Witam w "piękny" piątek. Mimo pogody mam nadzieję, że będzie lepszy niż wczorajszy dzień.
Od rana pogryzłam się z mężem i tak cały dzień w nerwach. A wieczorem wylądowałam na Izbie Przyjęć. Zobaczyłam w swojej wydzielinie nitki krwi, a za chwilę cała była podbarwiona. Byłam drugi dzień na globulkach Pimafucin, więc pocieszałam się, że to od tego. Napisałam do swojego gina, a on kazał przyjechać na Izbę Przyjęć. Okazało się, że miał dyżur. Jak mnie zobaczył taką zapłakaną, to nawet mnie przytulił. Zbadał szyjkę - wszystko ok. Poszliśmy na usg (męża zgarnął po drodze). Na usg też wszystko w poprządku, tylko Mała leży sobie nóżkami w dół (stąd uczucie kopania w pochwie) i fakt, wczoraj cały dzień mnie tam kopała. Podobno nie jest to za szczęśliwe ułożenie i dopóki się nie zmieni, mam więcej leżeć i się nie forsować, a prace domowe oddać w ręce męża.
No i generalnie to wszystko ok, ale w razie takich sytuacji, to po prostu przyjeżdżać. A powód? Pewnie przez globulki.
Pozytyw z tej nerwowej sytuacji taki, że mieliśmy okazję zobaczyć Martynkę w 4d. Tzn. zobaczyć na tyle, na ile sobie pozwoliła, bo buźki nie chciała pokazać. Zakryła się nóżkami i rączką i tylko nam nosek mignął.
Dziś rano znowu nitki krwi i podbarwiony śluż, ale wieczorem aplikowałam ostatnią globulkę, więc muszę wierzyć, że to przez to. Poczekam przez weekend co się będzie działo.
Matko jedyna, jaka okropna sytuacja.