Sylwia1985 widzę że jesteś bardzo poinformowana na ten temat a ja wiec nie będę się z Tobą spierać bo się na tym nie znam. Ale z tego co napisałaś wszyscy lekarze którzy nie przepisują kontrolowania progesteronu, nie przepisują acardu itd. to nie lekarze tylko znachorzy. I nie miałam zamiaru nikogo wprowadzać w błąd napisałam to czego się dowiedziałam. I już we wcześniejszym poście napisałam że lekarz nie powiedział o który progesteron mu chodzi a szczerze wątpię żeby nie wiedział który jest sztuczny a tym bardziej żeby nie zależało mu na powodzeniu transferu.
Bardzo Cię proszę czytaj ze zrozumieniem i nie koloryzuj pewnych spraw. Napisałam, że lekarz opowiadający że luteina nie wychodzi podczas badania progesteronu ma albo duże luki z edukacji albo jest znachorem.Chociaż coś mi się zdaję, że to nie wina lekarza, a Ty źle zrozumiałaś słowa doktora. Pewnie miał na myśli duphaston a nie luteinę.
Po drugie cały czas wyraźnie piszę, że acard, fraxiparine/clexane, encorton, metformina powinny być podawane po zdiagnozowaniu czy nie ma chorób współtowarzyszących takich jak choroba immunologiczna, nadkrzepliwość, insulinooporność, że o niedoczynności tarczycy nie wspomnę. Dlatego cały czas pisałam, że warto robić w tym kierunku BADANIA.
Po trzecie - nawet jak nie ma chorób współtowarzyszących to po paru niepowodzeniach warto spróbować z suplementacją, bo na pewno się nie zaszkodzi, a może pomóc.
Podchodzisz pierwszy raz do in vitro, ślepo wierzysz lekarzowi i jeżeli problemem stanowi tylko nasienie męża to masz duże szanse na zajście w ciąże po 1 transferze (i tego Ci z całego serca życzę). Jednak jest wiele osób, które były standardowo traktowane, nie badany progesteron, nie szukane inne powody niepowodzeń, etc i dopiero po paru niepowodzeniach na własną rękę szukały pomocy. Ja byłam kiedyś taką pacjentką. Na początku nie interesowałam się całą procedurą, twierdziłam że lekarze wiedzą co dla mnie najlepsze i gorzko się rozczarowałam. Po pierwsze lekarz prowadzący odstawił mi przed stymulacją siofor (który nota bene wypisał mi dawkowanie na oko czyli 500 mg dziennie). Przez ten błąd bardzo źle się stymulowałam, na leki wydałam coś koło 5-6 tys a po tym czasie chcieli mi przerwać stymulację bo największy pęcherzyk miał 13 mm. Zdecydowałam się na IVM. I okazało się, że wszystkie komórki które dojrzały we mnie bardzo źle się zapładniały, bądź przestawały się rozwijać. Z IVM miałam zarówno pierwszą (którą straciłam) i drugą ciążę (teraźniejszą). Dopiero po zmianie lekarza na bardziej kompetentnego została wykryta u mnie niedoczynność tarczycy, zostały zrobione dokładniejsze badania w kierunku insulinooporności, miałam nawet kuracje eksperymentalne kiedy podawano mi domacicznie lek stosowany w białaczce, by endometrium urosło większe niż 6 mm. Dopiero niepowodzenia przy próbach zmusiły mnie do edukacji na ten temat (chociaż moja specjalizacja jest daleka od ginekologii) i do patrzenia na ręce lekarzom. Bardzo się tylko cieszę, że moja dr (która prowadziła mój przypadek od 2 transferu) była tak zaangażowana w przypadek, sama szukała alternatyw i dokonała cudu, była też otwarta na moje propozycje. Dopiero 10-ty zarodek został ze mną i już za 5,5 tyg poznam mojego syna.
Nie życzę nikomu aby przeszedł to co ja. I śmiem twierdzić, że gdyby mój poprzedni lekarz dalej prowadził mnie standardową drogą, bo niepotrzebne jest badanie progesteronu, bo pco i tarczyca nie powinny przeszkadzać, etc to dzisiaj pewnie byłabym po kolejnej procedurze in vitro.
Twierdzę, że lepiej wydać więcej w badania, dodatkowe suplementacje ( ja wydałam na całość 40 tys - procedura, badania, wszystkie transfery) niż podchodzić do in vitro parę razy, przyjmować leki stymulujące, które dość obciążają organizm i przechodzić kolejną punkcję w narkozie.
Masz rację po co badać to wszystko, lepiej podchodzić do transferów i jak ktoś ma pecha (czyli ma choroby dodatkowe o których nie wie, które są przyczyną niepowodzeń) to najwyżej podejdzie do kolejnej procedury, i kolejnej i kolejnej ... I albo będzie miał szczęście albo i nie. Po co zwiększać sobie szanse...
I masz rację - są dziewczyny które nie badają progesteronu i zachodzą w ciążę. Tak samo jak większość kobiet zachodzi w ciąże bez in vitro, więc po co in vitro? Szkoda kasy.
Infinity - kochana przepraszam, że wczoraj nie odpisałam , ale po pracy miałam jeszcze wizytę o 21 u mojego lekarza. Zaraz Ci wszystko opiszę. I bardzo mi przykro z powodu niepowodzenia.