nie, no koniec swiata ma byc w 2012 ;-)
morgaine, ja przy chlopakach tez sobie pozwalalam na pol piwka (mojego reddsika kochanego, sun), albo lampke wina. a jak szlam na imprezke, np wesele (jak mieli kilka mies juz) to tez bralam laktator, w kibelku sie zamykalam i odciagalam, jak juz mialam pelne, i wylewalam, karmila moja mama z butli wczesniej sciagniete i pomrozone. dopiero 12h po spozyciu alko karmilam z piersi i luzik.
w ogole swiete slowa - teraz mam mega luz, super to opisalas, wlasnie tak. niczym sie nie stresuje. maly placze? no placze, w koncu to male dziecko i czasem musi ;-) i to wychodzenie, wszedzie z mlodym ide, wozek rozkladam jedna reka, tacham fotelik, torbe z akcesoriami, dwojke dzieci wciagam i siaty z zakupami czasem - i jakos daje rade. gotuje obiady, sprzatam, ubieram i piore ;-) i w ogole nie czuje sie przeciazona robota. a przy Filipie miesiac - poltora nie robilam nic, ani obiadu, ani nie sprzatalam, ani zakupow. nawet nie wychodzilam sama na spacer (wozek, styczen, drugie pietro i ja bezradna totalnie). wszystko mi przynosili, ja sie tylko mlodym zajmowalam.
i powiem wam, ze teraz jakos pelniej odczuwam to macierzynstwo. mowie, moze dlatego, ze Felek jest wprost niesamowity - spi cale dnie i noce, wszystko moge zrobic bez stresu. ale nie denerwuje sie, jak w nocy jeczy czasem, nigdy sie nie zniecierpliwilam na niego jeszcze, moge przewijac w nocy, chodzic z nim po domu (no raz sie zdarzylo) po nocy, jak nie moze usnac.. nie wiem, po prostu w kazdym momencie bym go zjadla z milosci ;-) i wszystko przyjmuje bez protestu.
przy chlopcach nie bylam taka spokojna, wszystko mnie draznilo, placz, jek, wstawanie w nocy.. teraz jestem jakas 100% szczesliwa.
i tak jak morgaine sie tego troche obawiam, bo nigdy nie jest tak z gorki non stop.. ale staram sie nie myslec. a moze sola maja byc ci moi niegrzeczni chlopcy ;-)
co do pokarmu - karmie od poczatku tylko z jednej piersi, nie mialam kryzysu,
morgaine - wspolczuje. buziak, bedzie dobrze, czesto przystawiaj. ja jem akurat duzo owocow i duzo warzyw, i hektolitry kawy (zamiennie zwykla i anatol ;-) i herbaty owocowe). w ogole wpieprzam jak dzika, duze snaidanie (na slodko), ogromny obiad (lub dwa) i kolacja (zwykle na cieplo i kaloryczna ze hoho).
wiem, ze juz dlugasny post, ale powiem wam, ze dzis super dzionek :-) sprzatnelam zabawki chlopakom (posortowalam wsio, czesc do garazu, czesc dla potrzebujacych dzieci, czesc na smietnik), co juz mi sie odbijalo od dlugiego czasu. a potem poszlismy z D na rowery z chlopakami i do parku, akurat byl tam piknik wiosenny :-) kapela, kielbachy, taki festyn. chlopcy jezdzili na rowerach - Maks na swoim nowym - pogina jak stary, rewelacja!! polecam, na zakupowy wrzuce jaki kupilismy. i grali w pilke z kolegami, skakali na trampolinie i dostali super duze balony ;-) Maks ma swoja Dore (z bajki) taka duza jak on
czad! a Fiol SpongeBoba ;-)
i bylam w szoku, co i rusz spotykali kolegow
z przedszkola. no bez jaj, ja tu w Rumi nie mam znajomych wcale, a tu moje dzieci co i rusz do kogos biegly i sie witaly ;-) szok! dumna az bylam, jak fajnie spolecznie rozwinieci ;-) i oczywiscie grali z obcymi chlopakami w pile, Fiol super mocno kopie :-) a ja sie opalilam ciut
i byly tam takie bransoletki z muliny, z imionami. i wszystkie tradycyjne imiona dla dzieci, wiadomo, filip, maks itp. i wiecie co? byl tez FELIKS
nie spodziewalam sie, naprawde! kupilismy i zamontowana juz na foteliku, hehe ;-)
wracajac zatrzymalismy sie w macdo i kupilismy zarelko na wynos, w domku usiedlismy i zjedlismy cala piatka - bo Felek jadl w tym samym czasie swojego 'shake'a'
smielismy sie, ze pierwszy raz zjedlismy kolacje razem, cala rodzina
no musialam sie podzielic, bo naprawde milutko spedzilam ten czas! mam fantastyczna rodzine, hehe..