Tak, prawda, ze faceci od razu jakos bardziej "zadaniowo" do tego podchodza. Ja nie chcialam in vitro ani zadnych "oficjalnych" staran, bo wydawalo mi sie to zbyt... nie wiem, sztuczne? laboratoryjne? W sensie, "zrobic" dziecko a nie zdecydowac sie na nie i je miec... wiem jak glupio to brzmi, ale wiekszosc dziewczyn w moim najblizszym otoczeniu wlasnie tak zachodzilo w ciaze, mowily mi jednego dnia, ze rozmawialy z facetem o dziecku, ze odstawily pigulki, a miesiac pozniej juz byly w ciazy, czasem nawet narzekajac, ze tak szybko, bo one myslaly ze to conajmniej pok roku zajmie zeby dobrze przetrawic decyzje. Wiec ja jakos nigdy nie pomyslalam, ze moge miec problem z zajsciem w ciaze, wiedzialam przeciez ze wiele osob go ma, no ale czemu ja mialabym miec? Mam dwie siostry, jedna z nich ma 2 dzieci, moj maz ma 3 rodzenstwa... a jednak na nas trafilo . Do tego teraz wyrzucam sobie, ze tak dlugo zwlekalam, chcialam dziecka od zawsze ale jeszcze bardziej sie balam, wiec powtarzalam sobie, ze to jeszcze nie moment, ze jeszcze mam czas.Widzisz, każda z nas zareagowała inaczej na ten „werdykt”, ale jak tez pisała @nieagatka, za to nasi mężowie zareagowali podobnie, dla nich jest albo czarne, albo białe- jak jest szansa, to po co się martwić? Dla mnie podejście męża, tez było ważne i dawało mi dużo siły, mimo ze wiem, ze sam musiał to przegryźć i przeboleć, bo to ze względu na słabe nasienie. Ale zawsze mnie bardzo wspierał i zawsze był taki opanowany, nawet jak wysuwał te wszystkie „zioła” , trawy i pił napary , ale to trwało tez do czasu ....
Ja w zasadzie nie wiem czemu tak zareagowałam na invitro, chyba za mało wtedy o tym wiedziałam.
Za dwa dni mam decydujaca rozmowe z moim lekarzem i teraz paradoksalnie boje sie, ze on bedzie chcial jeszcze czekac z tym in vitro kiedy jaa, odkad zrozumialam, ze to najlepsza droga dla nas, to kazdy dzien odczuwam jako stracony.