hej, kochane! jestem dumna, bo was doczytalam
HAHA!!
pokrotce -
Asiuniu kochana! ogromnie dziekuje za przekazywanie wiesci z porodu live
jestes wielka i juz ci mowilam, ze w nagrode kiedys cie nawiedze i zabiore na najdluzsze i najbardziej wyczerpujace zakupy w zyciu
lowju! najbardziej za ta szyjke, co dzieki twoim perswazjom wreszcie sie rozwarla
Morgaine kochanej za setki smskow na porodowce i po
za dobry humor i troske! i za zajecie, kiedy myslalam, ze moze wreszcie sie przekimam
lowjutu!!!
skorupce, lilou, hatorskiej, marmie, akkm, nati, mitagince i wszystkim kochanym bebetkom (joll nas fajnie okreslila :-) ) - za slowa wsparcia i otuchy!!! KOCHAM WAS, moje kwietnioweczki :-) naprawde mozna na was liczyc, dzieki Wam ten porod zlecial mi szybciochem, miedzy jednym smsem a drugim
jeszcze chwila i zapomnialabym przec ;-) z rozwarciem 8 cm pisalam jeszcze do ktorejs ;-)
teraz dalej :-)
jankesowa, trzymam kciuki! duszko, anisad, margolko, antoninko, lilou i laurce i wszystkim pozostalym oczekujacym i niecierpliwym - to naprawde sie stnaie juz niedlugo :-) wiem, ze teraz taka madra jestem, ale naprawde, nie znacie dnia ani godziny, kazdy porod jest inny i moze sie zaczac kiedykolwiek, jedno jest pewne - NIEDLUGO NASTAPI :-) uwierzcie w to i nie smuccie sie! naprawde! dzidzius zna swoj czas i to jest najlepszy czas do wyjscia!!! musicie im zaufac, tym maluszkom :-)
mitaginko - babelku kochany, po prostu az nie wierze, co cie spotyka.. to koszmar jakis i w szoku ejstem, ze jeszcze sie tak dzielnie trzymasz. ja bym juz wymiekla i nie wiem, dawno bylabym w depresji, po jakichs 3 tygodniach w lozku. i to znaczy tylko jedno - skoro ty sie jeszcze trzymasz - to jestes jedna z najsilniejszych osob, jakie znam i po prostu wytrzymasz wszystko! musisz w to wierzyc! jestes wspaniala mama, zostalas poddana najtrudniejszym probom i dalas rade. teraz juz tylko finisz. a lyzeczkowanie nie boli, zreszta na bank dostaniesz jakiegos znieczulacza, najpewniej glupiego jasia, albo cos w tym stylu. na zywca nie zrobia na bank. a antybiotyk wyleczy stan zapalny i tez luz, bedziesz mogla siadac na pupsku. kup sobie ta poduche z dziurka, one sa super na to, mi przy Filipie uratowala zycie.
a co do obaw, ze cos ci sie stanie - wez przestan, to nie XVII wiek, od lyzeczkowania sie nie umiera ;-) promis.
trzymam mocno kciuki za twoje pozytywne nastawienie. i jedz apap czy inny paracetamol 4xdziennie 2tabletki, tzn co 6h, nie czesciej. samopoczucie bedzie lepsze.
jankesowa, lilou, morgaine - cos bylo o mezach. moj maz tez mnie wnerwial, ale dzis juz troche lepiej. no lata ostatnio do pracy jak dziki, kiedys nie pracowal w soboty, a teraz co sobote do 17 w pracy, jak codzien. przyjdzie z pracy i zaraz znowu przy kompie. i tak do nocy. i co dzien. teraz rano przed porodem powiedzialam mu, ze chyba sie zaczyna - polecial do roboty i mowil, ze jak sie rozkreci mam dac znac. przyjechal, oczywiscie, ale o 19.30 przeszczesliwy zmyl sie z patologii mowiac, ze pewnie rano sie zobaczymy. a ja w skurczach! chociaz wesolo bylo, ciagle mnie rozsmieszal i fajnie, w sumie o 20 i tak musialby do domu jechac. przyjechal na porodowke o polnocy i fajnie, znowu wesolo, ale wlazlam pod prysznic i godzine siedzialam tam, to marudzil, ze mogl spac w domu jeszcze. odjezdzal miedzy skurczami, taki byl zmeczony. i potem po porodzie to samo, byl z nami jakies 4h lacznie w szpitalu, wpadal i wypadal doslownie. malego mial na rekach do tej pory nie wiem, 10 razy...
co lepsze. wczoraj przywiozl mnie ze szpitala, posiedzial godzine i pojechal do pracy. wrocil o 19.30 wk..wiony, bo musial robic zakupy i czekal 40min w kolejce, taka byla dluga. odbebnil kapiel i wybiegl na piwo z kumplami.
dzis tez go nie ma, caly dzien poza domem, a teraz kolejny raz opija malego. z innymi kumplami.
po prostu mialabym ochote go zabic, gdyby nie to, ze wiem, ze ma strasznie duzo pracy, w nocy nie spi, wszystko na jego glowie, jak on nie dopilnuje, to sie rozlezie - a swieta za tydzien i mamy mase zamowien, urwania glowy. 5 osob pracuje i niewyrobka, a on ma wszystkiego dogladac, zeby na pewno bylo ok.
zabilabym za wychodzenie w domu, gdyby nie to, ze on w ogole bardzo rzadko wychodzi gdzies sam. prawie wcale, nawet nie raz na miesiac.
i jak juz ma malucha na rekach to caluje go, tuli, gada do niego. jak mnie mija to caluje, przytula, glaszcze. mi tego za malo i wymyslam, rycze, ze ucieka z domu przede mna, ale to nieprawda, wiem, ze to hormony mi podpowiadaja glupoty. dzis mu to powiedzialam, on mnie uspokjaal, przytulal, calowal, obiecal, ze jutro caly dzien z nami i postara sie jak najwiecej byc w domu. a tydzien przed swietami jest, wiec pewnie bedzie pozno wracal i tak.. cholera. no ale co zrobic, ktos na to wszystko zarabia i powinnam sie cieszyc, ze nie ejst leniem, a przy tym czuje, bo czuje, ze bardzo mnie, nas wszystkich kocha.
no. to sie wygadalam.
ale ogolnie baby blusa mam kosmicznego. jak pisalam wam posta bylo ok, ale potem ryczalam co 5 minut, wszystko mnie przygnebialo. matko boska, to jest okropnosc. zalamalam sie, ze rodzice wyjezdzaja na tydzien. choc w sumie do niczego nie sa mi potrzebni, to mnie to zalamalo, ze akurat teraz sobie jada do tego berlina! na zakupy!!! nie zalezy im na wnuku, na nowonarodzonej kruszynie! wola zakupy!
zalamalam sie, ze babki od sprzatania nie odbieraly telefonu i nie mam potwierdzenia, ze przyjda mi posprzatac chate przed swietami!
i umowilam fachowcow na poniedzialek, co oznacza, ze bede dwa dni musiala siedziec u szwagierki w mieszkaniu - za co zreszta jestem jej ogromnie wdzieczna, bo inaczej w ogole musialabym sie stad ewakuowac, pakowac wszystko i siedziec zdala od was i domu!
przeroslo mnie nawet to, ze mi kwiaty zgnily! podlalam je po powrocie wczoraj i okazalo sie, ze Dawid tez to zrobil dzien wczesniej! zgnily!
po prostu kazdy powod do wycia jest dobry...
i musze konczyc, bo mlody sie obudzil, ale wroce :-)