Kamile85
Fanka BB :)
Było tak:
W czwartek wieczorem po kapieli smarowałam Kajcia mazidłami z apteki jak co wieczór. Okropnie sie zachowywał, fikał na wszystkie strony i wrzeszczał w niebogłosy. Jak sie troche uspokoił to odwróciłam się po piżamkę, a on fik na podłogę z przewijaka na stelarzu na gołe panele. Ja miałam też śliskie ręce od tych mazideł i wyszło jak wyszło. Od razu był ryk, taksówka (auto w warsztacie, na marginesie - nic nie zrobili...), szpital, coraz cichszy płacz... dramat. Kajtuś zaczął usypiać M. na rękach, ja pytałam cały czas czy oddycha USG, RTG wyszło dobrze (po wyjściu z usg jakaś baba z 15-letnią siedzącą i gadającą córką mówi do mnie, ze mogłam chociaż spytać, czy mogę wejść, bo one tu czekały przede mną , nie pamiętam, czy to skomentowałam), rozbudziło się dzieciątko przy pobieraniu krwi i wkladaniu wenflonu, później kroplówka z glukozą i usnął mi na rękach.
Rano obudził się ze słabym uśmiechem, wiedziałam już, że będzie dobrze. I tak siedziliśmy sobie w szpitalu, Kajtuś wszystkich kokietował, czekaliśmy do poniedziałku na neurologa i mieliśmny iśc do domu. Neurolog zlecił jeszcze profilaktycznie badanie dna oka (czyli kolejny dzień w szpitalu), ale wieczorem na obchodzie chodził chirurg który nas zna z powiększonej wątroby, po tym, jak mu powiedziałam o znów węzęł chłonny jest powiększony i pokazałam kupę ze śluzem, powiedział, zebyśmy się wypisali na własne żądanie bo Kajtuś łapie infekcję, a jutro (czyli dzisiaj) mu się pokazali. Gdybym wiedziala, że sprawy przybiorą taki obrót, to bym się wypisała z tego cholernego szpitala już w sobotę i poszła do neurologa we własnym zakresie, a dziecko nie nazbierałoby sie bakterii szpitalnych.
To jak ja się czuję po tej akcji z przewijakiem jest nie do opisania, daruję sobie. Kajtuś czuje się świetnie, zadowolony i mega aktywny + skóra, ktora znów jest brzydka i popękana z powiększonym węzełkiem i śluzem w kupie, które mu wogóle nie przeszkadzają, a mnie odbierają kolejny rok życia
To tak w skrócie.
W czwartek wieczorem po kapieli smarowałam Kajcia mazidłami z apteki jak co wieczór. Okropnie sie zachowywał, fikał na wszystkie strony i wrzeszczał w niebogłosy. Jak sie troche uspokoił to odwróciłam się po piżamkę, a on fik na podłogę z przewijaka na stelarzu na gołe panele. Ja miałam też śliskie ręce od tych mazideł i wyszło jak wyszło. Od razu był ryk, taksówka (auto w warsztacie, na marginesie - nic nie zrobili...), szpital, coraz cichszy płacz... dramat. Kajtuś zaczął usypiać M. na rękach, ja pytałam cały czas czy oddycha USG, RTG wyszło dobrze (po wyjściu z usg jakaś baba z 15-letnią siedzącą i gadającą córką mówi do mnie, ze mogłam chociaż spytać, czy mogę wejść, bo one tu czekały przede mną , nie pamiętam, czy to skomentowałam), rozbudziło się dzieciątko przy pobieraniu krwi i wkladaniu wenflonu, później kroplówka z glukozą i usnął mi na rękach.
Rano obudził się ze słabym uśmiechem, wiedziałam już, że będzie dobrze. I tak siedziliśmy sobie w szpitalu, Kajtuś wszystkich kokietował, czekaliśmy do poniedziałku na neurologa i mieliśmny iśc do domu. Neurolog zlecił jeszcze profilaktycznie badanie dna oka (czyli kolejny dzień w szpitalu), ale wieczorem na obchodzie chodził chirurg który nas zna z powiększonej wątroby, po tym, jak mu powiedziałam o znów węzęł chłonny jest powiększony i pokazałam kupę ze śluzem, powiedział, zebyśmy się wypisali na własne żądanie bo Kajtuś łapie infekcję, a jutro (czyli dzisiaj) mu się pokazali. Gdybym wiedziala, że sprawy przybiorą taki obrót, to bym się wypisała z tego cholernego szpitala już w sobotę i poszła do neurologa we własnym zakresie, a dziecko nie nazbierałoby sie bakterii szpitalnych.
To jak ja się czuję po tej akcji z przewijakiem jest nie do opisania, daruję sobie. Kajtuś czuje się świetnie, zadowolony i mega aktywny + skóra, ktora znów jest brzydka i popękana z powiększonym węzełkiem i śluzem w kupie, które mu wogóle nie przeszkadzają, a mnie odbierają kolejny rok życia
To tak w skrócie.