Kochana doskonale Cię rozumiem! Moja ciąża zaczęła się po transferze 01.06.2021. Miało być pięknie, transfer w dzień dziecka, wizualizowałam sobie dziecko, że się uda, że będzie, zarodek dostał imię Pawełek. Ja z takimi biednymi jajnikami, jedna komórka z naturalnego cyklu i pyk udało się. ZobacYłam nawet słabo bo słabo, ale bijące serduszko mojego dziecka. Tydzień później przestało bić. Poroniłam równo w 9 tygodniu ciąży, jak to sobie przypomjnam to płaczę. Ból był ogromny, roniłam sama, wychodziło ze mnie wszystko łącznie z maleństwem. Przeżyłam to okrutnie. Więc wiem co czujesz
wiesz co zrobiłam? Powiedziałam sobie, że to nie koniec. Że będę walczyć! Ponad tydzień później pojechałam na wakacje, na które zabronili mi jechać. Wtedy już po poronieniu mogłam. Opuściłam to forum na dwa miesiące, nie byłam w stanie siedzieć i czytać. Wróciłam po wakacjach - naładowałam baterie, odstresowałam się i podeszłam do próby jeszcze raz. Znowu to samo , tylko jeden pęcherzyk na chorym jajniku, który nie ma jajowodu. Pobrali mi, zapłodnili. Transfer odbył się 14 dnj temu. Dzisiejsza beta hcg = 345.
Niby super, lekarka każe się cieszyć, ale ja nauczona poprzednią ciążą podchodzę teraz bardzo ostrożnie. Staram się w ogóle nie cieszyć, pracuję normalnie, próbuję nie myśleć. Praca daje mi siłę i czas mija szybciej. Czy tym razem się uda? Nie wiem. Trochę inaczej mnie lekarka przygotowała (biorę od początku cyklu encorton wyższą dawkę, wlewy z intralipidu oraz acoffil co 3 dni). Biore teraz wszystko na klatę, będzie co ma być. Zrobiłam i robię wszystko co mogę, reszta nie zależy ode mnie.
Życzę Ci więc, żebyś znalazła w sobie siłę tak jak ja i spojrzała na wszystko na chłodno (choć jest to bardzo trudne, ja ciągle opłakuję mojego utraconego Pawełka) i spróbowała raz jeszcze!
Życzę Ci duuużo siły i 3 mam kciuki