reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Lipcoweczki Po Porodzie..=))

:-Dhej,

jestem 8 dzień po porodzie i ważę 67,4 , schudłam jakieś 9kg. Nic dziwnego, bo wreszcie mam szczuplutkie stopy :-D i nie mogę się na nie napatrzeć ... mam śmieszny brzuszek, ale codziennie wykonuję ćwiczenia specjalne w połogu, więc wzmacniam brzuszek i miednice itp itd ;-)ale chyba się wchłania jakoś, natomiast obwód ud narazie ten sam :-( ale wszystko przede mną :-)
 
reklama
i ja wreszcie znalazłam chwilkę aby opisać jak to było u nas...

Na początek - zeberrko - Bardzo Cię podziwiam, byłaś bardzo dzielna... jak się czyta Twój opis porodu to aż się kręci głową z niedowierzania jacy potrafią być lekarze, to co z Tobą wyprawiali było powodem dla którego przestałam brać pod uwagę ten szpitala - podzielam zdanie AgnesBest aby coś z tym zrobić... może na początek wypowiedz się na stronie fundacji Rodzić Po Ludzku o Karowej :confused:

A co do porodu - ponieważ mam nadciśnienie to miałam się położyć tydzień przed terminem na patologii... no ale jak pech to pech, nie dość, ze moja gin strajkuje (od 34tc) to jeszcze zabrakło miejsc w szpitalach w Warszawie... przyjmowali tylko porody... na patologiach przepełnienie.
Miałam termin wg owu (tym sugerował się ostatni lekarz) na 07.07.07 - i zaczęłam jeździć na KTG do Pruszkowa (nie mają patologii)... najpierw 06.07, potem 10.07, 12.07... badanie nie wykazywało wielkich skurczy - do 30... (dodam, że nie czułam żadnych przepowiadających... wogóle nic...) po zapisie zawsze badanie szyjki i rozwarcia... NIC....
W sobotę 14.07 pojechaliśmy na KTG... na badaniu maluszek przez 15 minut nie wykazywał wogóle aktywności... dopiero trochę pod koniec trochę sie poruszał... skurcze oczywiście do 20... przyszedł lekarz... zbadał (na dole bez zmian), spytał kiedy miałam USG (37tc), powiedział abym przychodziła teraz codziennie na KTG... no ale stwierdził na koniec, że skoro tydzień po terminie to zrobi jeszcze USG przepływów... poszliśmy na badanie a mąż czekał na korytarzu... na samym początku nic nie mówił tylko badał i sprawdzał jakieś wykresy... sprawdził wagę - 2900g... (w 37tc było 2700g i się wystraszyłam) w końcu powiedział, że nie puści mnie do domu... bo małemu nie jest dobrze w brzuszku... łożysko źle odżywia dziecko i idziemy na salę porodową na test OTC... a jak to nic nie da to CC... przeraziłam się nie na żarty, mąż jak sie dowiedział też się wystraszył, w końcu pojechał po torby a ja poszłam na porodówkę...
Pobrali mi krew, mąż jak wrócił to był cały czas przy mnie, choć był zakaz wejścia na tą salę, o 13.30 podłączyli mi oksytocynę w pompie i do 15.30 sobie leciała... żadnych skurczy... tętno dziecka w granicach 150... ale bardzo regularne... po 15 przyszedł lekarz z wynikami krwi i okazało się, ze mam podwyższone leukocyty - 22 (infekcja, stan zapalny), po oksytocynie w pompie lekarz kazał podać w kroplówce 500ml i jakiś antybiotyk na te leukocyty... skurczy jak nie było tak nie było... jedyne co to zaczęło boleć mnie podbrzusze jak na @ i powiedzieli, ze dziecko wchodzi powoli w kanał... od 13.30 do 21.00 mierzono mi ciśnienie co 30 minut.
Leżałam do 20.00, przyszedł lekarz z kolejnymi wynikami (leukocyty spadły 21,4...) a że nie było postępu porodu to powiedział, że ok. 22.00 zrobią mi CC, czekaliśmy z mężem i mieliśmy nadzieję, że już żadne skurcze się nie pojawią... i mały urodzi się dzisiaj, bez żadnego stresu jakim dla niego byłby poród... o 21.00 anastezjolog stwierdziła, że nie będzie się wkłuwać tylko zrobi znieczulenie ogólne... trochę było mi szkoda, że nie będę świadoma i nie usłyszę pierwszego krzyku ani go nie zobaczę od razu. O 21.45 podano mi narkozę a o 22.05 Michałek się urodził :happy: - 3350g, 55cm i 10pkt.
Mąż był pierwszym, który go zobaczył, pielęgniarka dała mu go potrzymać i gdzieś poszła a on chodził z nim pół godziny podczas gdy kończono operację. Lekarz jeszcze mu powiedział, że ze 2 dni dłużej w brzuchu i z dzieckiem mogło być nieciekawie... także jestem mu ogromnie wdzięczna i wiem, że gdyby nie on to różnie mogłoby być... nawet nie chcę o tym myśleć :baffled:

Do domu wyszliśmy po 8 dniach. Michaś miał przeze mnie podwyższone leukocyty i dostał antybiotyk - 5dni, drugi antybiotyk dostał w 4 dobie bo podskoczyło mu białko CRP - też na 5dni... dodatkowo walczyliśmy z żółtaczką, odstawili mi go od cyca na 2 doby, musiałam odciagać i wylewać pokarm a jego karmiono mlekiem zmodyfikowanym i ostro naświetlano :-( Potem doba obserwacji i w niedzielę wyszliśmy.

Nie do końca udało mi się opisać sam poród z wiadomych powodów... ale chociaż wiecie jak wyglądała u nas całość... trochę chaotycznie ale nie mam czasu przeczytać bo mały zaczyna płakać :)

pozdrawiamy:tak:
 
Alkmena Ty również przeszłaś trochę... Kurczę nie sądziłam, że tak naprawdę żadna z nas nie będzie mogła napisać, że po prostu pojechała, urodziła i wszystko było w porządku... No, ale jest jeszcze kilka dziewczyn, więc może..
 
Jeszcze nie poród ale "przygotowanie" pełną gębą:

Wtorek. 31 VII - "nasz" termin. około godziny 17:30
Wróciłam cała szczęśliwa od lekarza. mam L4 do 10 VIII. Zupełnie bez
problemu. Bez łapówki. Bez próśb. Po prostu. Pani doktor powiedziała:
wypiszę. I wypisała.
Cała szczęśliwa poleciałam do domku. Oczywiscie jak tylko weszłam-
wycieczka do wc. Na papierze - dwie kropelki krwi. Nic mnie nie boli.
Nic oprócz tej krwi zadnych innych objawów.
około godziny 22:00
Przeraźliwy ból w okolicy krzyzowej. Zaczął sie bólem podbrzusza,
skończył okropnym przenikliwym bólem krzyża. Taki ból ze nie można sie
ruszyć. Lezelnie na boku (obojętnie którym) nie pomaga. Tylko lezenie w
pozycji pół siedzacej. Czekamy co sie bedzie dziac dalej. Około godziny
00:30 ból przechodzi. Idziemy spać.
Całą noc "czuje" podbrzusze. Ale nic regularnego. Około godziny 2 tylko
raz w nocy siusiu. papier czysty więc się uspokajam. Tamte kropki
wytłumaczyłam sobie rozwieraniem szyjki (mozliwośc pekniecia krwinek).
w środę o godzinie 6:00 budzi nas dzwięk telefonu Miłosza. Dzwoni moja
mama:" i co?!"
- nic. Spimy.
Jak już nas obudziła, ide siku. Na papierze (Łózko, posciel czysta) mam
garść brunatnej krwi. Wołam Miłosza. -Jedziemy do szpitala. Boże to
już!!!
Wpadam w dezorganizacyjną panike. Latam pomieszkaniu i nie wiem co
robic. Czy sniadanie (jak będe rodzic to przydałoby się cos zjeść -
następny posiłek po porodzie...) czy dopakować torbę, czy mówić
Miłoszowi co gdzie ma (w razie czego) - paniura pełna gębą.
Po godzinie 8:00. Szpital Gdynia Redłowo
Połozna bada rozwarcie. Bradzo sympatyczna Pani. Super. Przestaję się
denerwować, tak ciepło mnie przyjęła. Rozwarcia nie ma. Brunatna krew -
to czop sluzowy. zaczął sie uwalniać. Szyjka jeszcze długa. Skórcze -
KTG. leżę pod KTG chyba godzine. Raz na boku, raz na plecach. Połozna
wchodzi co jakieś 15 min i każe mi sie obracać. Miłosz wchodzi za
zasłonke i mnie rozśmiesza. Uffff... To dobrze. Bo zaczynam panikować.
Chociaż rozśmiesznie tez nie jest dobre, bo KTG skacze mi na brzuchu. Ale w
końcu Maluszek zaczyna się ruszać. I to jak! Słuchawka KTG skacze mi na
brzuchu jak nie od smiania, to od Maluszka - kopniaki jeden za drugim...
Przychodzi młoda Pani Doktor. Bada ginekologicznie. Potwierdza
"diagnozę" połoznej- zero rozwarcia, szyjka długa, krew to czop sluzowy.
Badanie na kozetce. Obrzeków nie ma. Brzuch miękki (tzn nie kurczy się
przynajmniej jeszcze nie regularnie). USG. - wszystko w porządku.
"Maluszek" waży jakieś 3800g. Mały słonik. hihi Pani Doktor pyta czy
znam płeć.Odpowiadam, że: "w sumie to znamy ale nie znamy, bo raz na
100% była dziewczynka, późnije na 100% był chłopiec... Teraz juz czekamy
na niespodzianke". Pani Doktor: "Ok, nie chce Pani znac, to nie. A co
najpierw było: dziewczynka czy chłopczyk?" i sie smieje... -
"Dziewczynka, później chłopczyk". - Aaaaa... Bo czasami fajfus potrafi
sie zawinąć...- zdradza tajemnicę, chyba nieświadoma, ze własnie sie
wygadała...! hihihihihihi "Maluszek przygotowywuje się do wyjścia" -
mówi. "Kiedy? Moze jeszcze dziś. Może w ciągu tygodnia. Bez sensu czekać
w szpitalu na patologi" (super!) - mam wracać do domu. Jak pojawią się
REGULARNE skórcze (bóle podbrzusza) mam wrócic. W drodze powrotnej ból
krzyża. Znowu bardzo bolesne bóle. Takie promieniujace az do nerek.
Patrzę na siebie w okno wystawowe. Blada, spuchnieta, chyba
przestraszona. Ale zadowolona ze jade do domu. że nie musze leżec na
patologi ciąży.
Teraz czekam co dalej. Krzyż boli. Maluszek spi. Chyba też ma dosyć
wrażeń na dziś. To ja tez idę odpocząć.
ciag dalszy nastąpi... nie wiemy kiedy :)
 
Alkmena,
czytałam z zapartym tchem ... no i jaki ładny maluch wyszedł ... mój nie dostał tylu punktów bo był zmęczony porodem pośladkowym :eek: ale dzisiaj juz jest dobrze ... teraz czekam na USG bioderek... mam dzwonic po 8 sierpnia, zeby zapisac sie na wrzesien ... mam nadzieje, ze nie stwierdzą dysplazji a narazie to bawie sie w szerokie pieluchowanie :rolleyes:
 
Zebrra - jak pomyslę, że moge sie TAK tydzień jeszcze męczyć, to mi się żyć odechciewa... hihihihi

Niedawno się obudziłam. A czuje się jakbym niezły "materiał" wciągneła... Po prostu jak naćpana.
Zaraz biorę Miłosza na ostry seksior, trzeba z tą męczarnią w końcu skończyć.. hihihi
Trzymajcie dziewczyny za nas kciuki.
 
reklama
Do góry