Witam sie "poweekendowo"
Mam sporo do nadrabiania....
U mnie bardzo kiepsko
W piątek z położną rozmawiałam, wszystko ustaliłam i miałam naprawde dobry humor i przyszła sobota...
Całą sobotę czułam sie fatalnie, ogólnie najchętniej bym ją przespała, w nocy mimo max dawki leków miałam straszne skurcze i nic nie pomagało- już chciałam obudzić małża ale..ale zasnęła. W niedziele w ciągu dnia niby lepiej,niby skurcze takie "codzinne" noi wczoraj wieczór...znowu skurcze ale nieregularne, takie sobie ale poszłam do toalety i na papierze był śluz z tką niteczką krwi....szok!! Ja w życiu nie miałam plamień ni nic takiego, tego śluzy z taką niteczką było mini mini bardzo mało ale już wpadłam w paranoje.. Mąż mnie uspokoił- bo nie miałam juz z tego wszystkiego skurczy iposzliśmy spać. dziś już nic nie ma- wszytsko dobrze, skurcze normalne, zadnych nitek krwi...
Albo coś mi naruszyło tam w środku-np przez pessar (mało prawdopodobne), albo po maleńku już czop mi odchodzi i niestety wolno spływa bo mam tenb pessar... tak czy siak wiem że długo nie pociągne, bo leki już nie działają a skurcze mam co raz częstrze i co raz silniejsze
Ryczeń mi sie chce bo tak chciałam wytrwac do choć 36tyg a najlepiejn do 37 a tu dopiero 33,1 dzień no koszmar!!!!
Jeszcze mój gin na urlopie, dobrze ze za tydzień mam wizytę u7 jego znajomej która go zastępuje, ale to dopiero za tydzień...jak dziś znowu bdę miała takie skurcze lub znów coś niepokojącego mi sie pojawi to jade do szpitala niech sprawdza...narazie odpukac wszystko przeszło, jest normalnie, leże..no nic zobaczymy.