No więc Kochane, jak piątek 13-go, to piątek 13-go….
Rano pojechałam na test z glukozą i inne badanka, ale… na skierowaniu miałam napisane glukoza, a nie test glukozy, w związku z czym panie pielęgniarki nie chciały mi zrobić badania… a ja (nie wiem czemu, może jakieś przeczucie???) strasznie się uparłam, bo wiedziałam, że mojej pani prof. chodziło o to badanie, a nie normalny poziom glukozy… W końcu wzięły moją kartę, zadzwoniły do pani prof. i wyjaśniły sytuację… wypiłam 50g glukozy, a po godzinie poziom wynosił 182… czyli dużo za dużo…, kazały przyjechać w środę przed wizytą u pani prof. na badanie z 75g glukozy, ok., więc pojechałam na moją wizytę do Enel-Medu, bo i tak byłam zapisana… Tam odebrałam wyniki z badania z glukozą (też 50g) ze środy, wynik 177,9… Na wizycie lekarskiej powiedziałam o bólach podbrzusza i pokazałam wyniki… Jeśli chodzi o podbrzusze, to lekarz mnie przebadał i stwierdził, że jest wszystko w porządku i mam profilaktycznie brać no-spę 3 x dziennie… A co do cukru, to mocno się przestraszył i wypisał skierowanie do szpitala, głównie po to, żeby zrobili mi szybko KTG i USG, bo przy cukrzycy i nadciśnieniu trzeba dużo częściej kontrolować… A poza tym skoczyło mi ciśnienie i jak zmierzył miałam 160/100… Dostałam też skierowanie do poradni cukrzycowej i na różne dziwne badania, o których nigdy nie słyszałam… Pojechałam do szpitala… byłam tam ok. 12-ej, zarejestrowałam się, ale przede mną było 7 babek… do gabinetu weszłam o 14:30… tam zrobili KTG (wszystko ok.) i zmierzyli ciśnienie (tu szok, bo normalne…) 140/80… ale pobrali mi też krew i mocz i wysłali do badania… wyniki były o 17:30… strasznie długo się czeka na wszystko… potem rozmowa z lekarzem i ciśnienie znowu 155/100… nie wiedzieli sami, czy mnie zostawiać czy nie, ale dostałam leki i wypisali.. mniej więcej tyle…
Aaaa jeszcze Wam opowiem, bo kilka rzeczy siedząc tam, zaobserwowałam…
Po pierwsze rzeczywiście nie wypuszczają bez fotelika… Po drugie każda mama, która wychodziła z maluszkiem płaciła za znieczulenie (więc jest ono bardzo popularne)
Kolejna rzecz, to szpital, w którym byłam jest bardzo obleganym miejscem.. dzisiaj na 10 sal porodowych, było 17 rodzących (ale porody rodzinne się odbywały)
Lipiec jest podobno najgorszym (ze względu na tłumy rodzących) miesięcem…
Opowiem Wam jeszcze jedną rzecz, która mnie mocno zniesmaczyła… to się chyba nadaje do telewizji… Dziewczyna, która przyszła na 8 rano ze względu na skurcze (36 tc), siedziała jeszcze jak ja przyszłam (koło 12), powiedzieli, że jej nie przyjmą, bo nie mają miejsc, ale poszukają miejsca w innym szpitalu… około 15-ej dziewczyna zaczęła się już mocno wkurzać i sama dzwoniła po szpitalach… dodzwoniła się i powiedzieli, że nie ma problemu, ze ma przyjeżdżać, więc poszła z awanturą, że jak szukają miejsca, skoro ona wykonała jeden telefon i miejsce się znalazło… Wtedy babka z rejestracji zadzwoniła jeszcze raz do tego szpitala i mówi, ze dzwoni ze szpitala, czy jest miejsce, odpowiedź „nie ma”… Okazuje się, że szpitale nie chcą przyjmować pacjentek „z odzysku”… jeśli nie ma miejsca w szpitalu, który się wybrało, trzeba jechać na własną rękę do następnego i za nic nie wolno się przyznać, że nas odesłali…. Nie wiem, czy zrozumiałyście… ale jestem w takim szoku, że trudno mi wytłumaczyć…. Po prostu szok….
A na koniec dodam jeszcze jak pięknie zachował się mój mąż, kiedy zadzwoniłam, że musze jechać do szpitala… Zapytałam czy może do mnie przyjechać, a odpowiedź jaką dostałam brzmiała tak: „Po co? Co ja tam będę robił??? Siedział i czekał??? Przyjadę po pracy…” i tak też zrobił…
Teraz już idę spać, bo padam na pyszczek… Dobrej nocki Dziewczyny!!! Dzięki, że jesteście… Dzięki, że jest komu się wyżalić…
Ściskam,
[FONT="]Z.[/FONT]