Cześc dziewczyny,
Podczytuje Was i czuje się jakbym czytała o sobie sprzed 7 lat. Za sobą miałam 6 IUI podchodziłam do ICSI z wiarą, że teraz będę mamą. Stymulacja trwała tylko 5 dni, wychodowałam 5 komórek w tym trzy się zapłodniły, po trzech dniach miałam 1 czterokom. 2 trzykomórkowce, piękne endo, którym zachwycał się lekarz i obecne przy transferze położne. W 9 dpt. zaczęłam krwawic ale miałam nadzieję, że to implementacja pojechałam na betę i oczywiście zobaczyłam wynik, który tak dobrze znałam czyli 0 -brak ciąży (ja dalej wierzyłam, że może będzie późna implementacja ale w klinice szybko mnie obdarli ze złudzeń). Były łzy, załamanie i złośc na cały świat, dodatkowo w pracy był wysyp wieści o ciążach co mnie dosłownie dobiło. Miałam dosyc chciałam byc mamą wymogłam na mężu wizytę w OAO (mąż nie chciał za nic na nią iśc była mega awantura, która zaowocowała kompromisem idziemy do OAO ale równolegle podchodzimy jeszce raz do ICSI). W ramach buntu wybralam wtedy najdroższą klinikę czyli Novum chociaż bylismy też na konsultacji w Białymstoku. Na wizytach przyjmowałam wszystko do wiadomości ale nie pytalam o nic - dyndało mi co ze mną zrobią efekt i tak był mi znany... Pamiętam jak doktor L. na podglądzie nawijał do mnie - no to teraz Pani wierzy w sukces jest Pani w najlepszej klinice a nie u jakiegoś tam dr. J - pomyslałam nie ma to jak skromnośc, pierdu, pierdu a odpowiedziałam niezwykle elokwentnie czyli odburknęłam wszystko mówiące - uhm i tyle sobie pogadaliśmy. Nie chciało mi się gadac chcialam jak najszybciej miec to za sobą i zacząc kurs w OAO. W 9 dpt zn owu zaczęłam plamic - nie byłam już zaskoczona, nie poleciałam na betę czekałam na rozkręcenie się @, w 11 dpt cisza, w 12 też, mąż zabrał mnie na betę ale w labie coś im nawaliło i mi nie zrobili, pojechałam do kolejnego lab. i zrobiłam badanie - wynik odczytywał mąż. Pamiętam każdą sekundę z tej chwili i słowa męża, który zamiast przeczytac wynik powiedział: kurde tu jest jakieś H - co to znaczy? a mi serce stanęło darłam się jak wariatka powyżej normy!!! ile!!!! czytaj!!! - nigdy wcześniej nie płakałam ze szczęścia a wtedy buczałam jak dziecko, tańczyłam i skakałam, i dziwiłam się, bo za pierwszym razem wierzyłam, że jestem w ciąży, gadałm do brzucha, leżałam plackiem, robiłam sobie wizualizacje, że moje endo to mięciutka kołderka itd, itp. - i d...pa blada, tym razem odpusciłam sobie cały ten cyrk i nie wierzyłam ani trochę a tu proszę. Nie ukrywam też, że wcale nie miałam ciągu do posiadania drugiego dziecka, długo zwlekałam (mam już 35 lat) ale w końcu uległam mężowi i córeczce, którzy chcieli powiększenia rodzinki. Byłam pewna, że się nie uda (zostały mi już słabe zarodki i dodatkowo 6 lat siedziały w lodówce), normlanie chodziłam do mocno stresogennej pracy (dojeżdżam 100 km w jedną stronę) i tym razem w 10 dpt krwawiłam, było mi smutno podzieliłam się z Wami info, że się nie udało ale krwawienie ustało w 12 dpt więc zrobiłam betę i znowu się udało:-) Ja mam takie życiowe motto, że nie mogę czegoś mocno chciec bo wtedy na pewno dostanę kopa od losu, jak podchodzę na luzie i się nie nastawiam na skuces to jakoś dobrze na tym zawsze wychodzę zarówno w życiu prywatnym jak i zawodowym.
Powodzenia dziewczyny- każdej z Was ogromnie kibicuję i przeżywam razem z Wami sukcesy i porażki.
Sylwia - masz szczęscie, że ciężarnych nie wolno ochrzaniac ;-) Nie myśl nawet o zwaracaniu wolności mężowi, on Cię kocha (mój M też chciał mi "zwracac wolnośc" ale nas nasza niepłodnośc połączyła jeszcze silniej - tyle razem przeszliśmy, że nie potrafimy życ bez siebie, znajomi się rozstają, przestają sobie okazywac uczucia a my dalej czujemy, że dajemy sobie szczęście:-)). Trzymamy za Ciebie kciuki z całych sił!