andrzelika - fajnie, że się aklimatyzujesz w pracy -
jestem pełna podziwu dla Ciebie. Ja już mam stresa nt. powrotu do pracy a wracam "dopiero" 28 maja. Co do pensji, to kobieto wow
naprawdę fajna kasa. Dokładnie tyle samo dostał tata Zosi, który dziś pierwszy raz poszedł do pracy. Z tym, że to
praca na budowie i na lewo. Ja będzie chciał umowę, to coś z tego mają mu uciąć na ZUS...
marttika - kurde co za baby. Ja muszę wszędzie chodzić z Zosią i jeszcze mnie nigdzie nie przepuścili za to słyszałm komenty nt. że mała płacze, a co to tak dziecko ze sobą targać itd. Ale ja to mam gdzieś i Ty też powinnaś.
angie80 - no to faktycznie dziwnie się porobiło teściowej. Ja bym na Twoim miejscu faktycznie zrezygnowała z jej pomocy w nocy, bo Ty się stresujesz, Kinia rozbudza - po co to komu. Może wystarczy, jak będzie CI pomagać w dzień? No chyba, że teściowa miała jakieś "zaćmienie" ostatniej nocy
Życzę powodzenia w unormowaniu nocnych karmień. A z tym wchodzeniem do sypialni, to w sumie znam (znałam) ten ból. Mieszkam z tatą i on mój pokój traktuje jak część swojego domu i często wchodzi nad ranem, jak jeszcze śpię, żeby sobie na wnusie popatrzeć. Kilka razy zawału prawie dostałam, jak się przebudziłam i zobaczyłam ojca prawie nad moją głową, bo łóżeczko Zosi stoi obok mojego. Sama nie wiem, jak to tak delikatnie mu wytłumaczyć... obawiam się, że w tej kwestii jest niereformowalny.
U nas noc minęła standardowo: Zosia zasnęła po 21iej. W nocy tylko się budziłam bo moje "zdrowiutkie" dziecko dostało wczoraj wieczorem katarek
Tak bidula sapała w nocy i pociągała nochalkiem. Odciągnęłam jej katar gruszką przed snem i napsikałam nosek
Euphoribum, ale to niewiele dało. Dziś wstała o 5:50 i szalała do 8:45. Dałam jej 1ml wapna do wypicia na wzmocnienie... może pozbędziemy się tego kataru szybko, bo aż oczka ma szkliste.
Mam wrażenie, że od weekendu jakoś ciszej na naszym forum...
Aaaaa zapomniałam się Wam pochwalić - wczoraj uczyłam się jeździć samochodem;-) Tzn. mam prawko 12 lat, ale nigdy nie jeździłam i naukę zaczynam w sumie od podstaw. Stresowałam się strasznie, bo musieliśmy jechać z Zosią... a uczył mnie tata Zosi - czyt. ciąg dalszy pozytywnej odmiany. Na szczęście dziecię moje niczego nieświadome, smacznie sobie spało. Pojeździliśmy na pustym parkingu i B. kazał mi wracać do domu. Do przejechania miałam ze 2 km ale musiałam wyjechać na ruchliwą drogę (wojewódzką) i tzw, starą drogę Kce-Ków... dałąm radę, chociaż 2x mi autko zgasło. Ale cieszę się nisamowicie, bo zostało mi tylko 2 miesiące do powrotu do pracy a muszę już am jeździć samochodem (żal mi czasu na bus i drałowanie na nogach). Bardzo się cieszę, bo doskwiera mi ta moja ciapołowatość - prawko mam tyle lat a bojba ze mnie i bałam się jeżdzić.