinkaizi pisały, że ze spokojem piszę o świętach, że zastanawiają się czy po takim czasie one też będą potrafiły. Uwierzcie, że czas bardzo oddziaływuje na to co myślimy, jak czujemy itp.
Proszę, nie myślcie, że ja się pogodziłam ze śmiercią swojego Dziecka, bo tak nie jest. Czasem może się wydawać, że ja już nie cierpię, znajomi mi mówią jaka to ja jestem mądra, że tak pięknie mówię o tym wszystkim, że jestem silna. A myślę, że to nie do końca tak. Chcę Wam tylko napisać, że ja mimo tej pustki po stracie Piotrusia i tej straszliwej tęsknoty szukam pozytywów w moim życiu. Choć nie mam innych dzieci, mam dla kogo żyć. Mam dzieci siostry, które dają mi wiele szczęścia, sprawiają że czuję się potrzebna, ale nie zawsze tak było. Przez pierwszy rok nie czułam nic oprócz smutku.
Dajcie sobie czas, ale proszę tylko żebyście starały się, podkreślam starały (wiem jakie to trudne) myśleć pozytywnie. Przeżyjmy nasze życie najlepiej jak potrafimy, a wierzę głęboko, że w odpowiednim momencie spotakmy nasze Dzieci, i wtedy wszyscy razem będziemy szczęśliwi.
Co do pójść na cmentarz... Myślę, że to całkowicie indywidualna sprawa. Ja też biegałam do Piotrusia codziennie, do tej pory jak mogę to tak jest. Tylko teraz rzeczywistość mi na to niestety nie pozwala bo wracam do domu po 18 i jest już zbyt ciemno by iść. Ale patrzę już na to inaczej, to po prostu zasługa czasu, on nie goi ran, sprawia tylko, że radość z innych rzeczy trochę je przysłania i koi.
Życzę Wam Kochane by z biegiem czasu ten ból po stracie naszych Dzieci stawał się łatwiejszy do zniesienia, i by dobre rzeczy i wydarzenia pojawiały się w Waszym życiu jak najczęściej, byście czuły że macie dla kogo i chcecie żyć...