reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Lipcowe mamy 2022

Mój mały ważył 3150 po czym spadł do 2,9kg, więc nie ma za dużo tłuszczyku, a co za tym idzie jest zmarzluszkiem. Wystarczy zdjąć mu spodenki do zmiany pieluchy i zaczyna się tym jakby go obdzierali ze skóry. Do tego cały się trzęsie z zimna. Dzisiaj 35stopni, a on w body z długim rękawem i spodenkami że stopkami. Do tego chustka bambusowa pod ręką jakby jeszcze było mu za zimno 😬
O kurczę nie wiedziałam, że tak może być z noworodkiem 😲 Myślałam, że takie rzeczy tylko z wcześniakami…

I sprawdzasz kark, ma zimny i go ubierasz? W życiu bym nie pomyślała, że może być komukolwiek (gdy jest zdrowy) zimno przy 35 stopniach.
 
reklama
Ty już w urzędzie zdążyłaś pozałatwiać? A nie miałaś cesarki wyznaczonej na wczoraj?? Tak szybko wszystko ogarneliscie?

Ja dzisiaj dopiero wyszłam, bo koniec końców miałam cesarkę w poniedziałek po nieudanym wywołaniu w niedzielę.
Na razie próbujemy ogarnąć siebie, a co dopiero sprawy urzędowe...
Mój mały ważył 3150 po czym spadł do 2,9kg, więc nie ma za dużo tłuszczyku, a co za tym idzie jest zmarzluszkiem. Wystarczy zdjąć mu spodenki do zmiany pieluchy i zaczyna się tym jakby go obdzierali ze skóry. Do tego cały się trzęsie z zimna. Dzisiaj 35stopni, a on w body z długim rękawem i spodenkami że stopkami. Do tego chustka bambusowa pod ręką jakby jeszcze było mu za zimno 😬
Jezu jak super ze masz już swoje dzieciątko;) gratulacje
 
Ty już w urzędzie zdążyłaś pozałatwiać? A nie miałaś cesarki wyznaczonej na wczoraj?? Tak szybko wszystko ogarneliscie?

Ja dzisiaj dopiero wyszłam, bo koniec końców miałam cesarkę w poniedziałek po nieudanym wywołaniu w niedzielę.
Na razie próbujemy ogarnąć siebie, a co dopiero sprawy urzędowe...
Mój mały ważył 3150 po czym spadł do 2,9kg, więc nie ma za dużo tłuszczyku, a co za tym idzie jest zmarzluszkiem. Wystarczy zdjąć mu spodenki do zmiany pieluchy i zaczyna się tym jakby go obdzierali ze skóry. Do tego cały się trzęsie z zimna. Dzisiaj 35stopni, a on w body z długim rękawem i spodenkami że stopkami. Do tego chustka bambusowa pod ręką jakby jeszcze było mu za zimno 😬
Aaaaaa faktycznie , bo wy nie wiecie 🤭🤗
wybaczcie i już tłumaczę.

Termin na cc miałam na 29.06 czyli wczoraj.
ALE .
25.06 w sobotę o 5rano ni z gruchy ni z pietruchy chlustnęły mi wody i to dosłownie. Nie żadne wyciekanie ,sączenie. Wstałam z łózka i nagle jedno wielkie chlust, i się lało i lało jakby się kto w żywego dyngusa bawił.
Jadąc do szpitala o 5:30 nagle dostałam takich skurczy że łoooo matko, po 30minutach w szpitalu skurcze już były co 3minuty.
Szybka akcja : jednocześnie mnie przebierali, kładli na łóżko , golili i podtykali różne papiery do podpisania , a za mną stała już nerwowo Pani Anestezjolog do znieczulenia ogólnego bo skurcze były już niemal ciągłe.
O 7:22 młody był już na świeci.
Także 25.06 było cc ... a 27.06 byłam już w domu 😂 serio.

A to mój Kubuś który ekspresowo przyszedł na świat i ekspresowo wyszedł ze szpitala

edit 😁 : waga 3150 , przy wypisie 2900
 

Załączniki

  • 20220629_055026.jpg
    20220629_055026.jpg
    712,4 KB · Wyświetleń: 147
  • IMG-20220625-WA0004.jpg
    IMG-20220625-WA0004.jpg
    123,3 KB · Wyświetleń: 146
  • 20220628_155952.jpg
    20220628_155952.jpg
    2,4 MB · Wyświetleń: 150
  • 20220626_114559.jpg
    20220626_114559.jpg
    2 MB · Wyświetleń: 142
Aaaaaa faktycznie , bo wy nie wiecie 🤭🤗
wybaczcie i już tłumaczę.

Termin na cc miałam na 29.06 czyli wczoraj.
ALE .
25.06 w sobotę o 5rano ni z gruchy ni z pietruchy chlustnęły mi wody i to dosłownie. Nie żadne wyciekanie ,sączenie. Wstałam z łózka i nagle jedno wielkie chlust, i się lało i lało jakby się kto w żywego dyngusa bawił.
Jadąc do szpitala o 5:30 nagle dostałam takich skurczy że łoooo matko, po 30minutach w szpitalu skurcze już były co 3minuty.
Szybka akcja : jednocześnie mnie przebierali, kładli na łóżko , golili i podtykali różne papiery do podpisania , a za mną stała już nerwowo Pani Anestezjolog do znieczulenia ogólnego bo skurcze były już niemal ciągłe.
O 7:22 młody był już na świeci.
Także 25.06 było cc ... a 27.06 byłam już w domu 😂 serio.

A to mój Kubuś który ekspresowo przyszedł na świat i ekspresowo wyszedł ze szpitala

edit 😁 : waga 3150 , przy wypisie 2900


Cudowny ❤️ ❤️ ❤️
Ale akcja z porodem niezła :o

Ty już w urzędzie zdążyłaś pozałatwiać? A nie miałaś cesarki wyznaczonej na wczoraj?? Tak szybko wszystko ogarneliscie?

Ja dzisiaj dopiero wyszłam, bo koniec końców miałam cesarkę w poniedziałek po nieudanym wywołaniu w niedzielę.
Na razie próbujemy ogarnąć siebie, a co dopiero sprawy urzędowe...
Mój mały ważył 3150 po czym spadł do 2,9kg, więc nie ma za dużo tłuszczyku, a co za tym idzie jest zmarzluszkiem. Wystarczy zdjąć mu spodenki do zmiany pieluchy i zaczyna się tym jakby go obdzierali ze skóry. Do tego cały się trzęsie z zimna. Dzisiaj 35stopni, a on w body z długim rękawem i spodenkami że stopkami. Do tego chustka bambusowa pod ręką jakby jeszcze było mu za zimno 😬

Gratulacje!
Dobrze pamiętam, że miałaś rodzić w Medicover? Udało się? Jesteś zadowolona?
 
O kurczę nie wiedziałam, że tak może być z noworodkiem 😲 Myślałam, że takie rzeczy tylko z wcześniakami…

I sprawdzasz kark, ma zimny i go ubierasz? W życiu bym nie pomyślała, że może być komukolwiek (gdy jest zdrowy) zimno przy 35 stopniach.
Ja w ogóle nie wiedziałam, że tak można 😆 no i oboje z mężem byliśmy duzi, spodziewaliśmy się dużego dziecka, nawet jeśli ultrasonografisci mówili co innego ;)
Kark nie jest zimny, po prostu zaczyna trząść się jak osika i krzyczeć ile pary w płucach, a przy tym robi się czerwony jak rak. Ja też tak miałam za bobasa i mama często mi to wypomina, więc od razu wiedziałam, że o to chodzi. Spróbowaliśmy go przebierać jak ninja pod kocykami i nie było problemu, ale zabierz kocyk i jest masakra ;)
Jezu jak super ze masz już swoje dzieciątko;) gratulacje
Dziękuję ❤️
Aaaaaa faktycznie , bo wy nie wiecie 🤭🤗
wybaczcie i już tłumaczę.

Termin na cc miałam na 29.06 czyli wczoraj.
ALE .
25.06 w sobotę o 5rano ni z gruchy ni z pietruchy chlustnęły mi wody i to dosłownie. Nie żadne wyciekanie ,sączenie. Wstałam z łózka i nagle jedno wielkie chlust, i się lało i lało jakby się kto w żywego dyngusa bawił.
Jadąc do szpitala o 5:30 nagle dostałam takich skurczy że łoooo matko, po 30minutach w szpitalu skurcze już były co 3minuty.
Szybka akcja : jednocześnie mnie przebierali, kładli na łóżko , golili i podtykali różne papiery do podpisania , a za mną stała już nerwowo Pani Anestezjolog do znieczulenia ogólnego bo skurcze były już niemal ciągłe.
O 7:22 młody był już na świeci.
Także 25.06 było cc ... a 27.06 byłam już w domu 😂 serio.

A to mój Kubuś który ekspresowo przyszedł na świat i ekspresowo wyszedł ze szpitala

edit 😁 : waga 3150 , przy wypisie 2900
O kurcze, a to akcja! Do ostatniej sekundy liczyłam na taką (tylko zakończoną siłami natury), no ale skończyło się na cc, której się strasznie bałam wcześniej. Jak znajdę troszkę więcej czasu to opowiem moją historię, bo też do najnudniejszych nie należy 😅 a wagowo mój Staś prawie identycznie. Po porodzie 3150, potem 2900 i dzisiaj przy wypisie 2930 :) 56cm wspaniałości ☺️
Nawet nie wiedziałam, że można po 2 dniach od cc wyjść ze szpitala. Śliczny maluch, gratuluję!
Jak się czujesz po? Jak rana?

@olka11135 coś telefon zawodzi i nie mam jak zacytować..
Tak, rodziłam w medicoverze. Jutro (o ile mały na to pozwoli ;) ) opowiem szczegóły. Czy się udało hmm... Miało być sn, było cc. Myślałam, że idą na łatwiznę tak szybko proponując mi cc, ale okazało się, że były prawdziwe wskazania do cc, ale o tym jutro :)
 
Witamy na świecie!! :):) Też czekamy na Kubusia :);) jak się czujesz po CC? Co ile młody woła jeść w nocy?
+➡️⬇️⬇️⬇️
Ja w ogóle nie wiedziałam, że tak można 😆 no i oboje z mężem byliśmy duzi, spodziewaliśmy się dużego dziecka, nawet jeśli ultrasonografisci mówili co innego ;)
Kark nie jest zimny, po prostu zaczyna trząść się jak osika i krzyczeć ile pary w płucach, a przy tym robi się czerwony jak rak. Ja też tak miałam za bobasa i mama często mi to wypomina, więc od razu wiedziałam, że o to chodzi. Spróbowaliśmy go przebierać jak ninja pod kocykami i nie było problemu, ale zabierz kocyk i jest masakra ;)

Dziękuję ❤️

O kurcze, a to akcja! Do ostatniej sekundy liczyłam na taką (tylko zakończoną siłami natury), no ale skończyło się na cc, której się strasznie bałam wcześniej. Jak znajdę troszkę więcej czasu to opowiem moją historię, bo też do najnudniejszych nie należy 😅 a wagowo mój Staś prawie identycznie. Po porodzie 3150, potem 2900 i dzisiaj przy wypisie 2930 :) 56cm wspaniałości ☺️
Nawet nie wiedziałam, że można po 2 dniach od cc wyjść ze szpitala. Śliczny maluch, gratuluję!
Jak się czujesz po? Jak rana?

@olka11135 coś telefon zawodzi i nie mam jak zacytować..
Tak, rodziłam w medicoverze. Jutro (o ile mały na to pozwoli ;) ) opowiem szczegóły. Czy się udało hmm... Miało być sn, było cc. Myślałam, że idą na łatwiznę tak szybko proponując mi cc, ale okazało się, że były prawdziwe wskazania do cc, ale o tym jutro :)
Wypuścili mnie do domu po cc po 2 dobach dlatego , że młodemu nic się nie działo np nie miał objawów żółtaczki, ja o dziwo też czułam się w miarę dobrze po cc, chociaż tabletki przeciwbólowe łykałam jak cukierki 🍬 a do tego co chyba też kluczowe - fala upałów wywołała coś w rodzaju Baby Boom i to dosłownie 😆
Jeszcze niedawno przyjmowali i rodziły średnio po 4-5 kobiet codziennie, a od 22.06 nagle ta średnia wzrosła o 8-11 kobiet dziennie 😶😮
Ogromne ilości rodzących z całych okolic bo Szpital ma bardzo świetną opinię, zdrowe kobirty nawet na patologię ciąży kładli bo brakowało miejsc.
Także stawiam że głównie dlatego nagle po 2dobach powiedzieli mi - wypad 😄

W sobotę będzie tydzień po cc.
Najgorsze były pierwsze 2 doby. Tak jak wspomniałam, tabletki łykaĺam co ile tylko mogłam. W pierwszej doboe dawali kroplówki ale nie wiem dlaczego ciągle zatykały mi się żyły. W sumie nadal mam 7ran po werflonach.
Dzisiaj wystarczają mi 3tabletki na całą dobę ( z ibuprofenem ) .
Wstaję z łóżka coraz lepiej, w pierwszy dzień w domu ledwo po schodach weszłam , dzisiaj mogę normalnie cały dom powycierać.

Ile je : średnio co 2 max 3h, codziennie je kapkę więcej.
Na razie mieszane bo dopiero od 2dni zaczęła mi lekko wychodzić laktacja, na razie na jedno karmienie jestem w stanie ,,wydoić" laktatorem 30ml , wieczorem mąż kupił mi femaltiiker żeby jeszcze wspomóc laktację bo tylko te 30 i 30.
A tak to je 30ml mojego i 30ml sztucznego.
W samej nocy ma z 3 karmienia, nie muszę go wybudzać.
 
Jeszcze niedawno przyjmowali i rodziły średnio po 4-5 kobiet codziennie, a od 22.06 nagle ta średnia wzrosła o 8-11 kobiet dziennie 😶😮
Ogromne ilości rodzących z całych okolic bo Szpital ma bardzo świetną opinię, zdrowe kobirty nawet na patologię ciąży kładli bo brakowało miejsc.
o kurcze, grubo. To mnie tylko utwierdza, że dobrze zrobiłam stawiając na prywatny szpital. Nie wyobrażam sobie mojego porodu z przepracowanym, zmęczonym personelem...
Najgorsze były pierwsze 2 doby.
oj tak. Pierwszego dnia przespałam 2h w nocy + 2x po 15min, drugiego 2h...
Na razie mieszane bo dopiero od 2dni zaczęła mi lekko wychodzić laktacja, na razie na jedno karmienie jestem w stanie ,,wydoić" laktatorem 30ml , wieczorem mąż kupił mi femaltiiker żeby jeszcze wspomóc laktację bo tylko te 30 i 30.
A tak to je 30ml mojego i 30ml sztucznego.
W samej nocy ma z 3 karmienia, nie muszę go wybudzać.
u mnie podobnie, tyle, że miałam świetną doradczynię laktacyjną, więc pomogła mi to szybko ogarnąć i fema*ltiker wjechał już pierwszego dnia. Teraz (6 dni od porodu) odciągam po 50-60ml z jednej piersi, więc wydaje mi się, że jest nieźle. Aczkolwiek zależy mi na karmieniu piersią bez konieczności dokarmiania z butelki, a mały nieefektywnie ssie, więc po przystawieniu i tak muszę mu podać butelkę... na razie daję sobie czas by ogarnąć siebie i rozkręcić jeszcze laktację, potem zacznę walczyć o efektywniejsze jedzenie małego. Mój je też ze 3 razy w nocy, w tym jedna pobudka o 4 to jego czas zabawy 😬 i tak do 6/7 na zmianę przystawiam do każdej piersi po dwa razy w tym czasie (bardziej by się poprzytulać), brzuszkujemy, patrzymy na książeczki, dużo gadamy i mały je na raty porządną porcję mleka z butelki.
Dobrze pamiętam, że miałaś rodzić w Medicover? Udało się? Jesteś zadowolona?
Nie o to prosiłaś, ale niech moja historia porodu z podsumowaniem będzie odpowiedzią na Twoje pytania :D
Zgłosiłam się na indukcję o 16 w niedzielę. Założono mi wenflon, pobrano krew na badania i pokazano mój pokój. Tam czekałam do 21 aż lekarz będzie gotowy by założyć mi cewnik Foleya. Pani doktor niestety miała duży problem by to zrobić. Moja położna (nie była wykupiona, ale cała zmianę była przypisana do mnie, więc jak wzywałam pomoc to zawsze przychodziła ta sama położna) została wręcz spytana przez panią doktor jak to się robi co mnie zmroziło. I sama doktor przyznała, że nie bardzo to ogarnia. Nie udało się za pierwszym razem, balonik wypadł. Próbowała też jakiegoś innego cewnika, dalej nic. Bolało jak diabli, jakby mi chciała wnętrzności wyciągnąć dołem.

Po drugiej nieudanej próbie myślałam, że umrę, a pani doktor czekała na innego lekarza by zrobił to za nią, ale że był przy porodzie to stwierdziła, że jeszcze raz spróbuje. Tak też zrobiła z wiadomym skutkiem. Ja o mało nie zemdlałam na tym fotelu, moja położna anioł zaczęła mnie głaskać i pocieszać, powiedziała pani doktor, żeby dać mi odpocząć. Zdążyłam zwlec się z fotela, kiedy przyszedł drugi lekarz i znów hop na górę. Zaczęli między sobą śmieszkować na rozluźnienie atmosfery, ale mi do śmiechu nie było. Pierwsza próba drugiego lekarza i sukces. Trzy sekundy po tym jak okrzyknięto go bohaterem wszystko się wylało z balonika. Nie wiedziałam co się dzieje, poczułam tylko, że mokro i ciepło, i miałam nadzieję, że to wody płodowe, ale niestety… dopiero piąta próba zakończyła się sukcesem.

Wróciłam do pokoju i zaczęły się skurcze. Na początku jak średnio bolący okres. Po 1-2h zaczął się ból na mocny okres, a potem nadszedł hardcore. Z bólu o mało nie zemdlałam idąc do łazienki 2m dalej, dobrze, że mąż mnie trzymał. Jak już opadłam bezsilnie na kibelek zaczęłam rzygać jak kot z bólu, mąż zadzwonił po położną, która zaraz miała wrócić z przeciwbólowym zastrzykiem w tyłek. Wyglądała na skonfundowaną, że aż tak mnie to boli, ale mogłam źle zinterpretować jej minę. Wróciła po chwili, która trwała wiecznością i powiedziała, że zrobi zastrzyk, ale najpierw sprawdzi na ktg jak tam maluszek. No i od razu się zmartwiła i już mi tego przeciwbólowego nie podała; poszła skonsultować się z lekarzem.
Wróciła i z miejsca wyjęła mi balonik, bo mały źle to znosił. Ulga niesamowita, chwilę później zasnęłam.

Następnego dnia o 9 przychodzi inna przypisana mi na ten dzień położna i zaprasza na salę porodową. Podała oksytocynę i zaproponowała ćwiczenia na piłce. Oksytocynę stopniowo zwiększała, dla mnie luzik. Włączyłam sobie muzykę i w jej rytm sobie ćwiczyłam na piłce, coraz większe dawki nie robiły na mnie wrażenia po bólu z nocy. Potem zaproszono mnie do wanny by się zrelaksować. Akurat u mnie wanna się nie sprawdziła, bardziej mnie denerwowała aniżeli pomagała, więc po 45min wyszłam i zbadano dokładnie szyjkę.
Badanie szyjki macicy, która okazała się u mnie skręcona w chińskie s to był koszmar za każdym razem, więc jak postanowiono zrobić amniotomię to nie było za wesoło. To był kolejny koszmar, położna musiała mnie przy każdym badaniu szyjki "przywoływać" żebym nie zemdlała jej na fotelu. Ja zaczęłam ryczeć z bólu, mój mąż się popłakał widząc to wszystko.

Progres znikomy 3cm, główka tak wysoko, że w ogóle jej nie sięgnęła. Podano mi znieczulenie żebym się rozluźniła, że może to pomoże z tempem rozwierania. Minął jakiś czas i przyszedł lekarz. Kolejne badanie szyjki, który ocenił rozwarcie na 2cm, ale poprosił by położna, która już zna moja szyjkę jeszcze to potwierdziła, a ona powiedziała, że takie słabe 3 i dodała coś, czego mi nie chciała mówić - mały zamiast zejść niżej, podszedł do góry. Był jeszcze wyżej niż przed podaniem oksytocyny.
Lekarz niewiele myśląc powiedział, że proponuje mi cesarkę. Że jak chcę to mogę próbować sn, ale że progres jest tak słaby (3cm w 4,5h) pomimo takiej dawki oksytocyny, że będę rodzić dobę jeśli nie dłużej, a i tak biorąc pod uwagę, że mały nie wstawia się i ewidentnie ma jakiś problem - i tak nie ma gwarancji, że nie będzie potrzeby robić cc. Mnie skurcze mało bolały, mogłabym jeszcze kilkanaście godzin sobie popróbować (o ile nie sprawdzali by szyjki za często, bo to koszmar był), ale informacja, że mały się nie wstawia i u niego może być problem sprawiły, że decyzja była oczywista. Pomimo, że BARDZO nie chciałam cesarki.

Już 5min później byłam na sali operacyjnej pomimo, że poprosiłam o chwilę na "opłakanie" tego rozwoju sytuacji. Teraz nie wiem czy to 5min to był ten czas i inaczej wzięto by mnie od razu… w każdym razie musiano mi drugi raz wbić się ze znieczuleniem, co zrobiło się trudne, bo trzęsłam się jak osika ze strachu. Jak już leżałam to było jeszcze gorzej. Milion osób wokoło, brak (przez chwilę) męża, i ja tam krzyżem przypięta bez możliwości ruchu… z lekka traumatyczne dla mnie, ale na szczęście operacja poszła bardzo sprawnie. Mąż ledwo zdążył usiąść obok mnie, zaśpiewaliśmy jadą jadą misie i lekarz pokazał mi już mojego rozwrzeszczanego fioletowego misia. Po chwili neonatolog pokazała mi go już w rożku i byłam załamana, że nie miałam możliwości go nawet policzkiem dotknąć (myślałam, że już go zabierają), ale wtedy położono mi go na klatce piersiowej. Mąż miał go trzymać by nie zsunął się niżej. Zdjęto mi maskę i mogłam swobodnie małego wycałować. Miałam go na sobie z 10min, na chwilę przed szyciem zabrano męża i małego do naszego pokoju na kangurowanie. Ja przez tę godzinę odpoczywałam w innym pokoju, gdzie położna uzupełniała w międzyczasie dokumentację. Jak wwieziono mnie do nas, od razu położono mi Stasia na gołej klatce piersiowej i zostawiono nas we trójkę aż do momentu, kiedy przyszedł czas na pionizację.

Reszta pobytu to była bajka. Czułam się jak w najlepszym hotelu, położne przychodziły minutę od wezwania guzikiem. Po mleko można było zadzwonić o każdej porze dnia i nocy. Każda pierdoła nie była żadnym problemem. Wręcz przy jednej położnej rozmawiałam z mężem, że nie chce kłopotać pani doradczyni laktacyjnej z jakimś małym pytaniem, ale chwilę później przyszła i mnie "ochrzaniła", że ona tu jest dla mnie i że jej nie kłopoczę. Ogólnie do tej pani będę wracać jeśli tylko najdzie potrzeba, bo jest genialna.
Miałam szybką konsultacje z fizjoterapeutką (bo chwilę później miałam kolejną wizytę pani od laktacji), ale to jak sprawnie i klarownie przekazała informacje zasługuje na uznanie. Dostałam od obu pań genialne informatory, które uzupełnione zostały o konkretne zalecenia pode mnie. Codziennie na obchodach przemiły pan doktor z położną spieszył z odpowiedzią na każdy temat, rozczulał się moim synkiem i nie było problemu, że musi poczekać, bo właśnie zaczęłam karmić zanim przyszedł. Cierpliwie czekał i się zachwycał ❤️

Jestesmy z mężem bardzo zadowoleni ze szpitala, pomimo paru szczegółów, które pozostawiły lekki niesmak. Kolejny raz też wybiorę Medicover.

stas01.jpg

stas02.jpg

stas03.jpg

stas04.jpg
 
Ostatnia edycja:
o kurcze, grubo. To mnie tylko utwierdza, że dobrze zrobiłam stawiając na prywatny szpital. Nie wyobrażam sobie mojego porodu z przepracowanym, zmęczonym personelem...

oj tak. Pierwszego dnia przespałam 2h w nocy + 2x po 15min, drugiego 2h...

u mnie podobnie, tyle, że miałam świetną doradczynię laktacyjną, więc pomogła mi to szybko ogarnąć i fema*ltiker wjechał już pierwszego dnia. Teraz (6 dni od porodu) odciągam po 50-60ml z jednej piersi, więc wydaje mi się, że jest nieźle. Aczkolwiek zależy mi na karmieniu piersią bez konieczności dokarmiania z butelki, a mały nieefektywnie ssie, więc po przystawieniu i tak muszę mu podać butelkę... na razie daję sobie czas by ogarnąć siebie i rozkręcić jeszcze laktację, potem zacznę walczyć o efektywniejsze jedzenie małego. Mój je też ze 3 razy w nocy, w tym jedna pobudka o 4 to jego czas zabawy 😬 i tak do 6/7 na zmianę przystawiam do każdej piersi po dwa razy w tym czasie (bardziej by się poprzytulać), brzuszkujemy, patrzymy na książeczki, dużo gadamy i mały je na raty porządną porcję mleka z butelki.

Nie o to prosiłaś, ale niech moja historia porodu z podsumowaniem będzie odpowiedzią na Twoje pytania :D
Zgłosiłam się na indukcję o 16 w niedzielę. Założono mi wenflon, pobrano krew na badania i pokazano mój pokój. Tam czekałam do 21 aż lekarz będzie gotowy by założyć mi cewnik Foleya. Pani doktor niestety miała duży problem by to zrobić. Moja położna (nie była wykupiona, ale cała zmianę była przypisana do mnie, więc jak wzywałam pomoc to zawsze przychodziła ta sama położna) została wręcz spytana przez panią doktor jak to się robi co mnie zmroziło. I sama doktor przyznała, że nie bardzo to ogarnia. Nie udało się za pierwszym razem, balonik wypadł. Próbowała też jakiegoś innego cewnika, dalej nic. Bolało jak diabli, jakby mi chciała wnętrzności wyciągnąć dołem.

Po drugiej nieudanej próbie myślałam, że umrę, a pani doktor czekała na innego lekarza by zrobił to za nią, ale że był przy porodzie to stwierdziła, że jeszcze raz spróbuje. Tak też zrobiła z wiadomym skutkiem. Ja o mało nie zemdlałam na tym fotelu, moja położna anioł zaczęła mnie głaskać i pocieszać, powiedziała pani doktor, żeby dać mi odpocząć. Zdążyłam zwlec się z fotela, kiedy przyszedł drugi lekarz i znów hop na górę. Zaczęli między sobą śmieszkować na rozluźnienie atmosfery, ale mi do śmiechu nie było. Pierwsza próba drugiego lekarza i sukces. Trzy sekundy po tym jak okrzyknięto go bohaterem wszystko się wylało z balonika. Nie wiedziałam co się dzieje, poczułam tylko, że mokro i ciepło, i miałam nadzieję, że to wody płodowe, ale niestety… dopiero piąta próba zakończyła się sukcesem.

Wróciłam do pokoju i zaczęły się skurcze. Na początku jak średnio bolący okres. Po 1-2h zaczął się ból na mocny okres, a potem nadszedł hardcore. Z bólu o mało nie zemdlałam idąc do łazienki 2m dalej, dobrze, że mąż mnie trzymał. Jak już opadłam bezsilnie na kibelek zaczęłam rzygać jak kot z bólu, mąż zadzwonił po położną, która zaraz miała wrócić z przeciwbólowym zastrzykiem w tyłek. Wyglądała na skonfundowaną, że aż tak mnie to boli, ale mogłam źle zinterpretować jej minę. Wróciła po chwili, która trwała wiecznością i powiedziała, że zrobi zastrzyk, ale najpierw sprawdzi na ktg jak tam maluszek. No i od razu się zmartwiła i już mi tego przeciwbólowego nie podała; poszła skonsultować się z lekarzem.
Wróciła i z miejsca wyjęła mi balonik, bo mały źle to znosił. Ulga niesamowita, chwilę później zasnęłam.

Następnego dnia o 9 przychodzi inna przypisana mi na ten dzień położna i zaprasza na salę porodową. Podała oksytocynę i zaproponowała ćwiczenia na piłce. Oksytocynę stopniowo zwiększała, dla mnie luzik. Włączyłam sobie muzykę i w jej rytm sobie ćwiczyłam na piłce, coraz większe dawki nie robiły na mnie wrażenia po bólu z nocy. Potem zaproszono mnie do wanny by się zrelaksować. Akurat u mnie wanna się nie sprawdziła, bardziej mnie denerwowała aniżeli pomagała, więc po 45min wyszłam i zbadano dokładnie szyjkę.
Badanie szyjki macicy, która okazała się u mnie skręcona w chińskie s to był koszmar za każdym razem, więc jak postanowiono zrobić amniotomię to nie było za wesoło. To był kolejny koszmar, położna musiała mnie przy każdym badaniu szyjki "przywoływać" żebym nie zemdlała jej na fotelu. Ja zaczęłam ryczeć z bólu, mój mąż się popłakał widząc to wszystko.

Progres znikomy 3cm, główka tak wysoko, że w ogóle jej nie sięgnęła. Podano mi znieczulenie żebym się rozluźniła, że może to pomoże z tempem rozwierania. Minął jakiś czas i przyszedł lekarz. Kolejne badanie szyjki, który ocenił rozwarcie na 2cm, ale poprosił by położna, która już zna moja szyjkę jeszcze to potwierdziła, a ona powiedziała, że takie słabe 3 i dodała coś, czego mi nie chciała mówić - mały zamiast zejść niżej, podszedł do góry. Był jeszcze wyżej niż przed podaniem oksytocyny.
Lekarz niewiele myśląc powiedział, że proponuje mi cesarkę. Że jak chcę to mogę próbować sn, ale że progres jest tak słaby (3cm w 4,5h) pomimo takiej dawki oksytocyny, że będę rodzić dobę jeśli nie dłużej, a i tak biorąc pod uwagę, że mały nie wstawia się i ewidentnie ma jakiś problem - i tak nie ma gwarancji, że nie będzie potrzeby robić cc. Mnie skurcze mało bolały, mogłabym jeszcze kilkanaście godzin sobie popróbować (o ile nie sprawdzali by szyjki za często, bo to koszmar był), ale informacja, że mały się nie wstawia i u niego może być problem sprawiły, że decyzja była oczywista. Pomimo, że BARDZO nie chciałam cesarki.

Już 5min później byłam na sali operacyjnej pomimo, że poprosiłam o chwilę na "opłakanie" tego rozwoju sytuacji. Teraz nie wiem czy to 5min to był ten czas i inaczej wzięto by mnie od razu… w każdym razie musiano mi drugi raz wbić się ze znieczuleniem, co zrobiło się trudne, bo trzęsłam się jak osika ze strachu. Jak już leżałam to było jeszcze gorzej. Milion osób wokoło, brak (przez chwilę) męża, i ja tam krzyżem przypięta bez możliwości ruchu… z lekka traumatyczne dla mnie, ale na szczęście operacja poszła bardzo sprawnie. Mąż ledwo zdążył usiąść obok mnie, zaśpiewaliśmy jadą jadą misie i lekarz pokazał mi już mojego rozwrzeszczanego fioletowego misia. Po chwili neonatolog pokazała mi go już w rożku i byłam załamana, że nie miałam możliwości go nawet policzkiem dotknąć (myślałam, że już go zabierają), ale wtedy położono mi go na klatce piersiowej. Mąż miał go trzymać by nie zsunął się niżej. Zdjęto mi maskę i mogłam swobodnie małego wycałować. Miałam go na sobie z 10min, na chwilę przed szyciem zabrano męża i małego do naszego pokoju na kangurowanie. Ja przez tę godzinę odpoczywałam w innym pokoju, gdzie położna uzupełniała w międzyczasie dokumentację. Jak wwieziono mnie do nas, od razu położono mi Stasia na gołej klatce piersiowej i zostawiono nas we trójkę aż do momentu, kiedy przyszedł czas na pionizację.

Reszta pobytu to była bajka. Czułam się jak w najlepszym hotelu, położne przychodziły minutę od wezwania guzikiem. Po mleko można było zadzwonić o każdej porze dnia i nocy. Każda pierdoła nie była żadnym problemem. Wręcz przy jednej położnej rozmawiałam z mężem, że nie chce kłopotać pani doradczyni laktacyjnej z jakimś małym pytaniem, ale chwilę później przyszła i mnie "ochrzaniła", że ona tu jest dla mnie i że jej nie kłopoczę. Ogólnie do tej pani będę wracać jeśli tylko najdzie potrzeba, bo jest genialna.
Miałam szybką konsultacje z fizjoterapeutką (bo chwilę później miałam kolejną wizytę pani od laktacji), ale to jak sprawnie i klarownie przekazała informacje zasługuje na uznanie. Dostałam od obu pań genialne informatory, które uzupełnione zostały o konkretne zalecenia pode mnie. Codziennie na obchodach przemiły pan doktor z położną spieszył z odpowiedzią na każdy temat, rozczulał się moim synkiem i nie było problemu, że musi poczekać, bo właśnie zaczęłam karmić zanim przyszedł. Cierpliwie czekał i się zachwycał ❤️

Jestesmy z mężem bardzo zadowoleni ze szpitala, pomimo paru szczegółów, które pozostawiły lekki niesmak. Kolejny raz też wybiorę Medicover.


Dziękuję za tak obszerny opis! W sumie jest tam wszystko to na czym mi zależy czyli, że nie męczyli Cię długo. Ja akurat też uważam, że nie ma co rodzić godzinami i lepiej zrobić cc i tego totalnie boję się w szpitalu na NFZ. Staś cudny! Powodzenia na nowej drodze :)
 
reklama
Do góry