To częste u pacjentów, mechanizm obronny, mający na celu obronę własnego JA i nie pokazywanie tego, że masz jakieś trudności i problemy. A u Ciebie oczywiste jest to, że tak się próbowałaś/ próbujesz zaprezentować bo sama nie zglosiłas się do lekarza, tylko to mąż zrobił, a więc motywacja bardziej zewnętrzna niż wewnętrzna, dopóki pacjent sam nie uzna, że ma trudności i chce lepiej sobie z nimi radzić to trudno będzie o jakąkolwiek zmianę.
Myślę, że to dobrze, że skorzystałaś z porady i super, że powoli się przelamujesz
ostatnio jak sama widziałaś wiele osób tu na forum, zauważyło, że traciłaś panowanie nad własnym zachowaniem i słowami, które mogły zranić inne osoby. Z wiadomych powodów, w sensie , że powód miałaś żeby być rozżalona, zła, sfrustrowana, ale to nie zwalnia z kontroli własnego zachowania. In vitro jest niesamowicie trudna przeprawa, bardzo często trauma dla wielu par- również tym, którym się udaje za 1 razem, bo przecież oni też w pewnym momencie przechodzą traumę związana z utrata potencjału rozwoju- czyli płodności. To proces podobny do żałoby. Jeśli nie zakończy się akceptacją tego stanu- to utkniemy na poprzednich etapach czyli zaprzeczaniu, niedowierzaniu, złości i frustracji itp. aleeee to już temat na rozmowę z terapeuta. Jeśli Ty czujesz, że coś Ci to daje, to cudownie, ja trzymam kciuki abyś po tych sesjach była wzmocniona i aby Ci to przyniosło korzyści