razem z mężem jak wychodzi do pracy
budzę go (bez względu na kombinacje, budzik, itd, to mnie pierwszą obudzi...), wcześniej oboje się wybieraliśmy, teraz ja sobie chwilę leżę a O się myje itd, potem robi herbatę, a ja śniadanie, jemy razem, pakuję jedzenie do pracy i O wychodzi
(wczesniej szliśmy razem, bo pracujemy niedaleko od siebie w mieście oddalonym 30km od domu, więc dojeżdżaliśmy razem)
odkąd pamiętam wstawałam wcześnie, standardowo koło 5, chyba, że rano biegałam, to o 4, więc o tej 5:30 to już jestem naprawdę głodna
przy czym o 5-5:10 wstajemy codziennie, w weekendy, dni wolne itd też - dużo łatwiej jest, bo organizm się przyzwyczaja do stałego rytmu, i nie ma wielkiego problemu z podniesieniem się w poniedziałek (a z drugiej strony nie gubi się nam pół niedzieli jak w czasach, gdy "dosypialiśmy" np do 10)
A tak w ogóle, to moje maleństwo jest też rannym ptaszkiem, i najaktywniejsze jest rano - jak już O pojedzie, ogarnę koty, zrobię kolejną herbatę i się np położę z laptopem, to zaczyna szaleć
ale dzisiaj to już w ogóle jakaś impreza taneczna, od godziny co kilka minut
z taką aktywnością jeszcze nie czułam