Gdy tylko dowiedziałam się, że jestem w ciąży zaczęłam szukać lekarza. Wiedziałam, że do niektórych czeka się, ale nie sądziłam, że aż tak długo.
Za namową koleżanki zrobiłam testy na progesteron i poszłam z nimi do prywatnego lekarza (do którego dostałam się oczywiście bardzo szybko). Prywatnie wszystko było ok - pani doktor przepisała mi progesteron do brania (ze względu na jego bardzo niski poziom) i dała skierowanie na badania (mnóstwo badań - część ze względu na dawne problemy ze zdrowiem). Była bardzo miła, dopytywała się mnie o wszystkie choroby, leki, które biorę, czy mam jakieś pytania. Niestety nie stać mnie na to aby prywatnie chodzić do lekarza przez całą ciążę i żeby przez całą ciążę robić badania odpłatnie. Z tego względu próbowałam dostać się do lekarzy na NFZ. Udało mi się zapisać do 4 różnych i wydaje mi się, że dobrze zrobiłam, bo już pierwszy lekarz u którego byłam nie przypadł mi do gustu. Był małomówny (ale tak naprawdę nie każdy lekarz musi gawędzić z pacjentami, więc to najmniej istotne). Nie zapytał się mnie czy na coś chorowałam, czy biorę jakiekolwiek leki. Dopiero ja wspomniałam o moich problemach. I dopiero na moje wspomnienie o jakiekolwiek badania wypisał mi dodatkowe badania (których i tak było mniej niż na skierowaniu od prywatnego lekarza - to, że mniej cieszy mnie bardzo, ale martwię się). W chwili, gdy wspomniałam, że biorę progesteron, to miałam wrażenie, że lekarz na mnie krzyknie. Powiedział mi, że niepotrzebnie poprzedni lekarz wypisał mi ten progesteron, bo on nie jest potrzebny (??).
I teraz nie bardzo wiem co mam sądzić? Mam jeszcze przed sobą wizytę u trzech lekarzy, może się uda znaleźć innego? Czy powinnam się martwić tym, że jeszcze prawie żadnych badań nie zrobiłam? Boję się, że nie znajdę dobrego lekarza na NFZ. Jestem w 9 tygodniu (prawie 10) ciąży. Czy ktoś może mnie podnieść na duchu? Chętnie przyjmę jakieś rady.
Za namową koleżanki zrobiłam testy na progesteron i poszłam z nimi do prywatnego lekarza (do którego dostałam się oczywiście bardzo szybko). Prywatnie wszystko było ok - pani doktor przepisała mi progesteron do brania (ze względu na jego bardzo niski poziom) i dała skierowanie na badania (mnóstwo badań - część ze względu na dawne problemy ze zdrowiem). Była bardzo miła, dopytywała się mnie o wszystkie choroby, leki, które biorę, czy mam jakieś pytania. Niestety nie stać mnie na to aby prywatnie chodzić do lekarza przez całą ciążę i żeby przez całą ciążę robić badania odpłatnie. Z tego względu próbowałam dostać się do lekarzy na NFZ. Udało mi się zapisać do 4 różnych i wydaje mi się, że dobrze zrobiłam, bo już pierwszy lekarz u którego byłam nie przypadł mi do gustu. Był małomówny (ale tak naprawdę nie każdy lekarz musi gawędzić z pacjentami, więc to najmniej istotne). Nie zapytał się mnie czy na coś chorowałam, czy biorę jakiekolwiek leki. Dopiero ja wspomniałam o moich problemach. I dopiero na moje wspomnienie o jakiekolwiek badania wypisał mi dodatkowe badania (których i tak było mniej niż na skierowaniu od prywatnego lekarza - to, że mniej cieszy mnie bardzo, ale martwię się). W chwili, gdy wspomniałam, że biorę progesteron, to miałam wrażenie, że lekarz na mnie krzyknie. Powiedział mi, że niepotrzebnie poprzedni lekarz wypisał mi ten progesteron, bo on nie jest potrzebny (??).
I teraz nie bardzo wiem co mam sądzić? Mam jeszcze przed sobą wizytę u trzech lekarzy, może się uda znaleźć innego? Czy powinnam się martwić tym, że jeszcze prawie żadnych badań nie zrobiłam? Boję się, że nie znajdę dobrego lekarza na NFZ. Jestem w 9 tygodniu (prawie 10) ciąży. Czy ktoś może mnie podnieść na duchu? Chętnie przyjmę jakieś rady.