Hej Dziewczyny,
Udzielałam się trochę na tym forum w zeszłym roku, gdy miałam IUI (x3), niestety nieudane. Podczytuję Was teraz czasami i strasznie się cieszę, że wielu dziewczynom się udało!!! Gratulacje
Muszę się pochwalić, że ja również jestem w gronie tych szczęśliwców, a chciałam napisać, żeby dodać wiary innym dziewczynom, bo widzę, że niektóre mają podobne problemy do moich. Ja w tym roku podchodziłam do IVF, miałam 2 stymulacje - pierwsza nieudana (2 zarodki, 2 próby). Druga stymulacja - po 1 transferze skakałam ze szczęścia, bo beta urosła do ponad 100, niestety w dniu wizyty pęcherzykowej nieznacznie spadła... Wiem co to znaczy dostać nadzieję, być przekonanym, że się udało, a za chwilę ktoś Ci to wszystko odbiera... Trochę byłam na to przygotowana, bo słyszałam różne historie, ale oczywiście każdy myśli, że jego to nie spotka... Przez kilka dni było ciężko, musiałam to wypłakać, ale okazało się, że kilka dni później przyszła @ i mogłam od razu przygotowywać się do transferu mrozaczka. Tak więc zapomniałam o bólu i skupiłam się na kolejnym transferze. Okazało się, że beta znowu rosła, oczywiście bałam się strasznie, żeby nie spadła, ale po 100 zobaczyłam 200, 600 i 1200 i czułam, że będzie dobrze
Oczywiście poźniej stres czy będzie pęcherzyk itd. ale na szczęście wszystko było książkowo. Ok. 6 tc zaczęłam nagle plamić, zobaczyłam żywą krew i prawie dostałam zawału, myślałam, że to już koniec... Dla mnie krwawienie oznaczało jedno... Brałam mnóstwo progesteronu, więc wiedziałam, że to na pewno nie od niedoboru... Pobiegłam do lekarza, ale na usg wszystko było ok. Nie wiadomo było skąd to krwawienie, ale trochę się uspokoiłam. Trwało to kilka dni, później przeszło w plamienie... Byłam cała w stresie, ale następne usg po tygodniu również było ok, więc stwierdziłam, że widocznie tak ma być. Aż do 9 tc, gdy dostałam mocnego krwawienia, jak na @, bolało mnie też podbrzusze... Byłam przerażona, pojechałam natychmiast do lekarza, ale usg znowu było ok, serduszko biło... Lekarz kazał mi się nie przejmować krwawieniem i dużo leżeć, po kilku dniach przeszło. Poszłam na usg tydzień później (dalej z plamieniem) - na usg widoczne były ciemniejsze plamki i okazało się, że to błona śluzowa macicy złuszcza się w kilku miejscach i stąd te krwawienia... Teraz jestem w 12 tc i od jakiegoś czasu nie mam kompletnie żadnych plamień - widocznie organizm się już oczyścił.
Rozpisałam się trochę, ale chciałabym dodać otuchy dziewczynom, którym tak jak mi udało się tylko na chwilę - jestem przykładem, że już w kolejnym miesiącu może się naprawdę udać
I tym, które plamią i krwawią - to naprawdę nie musi oznaczać najgorszego (chociaż każdy przypadek jest inny i na pewno trzeba to konsultować z lekarzem!). Przeszukałam w necie wiele stron, gdzie były podane najczęstsze przyczyny krwawień, które nie pasowały do mojej sytuacji, więc wiem jaki to może być stres. Jak się okazuje organizm jest nieprzewidywalny i może nas nieźle nastraszyć... In vitro uczy nas pokory i widzę po sobie, że nie potrafię cieszyć się tak jak moje koleżanki, które bez problemu zaszły w ciążę, bo nam już zawsze towarzyszyć będzie strach, ale naprawdę jestem przykładem na to, że mimo tego strachu i uzasadnionych obaw może się udać! Trzymam za Was mocno kciuki i wierzę, że każdej z Was się uda, jak nie za drugim, to za piątym razem, ale na pewno się uda. Mi się udało po przejściu 3 IUI i 4 transferów, też miałam chwile zwątpienia, ale teraz wiem, że warto walczyć!!! Powodzenia dziewczyny!!!