Ano w szpitalu...
Wczoraj po badaniach prenatalnych ( bardzo zresztą udanych bo męża wpuścili co nas bardzo ucieszyło i wszystko wyszło książkowo, półkule mózgowe, serce, wątroba, paluszki, szyja, nosek... Bajka
mąż miał iskierki radości w oczach) . Potem pobrali mi krew do pappy. I już kurtkę zakładałam żeby do domu jechać i się zaczęło.
Jeśli wcześniej miałam krwawienia to to były naprawdę śmieszne sytuacje bo to co się zaczęło dziać ...
W skrocie: w ciągu jednek chwili krew spłynęla mi aż do butów w ogromnych ilościach... Pomijam resztę, po 10minutach byłam już w szpitalu który na szczęście był parę metrów dalej od badań prenatalnych.
W zabiegowym gdy skończyli mnie badać wyglądało jak po jakiejś masakrze z horroru.
Od razu decyzja że mnie zatrzymują, werflon, tabletki, kroplówka .
Ciąża na szczęście przetrwała, serce bije, dziecko się rusza.
No ale Święta spędzę tu w szpitalu. mam aby ładny widok na miasto.
I tak to u mnie jakoś leci.
Prawdopodobnie całą ciążę będę musiała przeleżeć, niekoniecznie w szpitalu bo jeśli się wszystko uspokoi i wyczyści to mnie do domu puszczą, ale mam zapomnieć o dłuższych wyjazdach, dłuższych imprezach rodzinnych, o spacerach
Także to forum to był strzał w 10tkę bo mam i wsparcie i mam co teraz robić z nadmiarem wolnego czasu i poczytać o waszych radosnych wizytach