Gdybym ja zachowała się jak Pani dr która mnie przyjęła zostałabym zwolniona szybciej niż mgnienie oka. Dobre też miałałam przygody jak trafiłam do szpitala ze stanem przedzawałowym. Zaczęło się w pracy, i ratownicy z naszego ambulatorium zachowali sie wspaniale. Rozmawiali ze mną (dopóki ja byłam w stanie), uspokajali, pytali czy po kogos zadzwonić i mówili do którego szpitala mnie wiozą. A tam? Ja już pół przytomna byłam oni biegną ze mną na noszach a baba na izbie do nich "a tej co?". Rozumiecie mówiła o mnie przy mnie ale jakby mnie nie było. Gdy ratownicy jej powiedzieli, że stan przedzawałowy albo zapalenie mięśnia sercowego to mnie wyśmiała, bo powiedziała, ze młodzi ludzie nie chorują.Ratownicy się wkurzyli i powiedzieli że albo zaczną mnie ratowac albo nie wiadomo co ze mną będzie. Usłyszał to ordynator jakiegoś oddziału zapyał co się dzieje. Gdy już wiedział spojrzał na tą kobietę wzrokiem zabójcy i powiedział, żeby szykowała się na utratę kontraktu, za zapytała dlaczego to odpowiedział "Chciałaś czekać aż umrze na noszach na korytarzu i dopiero wtedy pojęłabyś że cos jest nie tak?" Facet dla mnie postawił całą kardiologię na nogi. Nie był super miły ale był rzeczowy i wszystko mi tłumaczył zanim nie dojechaliśmy na oddział mimo, że ja już mało co słyszałam. Na różne zachowania możemy na trafić. Ale nigdy nie zgodzę się z tym, że ta kobieta miała prawo się tak zachować bo miała zły dzień i byłam którąś tam z kolei pacjentką...