Witaj Hess, jeśli chcecie znać moją hstorię to proszę, ale pewnie każda z was nosi jakiś krzyż pański.
Jesteśmy małżeństwem prawie 7 lat i od tamtej pory zaczęliśmy starania o dzidzi.
w 2012 roku zrobiłam test i wyszedł pozytywny. Niestety sczęście nie trwało długo, okazało się że to ciąża pozamaciczna i usunięto mi jajowód.Potem liczyliśmu na cud że wreszcie się może uda. Niestety nic.
w maju 2014 oku zdecydowaliśmy się na in vitro komercyjne. Miałam podane 2 zarodki w 2 dobie. Beta była niska ale rosła. Zaczęłam krwawić tzn. bardziej plamić, lekarze stwierdzili w szpitalu w moim mieście że to poronienie. Więc swoje wypłakałam i chodziłam do pracy, kiedy jednego pięknego dnia pękł mi jajowód bo zarodek z IVF zagnieździł się w drugim jajowodzie i usunięto mi ten ostatni jajowód.
W listopadzie 2014 podeszłam do crio ale niestety ciąża biochemiczna. Szczerze to czasem zastanawiam się czy nie dać za wygraną, ale jednak jest we mnie jeszcze jakaś iskierka nadzieji, że może jednak kiedyś się uda. :-)