Kochana wiem co czujesz , ja miałam to samo
przez kilka lat próbowaliśmy naturalnie , jakoś nie przyszło nam do głowy że problem może tkwić w nas ... Po tym czasie mąż postanowił zrobić badania nasienia , okazało się że jest całkowity brak plemników przez chorobę która przechodził w dzieciństwie ... Po diagnozie daliśmy sobie spokój ... Ból ból ,rozpacz dlaczego akurat nam się to przytrafia ... Po pewnym czasie stwierdziliśmy że nie będziemy nigdy do końca szczęśliwi jeśli nie doczekamy się dziecka .... Podjęliśmy decyzję i dawcy ... Przeszliśmy 2 próby iui ... Niestety nie udane
zaraz po tym podjęliśmy decyzję o ivi ... Chodź lekarz powiedział że możemy jeszcze raz podejść do iui zdecydowanie odmówiliśmy . Zaczęła się przygoda z ivi która trwa już prawie 1,5 roku ... Po pierwszym transferze zaszłam w ciążę , pierwszy raz w życiu widziałam cudowne dwie kreski na teście . Byłam w takim szoku że cała zaczęłam się telepać . Nie wiedziałam co mam robić ... Seriooo mózg przestał funkcjonować na chwilę ... Miałam prawie stan przedzawałowy ....szybko zebrałam ssie w sobie i dzwoniłam po rodzinie kto pojedzie zemną na betę bo ja nie byłam w stanie prowadzić ... Beta dodatnia , szalałam ze szczęścia że w końcu po wielu latach się udało .... Bardzo chciałam zobaczyć moje małe szczęście na USG ... Pojechałam po 2 tygodniach do lekarza nie z kliniki , takiego który miał ta ciążę prowadzić i co według niego ciąża nie rozwija się prawidłowo , za.maly pęcherzyk ciążowy względem do tygodnia ciąży ... Był strach czy aby na pewno ma rację ..m dzień po tej wizycie pojechałam do lekarza z kliniki , uspokajał że może być jeszcze dobrze .... Po kolejnych 3 tygodniach i dwóch wizytach kazał odstawić leki ...chodź pęcherzyk się powiększył to nie było serduszka
był niemiłosierny ból , złość do wszystkiego i wszystkich dlaczego znowu my skoro już miało być tak pięknie ... Prawie w 9 tygodniu poroniłam ...bałam się tego najbardziej ...czułam nie moc... Ciągle płakałam , ciągle obwiniałam siebie ... Nie potrafiłam się uśmiechać , rozmawiać ... Moim najlepszym przyjacielem było łóżko ... W końcu podjęłam decyzję i terapii ... Uwierz mi że pomogła , chodź na początku czerwca wszystko wróciło do mnie że zdwojoną siłą bo miałam na ten dzień termin porodu i odebrałam kolejna betę ( ciąża biochemiczna
) po drodze wyszly inne kwiatki , wizyta u imunologa konieczna i wykonanie niezbędnych badań , guzki na tarczycy ( ponoć jest ich tak dużo że cała tarczycę zajmują i niektóre są duże . ... Muszę iść na biopsję
)...ale nie poddaje się , walczę dalej bo wiem że moje maleństwo czeka na mnie ... Ogólnie miałam 4 transfery dwa razy ciąża biochemiczna , raz nie drgnęła beta a ten pierwszy raz opisany
Codziennie sobie mówię że będę szczęśliwa , że będę mamą , że się w końcu uda lecz muszę na moje maleństwo trochę dłużej poczekać ... Mimo że środki na koncie już dwa razy się skończyły , mimo że pół zrodowia i życia zostawiam w klinice nie poddam się . Bo do póki walczysz jesteś zwycięzcą. Ja będę walczyć do ostatniej kropli krwi i potu . Bo się uda . Jak już całkowicie skoncza się środki to rodzina jest w gotowości aby pomóc ...oni wierzą tak samo jak ja ... Bo wiara jest najważniejsza ... Uda się i tobie tylko przejdź ta żałobę na spokojnie będę trzymać za ciebie kciuki
tylko zmień myślenie proszę nie mów że się nie uda , mów że się uda , że będziesz szczęśliwa , że będziesz mama