Witajcie!
Nawet sie nie zabieram za nadrabianie.
Młody śpi napasiony. Izka z Tatuśkiem na basenie i wreszcie się zebrałam na internet.
Niki jest słodkim dzidziusiem, ale o wiele wrażliwszym niż Izka (a ponoć chłopaki nie płaczą).
Jak wróciliśmy to był istny cyrk, bo zmiana środowiska i do tego brzuszek bolał.
Ale już jest super. Generalnie je, rozgląda się, robi kupę, je rozgląda się i śpi 2-3 godz.
Wieczorem ok 21 kąpiel (nawet lubi) i 1 lub 2 nocne karmienia.
Espumisan zdziałał cuda, a Niki się przyzwyczaił do miejsca i coraz śmielej patrzy na świat.
Iza udaje, że nie ma tematu;-)
Na razie mam dla niej sporo czasu, bo dużo tego snu jest, więc wykorzystuję jak mogę.
Jak Niki płacze, to przybiega do mnie i woła "dzidzia ła! dzidzia ła"
Jak go karmię to mówi "dzidziuś cycuś" albo "dzidzia cyca" i przygląda się łapiąc małego za paluszki.
Generalnie nie widzę specjalniej zazdrości... Na razie...
Mieliśmy żółtaczkę, ale szybko znikła dzięki wilczemu apetytowi Nikodema.
Do tego pęknięty obojczyk, ale ma samo przejść. Na szczęście podobno go to nie boli.
Wczoraj zaliczyliśmy pierwszy spacer naszym podwójnym "autobusem". Ale się ludzie gapią
Sorki za chaos, ale zaraz się ssak obudzi, a chcę jeszcze zdjęcia wrzucić tylko nie wiem jak...
Dodam tylko, że drugi poród to "pestka".
Może bolało bardziej niż za pierwszym razem,
ale było krócej i bez "wspomagaczy" (jeśli nie liczyć "subtelnego" masażu
)
Tylko mi Jacka nie wpuścili na poród, bo rodzinna była zajęta, a położna niefajna.
Złapały mnie skurcze po północy , cały dzień były nieregularne.
Od 18 już regularne, ale dosyć krótkie więc myślałam, że się rozedją.
Na porodówce byliśmy o 22:30 i już było 7cm rozwarcia.
Oczywiście na ktg moje skurcze się nie zapisują.
Dwa parte (teraz wiem co to są PARTE - ło matko boska!) i wyskoczył brzdąc.
Miał być 3300, był 3700, ale mnie nie nacieli.
Mam pęknięcie 1 st. na jekieś 5 szwów, ale nie czuję tego kompletnie.
Z karmieniem jak to u nas trochę problemów, bo brodawki do niczego,
mleko pojawiło się późno i zdąrzył mnie pokaleczyć,
ale w końcu znaleźliśmy odpowiednie kapturki (te co Izę karmiłam się nie sprawdziły)
i jest ok.
Tylko jeszcze trochę płaczę jak się przysysa.
Uroki macierzyństwa.
Kończę ten elaborat cała w skowronkach.
Na razie wyspana i szczęśliwa...
Mam nadzieję, że pozwolicie mi zostać z kwietniówkami, chociaż jesteśmy z 1 maja.
Ale tylko 55 min.
Dużo energii życzę.
Będę zaglądać w miarę możliwości.