Viki, chrzciny chrzcinami, ale to "mama" - bezcenne.
Suseł, kciuki zaciśnięte. daj znać po. Ja się chyba prywatnie wybiorę, bo skoro pediatra nic nie widzi, a ja się niepokoję, to lepiej to sprawdzić.
A ja dziś przeżyłam koszmarny spacer. Tak się rozpłakała, że szok. Zanosiła się wręcz (zresztą przed wyjściem i próbami włożenia do wózka było nie lepiej). Brałam ją na ręce i nic. Tylko politowanie w spojrzeniach ludzi. Jedna babka nawet powiedziała: "oj, jaka bidulka". Wrrr. Aż w końcu wywrzeszczała się i z braku sił zasnęła.
Wiem, że to skok, ale jak tak będzie aż jej się skończy, to ja się normalnie boję z domu wychodzić.
Jako matka posiadająca dziecko ryczące przy byle okazji powiem Ci, żebyś się nie przejmowała. Wrzaski mojego Krzysia znają już chyba wszyscy sąsiedzi, Przedtem przejmowałam się każdym spacerem, bo zawsze na początku wył. Ludzie rzeczywiście patrzą się jakby pierwszy raz w życiu płaczące dziecko widzieli, a ja miałam wrażenie, że sobie wtedy myślą, że jestem złą matką. W pewnym momencie olałam to, bo przecież na spacery wychodzić muszę. Jak ja olałam to dziecko chyba wyczuło, że się nie stresuję i też jest spokojniejsze. Co prawda zdarza mu się jeszcze czasem koncert pt. "ja nie chcę tej czapki", albo "zsikałem się i chcę wracać już, natychmiast". Na wszelki wypadek, żeby się ludzie nie gapili przeważnie chodzimy na spacery do lasu No, ale z każdym dniem płaczu jest coraz mniej.