a ja w końcu z własnego kompa klikam! uff, co za przyjemność, mam hasła, zakładki, maile- wsio haraszo!
marta mnie też zawsze stresują wizyty u teściów... zawsze czymś mi zalezą za skórę, niby nic wielkiego, ale na wątrobie leży, to niby takie drobnostki o które nie warto kruszyć kopii, ale wkurzające...
teściowa despotyczna, ale taka uprzejma i doświadczona życiowo kobieta, że uważa za stosowne uczyć mnie takich różnych podstaw życiowych typu jak prasować koszulę, jak solić mizerię (dowiedziałam się, że ogórki, a nie śmietanę), czy kuźwa, w którą stronę mikserem kręcić!!! I tylko uprzejmie mi zwraca uwagę, o tak tylko, żebym wiedziała
Przy tym prowadzi dom bardzo tradycyjnie (w sensie brak nowoczesnych sprzętów, nawet podłogę jedzie na kolanach, a nie mopem) i mysli, że ja zrezygnuję z dobrodziejstw XXI wieku, na rzecz jej przedpotopowych metod. Dodam, że wywodzę się z domu, gdzie była zupełna odwrotka - u nas w kuchni wszystko było zautomatyzowane, moja mama uwielbia wszelkie nowinki i co fajniejsze sprzety kuchenne dostajemy od niej w prezencie. Tak więc nie będę robila ręcznie tego, od czego mam maszynkę. Co nie znaczy, że nie umiem (jak sie pewnie teściowej wydaje).
Druga sprawa - to podejście do Gośki. Ukochana wnusia, dziewczynka (bo teściowie mają 3 synów) i wszystko co ja zrobię, jest źle. Więc teściowa stara sie mnie wciąż poprawiać i na siłę próbuje wprowadzać swoje zwyczaje i nie wiem co jej się wydaje, że jak przyjadę raz w miesiącu na 2 dni , to co? Zmieni mi się światopogląd? Zacznę dziecko inaczej wychowywać?
A później się dziwi, że nie chcę jej dziecka zostawić pod opieką...
Teraz wprost zaproponowała, że weźmie urlop, jak my do Gruzji lecimy, a ja na to, że nie.
Pyta mnie, czy uważam, że ona dzieckiem się nie potrafi zająć, a ja tylko powiedziałam, że nie po mojemu.
Trochę chyba nią to wstrząsnęło (zwłaszcza, że M był przy rozmowie i słowem nie zareagował)...
niech się uczy, że nie wszystko jest po jej myśli...na naukę nigdy za późno
hehe, aż na duszy lżej