reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Każda z nas wita styczeń z nadzieją i oczekiwaniem. Myślimy o tym, co możemy osiągnąć, co chcemy zmienić, kogo kochamy i za kogo jesteśmy wdzięczne. Ale niektóre z nas mają tylko jedno pragnienie – przetrwać, by nadal być przy swoich bliskich, by nadal być mamą, partnerką, przyjaciółką. Taką osobą jest Iwona. Iwona codziennie walczy o swoje życie. Każda chwila ma dla niej ogromne znaczenie, bo wie, że jej dzieci patrzą na nią z nadzieją, że mama zostanie z nimi. Każda złotówka, każde udostępnienie, każdy gest wsparcia przybliża ją do zwycięstwa. Wejdź na stronę zbiórki, przekaż darowiznę, podziel się informacją. Niech ten Nowy Rok przyniesie szansę na życie. Razem możemy więcej. Razem możemy pomóc. Zrób, co możesz.
reklama

Kto po in vitro?

Hihi miałam dokładnie takie samo wrażenie [emoji38], czytało się lekko i łatwo, ale pod koniec już praktycznie wiedziałam, co będzie trzy wersy niżej [emoji23], najbardziej zapamiętało mi się, ze nie wiem ile razy w tej książce, „rozpadała się na milion kawałków” [emoji23][emoji23][emoji23]
Ja czytalam po hiszpansku i mimo, ze to bylo 7 czy 8 lat temu to i tak prawie wszytsko rozumialam, a bylam tu wtedy dopiero niecale 3 lata wiec do bieglosci bylo mi daleko. Ja zapamietalam, ze ciagle ktos marszczyl czolo [emoji23][emoji23]
 
reklama
Dobrze ze już przeszlas etap w głowie, ze wiesz ze invitro. My jak zaczęliśmy badania, to nawet nie brałam invitro pod uwage, bo przecież innym się to zdarza, ale nam?!
Wiec od pierwszej wizyty, która miałam w maju, zaraz po pojechaliśmy na wakacje, zrobiłam badania, kolejna wizyta, znowu wakacje i we wrześniu dowiedzieliśmy się, ze ze względu na słabe plemniki jedyna szansa dla nas jest INVITRO.... oczywiście lekarz mówił, ze cuda tez się zdarzają. Ale jak to brzmialo... był to dla mnie taki chlastacz, ze dnia w którym się o tym dowiedziałam, nie zapomnę do końca życia. Trzymałam się tylko do końca dnia, a jak już zostałam w pracy sama z jedna koleżanka zaczęłam nie plakac, tylko to był szloch na maksa, bo nie chciałam pokazywać tego przed mezem w domu. Siedziałam na podłodze, a ona mnie przytulała. Potrzebowałam kilka miesięcy, żeby to przetrawić i dalej szukałam sposobów, byle nie invitro. Cuda robiłam, od faszerowania siebie jakimis zdrowymi zielonymi algami, po wyliczaniu mężowi co i kiedy ma jeść (dobrym plusem tego było to, ze wdrożenie zdrowego jedzenia weszło mi po tym w życie) aż pamietam jak mąż kiedys się wściekł i powiedział, ze już do cholery tego nie wytrzyma [emoji23], ze ma dość.
No i wtedy sie chyba pogodziłam ze invitro. Wróciłam do lekarza i nawet on mi powiedział- widze ze teraz jest pani gotowa. A ze byliśmy kilka tyg przed ta wizyta w Wietnamie, musieliśmy poczekać trzy miesiące ze względu na Zika i stymulację zaczęłam na jesieni.
Także ja dużo, za dużo czasu potrzebowałam żeby sobie poukładać w głowie, dobrze, ze ten etap masz już za sobą [emoji846]
Fredka, tak to pisałam ja [emoji23][emoji23][emoji1787]
O widzisz to ja plakalam przez 3 dni, ten czas trawilam informacje, ze tylko ivf wchodzi w gre. Rozpaczalam wrecz. A potem jak reka odjal, bo maz powiedzial mi: "przeciez powiedzieli nam co zrobic, zeby miec dziecko i mozemy to zrobic to czemu placzesz?" No i przestawilam myslenie na zadaniowe, przeszlam 3 miechy menopauzy i sie udalo [emoji4]
 
Dobrze ze już przeszlas etap w głowie, ze wiesz ze invitro. My jak zaczęliśmy badania, to nawet nie brałam invitro pod uwage, bo przecież innym się to zdarza, ale nam?!
Wiec od pierwszej wizyty, która miałam w maju, zaraz po pojechaliśmy na wakacje, zrobiłam badania, kolejna wizyta, znowu wakacje i we wrześniu dowiedzieliśmy się, ze ze względu na słabe plemniki jedyna szansa dla nas jest INVITRO.... oczywiście lekarz mówił, ze cuda tez się zdarzają. Ale jak to brzmialo... był to dla mnie taki chlastacz, ze dnia w którym się o tym dowiedziałam, nie zapomnę do końca życia. Trzymałam się tylko do końca dnia, a jak już zostałam w pracy sama z jedna koleżanka zaczęłam nie plakac, tylko to był szloch na maksa, bo nie chciałam pokazywać tego przed mezem w domu. Siedziałam na podłodze, a ona mnie przytulała. Potrzebowałam kilka miesięcy, żeby to przetrawić i dalej szukałam sposobów, byle nie invitro. Cuda robiłam, od faszerowania siebie jakimis zdrowymi zielonymi algami, po wyliczaniu mężowi co i kiedy ma jeść (dobrym plusem tego było to, ze wdrożenie zdrowego jedzenia weszło mi po tym w życie) aż pamietam jak mąż kiedy się wściekł i powiedział, ze już do cholery tego nie wytrzyma 😂, ze ma dość.
No i wtedy sie chyba pogodziłam ze invitro. Wróciłam do lekarza i nawet on mi powiedział- widze ze teraz jest pani gotowa. A ze byliśmy kilka tyg przed ta wizyta w Wietnamie, musieliśmy poczekać trzy miesiące ze względu na Zika i stymulację zaczęłam na jesieni.
Także ja dużo, za dużo czasu potrzebowałam żeby sobie poukładać w głowie, dobrze, ze ten etap masz już za sobą 🙂
Fredka, tak to pisałam ja 😂😂🤣
@Camilleka troche jakbym siebie widziala z tymi dietami cudami magicznymi ziolami... :D a prawda jest taka, ze ja zawsze mowilam sobie "nigdy nie in vitro". Ba! nawet nie probowanie na sile, z zegarkiem i testem owu w reku. Balam sie, ze to zniszczy nasz zwiazek, bo bedzie za duzo presji i stresu. No wiec oczywiscie zaczelam robic testy owulacyjne, jak szalona, i plakac za kazdym razem jak nie bylo pozytywnego wyniku a powinien byc, i mimo tego i tak mowilam sobie "moze to tylko test nie chce wyjsc, ale moze jednak owuluje?" i wabic mojego faceta do lozka na kazde mozliwe sposoby - oczywiscie wszystko sama, on nigdy nie widzial mnie z testem, ani z kalendarzykiem z zaznaczanymi datami. Do dzis boje sie przy nim plakac i okazywac slabosc strach i zwatpienie, mam poczucie, ze wystarczy, ze ja przez to przechodze (presja i zawod) a jemu nie bede tego dokladac. No wiec niecale 2 tygodnie temu jak lekarz mi zasugerowal otwarcie in vitro, mowiac ze oczywiscie zdarza sie naturalne poczecie przy endometriozie, ale szczerze, to jakby isc z Poznania do Gorzowa Wlkp pieszo, kiedys sie pewnie dojdzie ale latwiej i szybciej wziac samochod - czyli in vitro. Pamietam ze sie smialam z tej metafory, podziekowalam, po czym przyszedl moj facet zapytac o rozmowe z lekarzem a ja totalnie sie zalamalam. Powiedzialam mu werdykt a on zareagowal niesamowicie pozytywnie, mowiac ze to nie wyrok tylko wygrana, bo przynajmniej wiemy w czym problem i jest na to rozwiazanie. Przyznam, ze bardzo mi to pomoglo i zaczelismy razem zartowac, planowac i obiecywac sobie, ze bedziemy najdumniejszymi rodzicami Dziecka Z Probowki pod sloncem. Wiec od razu zabralam sie do dzialania. Ale... tak, oczywiscie, sa dni kiedy czytam statystyki, fora, artykuly, szukam klinik i rozpisuje badania, kupuje marchewki do diety Dr Dabrowskiej,jem garsciami inozytol, pelna motywacji i nadziei, a chwile pozniej siedze i placze lub leze godzinami w lozku i czuje, ze i tak sie nie uda, ze to nie ma sensu, ze widocznie Natura nie chce bym byla mama skoro cos u mnie "nie dziala".
Oooo wlasnie widze jak sie rozpisalam ups.. :D
no ale oto moja historia.
 
@Camilleka troche jakbym siebie widziala z tymi dietami cudami magicznymi ziolami... :D a prawda jest taka, ze ja zawsze mowilam sobie "nigdy nie in vitro". Ba! nawet nie probowanie na sile, z zegarkiem i testem owu w reku. Balam sie, ze to zniszczy nasz zwiazek, bo bedzie za duzo presji i stresu. No wiec oczywiscie zaczelam robic testy owulacyjne, jak szalona, i plakac za kazdym razem jak nie bylo pozytywnego wyniku a powinien byc, i mimo tego i tak mowilam sobie "moze to tylko test nie chce wyjsc, ale moze jednak owuluje?" i wabic mojego faceta do lozka na kazde mozliwe sposoby - oczywiscie wszystko sama, on nigdy nie widzial mnie z testem, ani z kalendarzykiem z zaznaczanymi datami. Do dzis boje sie przy nim plakac i okazywac slabosc strach i zwatpienie, mam poczucie, ze wystarczy, ze ja przez to przechodze (presja i zawod) a jemu nie bede tego dokladac. No wiec niecale 2 tygodnie temu jak lekarz mi zasugerowal otwarcie in vitro, mowiac ze oczywiscie zdarza sie naturalne poczecie przy endometriozie, ale szczerze, to jakby isc z Poznania do Gorzowa Wlkp pieszo, kiedys sie pewnie dojdzie ale latwiej i szybciej wziac samochod - czyli in vitro. Pamietam ze sie smialam z tej metafory, podziekowalam, po czym przyszedl moj facet zapytac o rozmowe z lekarzem a ja totalnie sie zalamalam. Powiedzialam mu werdykt a on zareagowal niesamowicie pozytywnie, mowiac ze to nie wyrok tylko wygrana, bo przynajmniej wiemy w czym problem i jest na to rozwiazanie. Przyznam, ze bardzo mi to pomoglo i zaczelismy razem zartowac, planowac i obiecywac sobie, ze bedziemy najdumniejszymi rodzicami Dziecka Z Probowki pod sloncem. Wiec od razu zabralam sie do dzialania. Ale... tak, oczywiscie, sa dni kiedy czytam statystyki, fora, artykuly, szukam klinik i rozpisuje badania, kupuje marchewki do diety Dr Dabrowskiej,jem garsciami inozytol, pelna motywacji i nadziei, a chwile pozniej siedze i placze lub leze godzinami w lozku i czuje, ze i tak sie nie uda, ze to nie ma sensu, ze widocznie Natura nie chce bym byla mama skoro cos u mnie "nie dziala".
Oooo wlasnie widze jak sie rozpisalam ups.. :D
no ale oto moja historia.
Widzisz, każda z nas zareagowała inaczej na ten „werdykt”, ale jak tez pisała @nieagatka, za to nasi mężowie zareagowali podobnie, dla nich jest albo czarne, albo białe- jak jest szansa, to po co się martwić? Dla mnie podejście męża, tez było ważne i dawało mi dużo siły, mimo ze wiem, ze sam musiał to przegryźć i przeboleć, bo to ze względu na słabe nasienie. Ale zawsze mnie bardzo wspierał i zawsze był taki opanowany, nawet jak wysuwał te wszystkie „zioła” , trawy i pił napary 😂😂😂, ale to trwało tez do czasu 😂....
Ja w zasadzie nie wiem czemu tak zareagowałam na invitro, chyba za mało wtedy o tym wiedziałam.
 
Dzień dobry dziewczynki ja już po rozmowie z doktorem 😉 niestety na ta chwile już nie proponują przygotowania do transferu bo rowzniez większość odwołują ze względu na braki personelu także narazie nie wracam po kropeczka. Jeden cykl przed transferem będę miała histeroskopie na NFZ wiec super sie cieszę bo to duża oszczędności i będzie mi ja wykonywał doktor H i transfer tez dr H✊✊✊ z tego najbardziej się cieszę. Mam nadzieje ze ten transfer będzie szczęśliwy.
Narazie muszę emocjonalnie ochłonąć, ogarnąć tsh, odpocząć od hormonów i znaleźć prace 😉😉 także dołączam do grupy staraczek zawieszonych w czasie ❤❤ Zbieram siły i fundusze na dalsza walkę ❤ Dobrego dnia ❤🌸
Super, że wszystko poukładałaś i udało się ogarnąć te histeroskopię z refundacją😊Powodzenia Kochana😊😊😊
 
Dobrze ze już przeszlas etap w głowie, ze wiesz ze invitro. My jak zaczęliśmy badania, to nawet nie brałam invitro pod uwage, bo przecież innym się to zdarza, ale nam?!
Wiec od pierwszej wizyty, która miałam w maju, zaraz po pojechaliśmy na wakacje, zrobiłam badania, kolejna wizyta, znowu wakacje i we wrześniu dowiedzieliśmy się, ze ze względu na słabe plemniki jedyna szansa dla nas jest INVITRO.... oczywiście lekarz mówił, ze cuda tez się zdarzają. Ale jak to brzmialo... był to dla mnie taki chlastacz, ze dnia w którym się o tym dowiedziałam, nie zapomnę do końca życia. Trzymałam się tylko do końca dnia, a jak już zostałam w pracy sama z jedna koleżanka zaczęłam nie plakac, tylko to był szloch na maksa, bo nie chciałam pokazywać tego przed mezem w domu. Siedziałam na podłodze, a ona mnie przytulała. Potrzebowałam kilka miesięcy, żeby to przetrawić i dalej szukałam sposobów, byle nie invitro. Cuda robiłam, od faszerowania siebie jakimis zdrowymi zielonymi algami, po wyliczaniu mężowi co i kiedy ma jeść (dobrym plusem tego było to, ze wdrożenie zdrowego jedzenia weszło mi po tym w życie) aż pamietam jak mąż kiedys się wściekł i powiedział, ze już do cholery tego nie wytrzyma [emoji23], ze ma dość.
No i wtedy sie chyba pogodziłam ze invitro. Wróciłam do lekarza i nawet on mi powiedział- widze ze teraz jest pani gotowa. A ze byliśmy kilka tyg przed ta wizyta w Wietnamie, musieliśmy poczekać trzy miesiące ze względu na Zika i stymulację zaczęłam na jesieni.
Także ja dużo, za dużo czasu potrzebowałam żeby sobie poukładać w głowie, dobrze, ze ten etap masz już za sobą [emoji846]
Fredka, tak to pisałam ja [emoji23][emoji23][emoji1787]

I znów wracałam do początku posta żeby się upewnić, serio, a na końcu czytam że to ty[emoji23].
Strasznie bym chciała cię poprzytulać w tamtym okropnym okresie bidulko [emoji853]. Zresztą teraz też bym chciała [emoji6]
W jakim kuwa Wietnamie!?!?!?!?!?!?!!?!!!!
 
Nie, ja będę miała ten zabieg w klinice prywatnie trwa pół godziny i 2 h odpoczynku dokładnie tak jak przy punkcji.
Łeeee, no to elegancko jak w klinice [emoji8]. Ja się w szpitalu męczyłam na niewygodnym, chudym materacu i z baba co zajeb...iście chrapała[emoji12]
 
Ja czytalam po hiszpansku i mimo, ze to bylo 7 czy 8 lat temu to i tak prawie wszytsko rozumialam, a bylam tu wtedy dopiero niecale 3 lata wiec do bieglosci bylo mi daleko. Ja zapamietalam, ze ciagle ktos marszczyl czolo [emoji23][emoji23]

Ja to jestem chyba zboczona[emoji12]. Jesteś pewna że ktoś tylko czoło marszczył[emoji23]
 
reklama
Dziekuje! Troche mnie pociesza Twoja historia, bo 2 transfery na 3 udane to jest niesamowity sukces! Ja najbardziej boje sie czekania, odsylania, "kolejek", terminow, niepowodzen, zaczynania od nowa... Czytam wszystkie historie na tym forum i na innych, i przy kazdej sie wzruszam, placze i przezywam z dziewczynami. A jednoczesnie bardzo boje sie "oficjalnie" zaczac sama przez to przechodzic, zwlaszcza ze poza mezem mam tylko jedna przyjaciolke, ktora wie o sytuacji, moja rodzina jest bardzo mocno religijna i przeciwna in vitro, wiec nawet jesli uda mi sie kiedys miec dziecko <3 to nigdy sie nie dowiedza, po jakiej drodze.
@goffa13 dobrego porodu coreczki!
Ja tez czesto mysle o powrocie do Polski, mieszkam we Francji od ponad 4 lat ale dalej czuje sie bardzo rozerwana miedzy tymi dwoma swiatami.
Nic się nie martw, my tu właśnie głównie jestesmy dlatego, że wśród znajomych i rodziny malo kto doświadczył problemów, o in vitro nie mają zwykle pojęcia, a jednak dobrze jest mieć kogoś z kim mozna pogadać 😊wiec sobie tu gadamy, nie tylko o in vitro, ale też o innych rzeczach😊
U mnie w rodzinie o in vitro wiedzą tylko moi rodzice, wśród znajomych ze 2 osoby... Tak to jest często w PL...
In vitro to nie wyrok, tylko nowe otwarcie😊wreszcie pojawia się światełko w tunelu i wiadomo jaką drogą trezba iść, żeby się udało. Tylko pamietaj, zeby nie nastawiać się, ze uda się od razu. Niektorym rzeczywiście udaje się od razu, ale zwykle prób potrzeba kilka. Jak tak do tego podejdziesz, to będzie Ci łatwiej😊Ja tak jak @goffa13 mam na koncie 2 udane transfery. Tylko że u mnie to 2 udane na 7 wszystkich... Grunt to iść do przodu😀
Walcz i zostań z nami, zawsze będzie Ci raźniej 😊
 
Do góry