Kurde, tyle postów zaznaczylam, aby Wam odpowiedzieć o coś się zesrało. Ale jak zaczęłam dalej czytać komentarze do WIARA zdominowała temat.
Opowiem troche o sobie. Pochodzę z bardzo wierzacej rodziny. Byłam blisko kościoła. W okresie bierzmowania nawet bardzo blisko. Ale powtórzę, blisko kościoła. Tak wychowana, bo nie przypominam sobie,żebyśmy w domu czytali Pismo Święte co wieczor- i to był błąd.. Bo nie mam teraz takiej wiedzy , abym mogla z siła i determinacją bronić tej wiary. Na swojej drodze spotykalam różnych księży. I tych z powołania i tych, którzy nie mieli dla siebie pomyslu na życie A kasa się musi zgadzać.
Im stawalam się starsza, im więcej problemów miazdzylo nasze zycie- tym bardziej otworzyłam oczy i od kościoła się oddalalam. Owszem, przychodzi co jakiś czas,że mnie do kościoła ciągnie tak po prostu i idę. I jak ktoś napisal- wyłączam się jeśli to co ksiądz mowi mnie nie interesuje.
Pamiętam spowiedź po śmierci mojego dziadka. Mialam wtedy 15 lat. Poszlam do spowiedzi, odwalilam regulke, ksiądz zaczal mk zadawać pytania. Szczerze odpowiadałam. Zaczal do mnie krzyczeć,ze jak mi nie wstyd przychodzić do spowiedzi jak coś się dzieje? Tylko wtedy? Wtedy szukamy wsparcia Boga? A na codzień to co? Pierwszy i jedyny raz odeszlam od konfesjonału z płaczem. Od tamtej pory może z dwa razy poczułam sama z siebie,że potrzebuje spowiedzi. Inne razy były takie, że musiałam się wyspowiadac, aby przyjąć ciało Chrystusa, bo pogrzeb, bo ślub, bo chrzest.. W końcu stwierdziłam,że skoro zgrzeszyc mogę "myślą, mowa, uczynkiem i zaniedbaniem" to dlaczego wyspowiadac się nie mogę "myślą"? Kilka razu poszlam do "komunii" po wyspowiadaniu się w myśli. Bo zrozumiałam, że klepanie swoich grzechów do księdza, który sam grzeszy nie jest czymś dla mnie. I kiedy idę do kościoła na mszę to po prostu wynjwram sobie z niej to co mi pasuje. I możecie mnie, te wierzace dziewczyny zgnoic za to. Mam to gdzieś. Ale jak poczytałam niektóre komentarze do mi się gó..wno w dupie zagotowało. Sorry- może dlatego,że z przyczyn rodzinnych mam doła. Ale.. jeśli uważacie in vitro za grzech to co tutaj robicie??? Walka o ludzkie życie z wykorzystaniem rozwijającej się medycyny to jest grzech??? Dla mnie nie i nigdy nie mam zamiaru tak jak większość z nas tutaj się z tego opowiadać i za to żałować. Błąd, zaluje- ze tak późno się na to zdecydowałam. I tak jak niektóre komentarze tutaj mnie irytują i się hamuje,żeby nie skomentować, tak teraz no nie mogę..
Jeśli ktokolwiek bardzo wierzący ma watplkwosci i boi się o brak rozgrzeszenia to niech poszuka księdza z powołania i porozmawia z nim po ludzku.. A jak ciężko z takim księdzem to niech szuka do skutku.. bo ja broń boże nie krytykuje wierzących i już kiedyś pisałam,że zazdroszczę takiej więzi z Bogiem. Ale widocznie jestem za słaba by taka nawiązać A kościół mi w tym nie pomaga..
Ale po swojemu pomodle się za takie osoby, aby zrozumiały,że to co robią, czyli in vitro nie jest żadnym grzechem A dziecko powstałe dziękuję metodzie grzechem nie będzie naznaczone..
I sorry
@Ugly80 , przeszłas bardzo dużo w swoim życiu ale Twój komentarz jest po prostu beznadziejny! Szkoda Ci dziecka jeśli się uda? A co ? Te dziecko będzie gorsze od Twojego jesli Ci też się uda? Bo Ty nie masz z tym problemu? Może dziewczyna ma wątpliwości ale ma do tego prawo! Uzewnetrznila się przed nami, dziewczyny kulturalnie przedstawiły swoje stanowiska, po prostu..
I jeszczs jedno, nie wiem kto napisał,że poki co się nie wyspowiada, do porodu czy udanego transferu.. A potem jednak tak? Ten "grzech" zniknie.. nie wiem, albo ze mną cos jest nie tak albo serio z ludzkością co raz gorzej.. Ja decydując się na in vitro dokonałam wyboru. Po prostu. I cieszę się,że tak łatwo mi to przyszło.
A teraz raz, dwa, trzy.. hejt start!