reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Kto po in vitro?

Ostatnio nie miałam Wogole podanego ponieważ Pani dr poinformowała mnie że nie podadzą mi tego leku w klinice. Przy drugim podejściu i u innego lekarza powiedzieli że lek mi podadzą bez problemu jak mam tylko zlecenie. Tym razem chyba najgorszy zarodek,ponieważ ostatni ale i był 3 dniowy(rozmrożony), ale dopiero w 6 dobie zrobił sie jako blastocyta.
Te z szóstej doby też mają potencjał spokojnie :) ja wlasnie taki będę w grudniu zabierać plus druga słabsza blastke z 5tej doby i to będzie finito co mam :rofl2:
 
reklama
Te z szóstej doby też mają potencjał spokojnie :) ja wlasnie taki będę w grudniu zabierać plus druga słabsza blastke z 5tej doby i to będzie finito co mam :rofl2:
No to powodzonka..
U mnie lekarz zalecił, że przy nieudanej próbie chce zrobić histeroskopie.a potem dalsze działanie. Mam zamrożonych jeszcze 6 oocytów.
 
Tak sobie siedzę i ciągle czytam jakieś artykuły, oglądam tematy na forum. Przyznaję się, że moje życie zaczęło krążyć wokół starań o dziecko a teraz in vitro. In vitro zaczęłam traktować jako moja jedyną szansę na ciążę i pokładam w nim ogromna nadzieję. Czuję jednak tez, że straciłam apetyt na życie. Nie mam ochoty na święta i chciałabym by był już nowy rok. Nie chcę by brzmiało to depresyjnie i nie chce nikogo dolowac. Zastanawiam się jak wy sobie z tym wszystkim radzicie? Tak by nie zwariować by pamiętać, że niepłodność to nie koniec świata. Wybaczcie za ten mało optymistyczny post.
Doskonale Cię rozumiem. Ja jestem na takim etapie, że naprawdę nie cieszy mnie nic. A jak cieszy to tylko na chwilę.. jak zbliżają się Święta to niby robię to co zazwyczaj, choinka, pierniki, prezenty.. Ale wszystko jest takie wymuszone. Ten stan trwa u mnie dokladnie 2 lata.. przestałam też przeszukiwać Internet i różne fora. Nie czytam nic, jestem tylko tutaj.. chyba to miejsce trzyma mnie przy nadzieji.. to wsparcie dziewczyn jest nieocenione.
 
Ja rok i tydzien temu byłam po ie udanym 3 transferze. Przed samymi swietami. Myslalam ze to koniec swiata bo bardzo duzo nadzieji pokladalam w tamten transfer. Pierwszy raz w zycia nie spedzilam wigilii z moimi rodzicami. Bylismy sami z mezem. Nie chcialam skladac sobie zyczen wigilijnych. U mnie w domu bardzo duzo gosci. Pojechalismy dopiero na Bozenarodzenie i jakos te dwa dni zlecialy. Trocfhe zadumy, troche lez, troche alkoholu. Zbierałam sie po tym jakies dobre dwa miesiace. wtedy wiedzialam ze mam jeszcze jednego mrozaczka. Jak sie pozbieralam dostałam super mega nieopisaną SILE. i naped do dzialania. Porobilam troche badan. Przeszłam na diete, zaczelam regularnie cwiczyc, biegac. A przede wszystkim poukladalam sobie w glowie. W sierpniu zabralam ze soba ostatni zarodek (czwarty) i zaszlam w ciaze. Ale radosc nie trwala dlugo bo okazalo sie puste jajo plodowe. Pomimo tego, ze rozpoznanie i wywolanie poronienia twało bardo długo bo prawie 1,5 miesiaca sie z tym odbijalam w klinice i swojego ginekologa, bardzo szybko stanelam na nogi. Dlatego, ze swoje juz przeszłam i to co kiedys wydawało mi sie przezyciami nie do przejscia DZISIAJ wiem, ze jestem w stanie zniesc naprawde duzo. A wszystko po to, zeby w koncu spelnilo sie moje marzenie o macierzynstwie. Podchodze w styczniu do kolejnej pelnej rocedury. W tym roku swieta sa spokojne, czasami nawet bardzo radosne. Obiecalam sobie i powtarzam TU naszym dziewczynkom, ze nie pozwole juz na to, zeby in vitro bylo calym moim zyciem. JA chce zyc normalnie a in vitro niech sobie jest gdzies obok. Dzisiaj sie juz nie boje :) Poprostu traktuje to jak kolejny krok do przodu :)
Jak ja bym chciała znaleźć w sobie taką siłę i mądrość...
Dwa lata temu, 12 grudnia pękł mi jajowoď z powodu ciąży ekto, doszło do krwotoku wewnętrznego i ledwo mnie uratowano.. Ja straciłam maleńkie życie A mąż i życie i prawie mnie.. tamte święta były okropne. Każdy traktował mnie jak jajko, patrzał na mnie z litością, wspólczuciem i bał się odezwać.. słyszałam tylko "będzie dobrze"... dalej nie jest. I wiem, cieszę się, że żyję. Naprawdę. Ale to wciąż boli ;(
 
Dużo przeszłaś i mam nadzieję, że spełni się Twoje największe marzenie. Zresztą mam nadzieje, że wszystkim nam się uda. Mam takie same przemyślenia, chcę żyć normalnie i nie chcę odliczać czasu od jednej miesiączki do następnej. Czasami czuje się taka mniej wartościowa jako kobieta bo nie umiem zajść w ciąże. Oczywiście wiem, że to jest bzdura ale bywają te gorsze dni. W mojej pracy prócz mnie o ciąże starało się kilka koleżanek. Udało się im i oczywiście bardzo się ciesze ale smutno mi, że nam się nie udaje. Chyba największy smutek sprawił mi komentarz mojej "dobrej znajomej"która powiedziała za moimi plecami, że mi to na pewno długo jeszcze nie uda się mieć dziecka. Oczywiście się o tym dowiedziałam. Praca z samymi kobietami to udręka:)....bywa, że żałuje, że powiedziałam pewnym osobom o tym, że się staramy.

*Przestaniecie odpisywać na to moje biadolenie:)
A ja ci odpisze. Tak masz racje : Oczywiscie, ze to jest BZDURA, czujac sie mniej wartosciowa :)

ja juz nie jestem ta sama osoba bo in vitro mnie zmieniło. Poprostu nie patrze juz na zycie hmmm tak naiwnie.
Przeciez wiecie, ze mi tez sie zdarzaja chwile zwatpienia, smutku, poczucie niesprawiedliwosci. Mysle, ze to sa zdrowe objawy. I pozwalam sobie na nie. Dopuszczam je do siebie, zeby za chwile puscic je dalej i poczuc sie lepiej. Rany sa ciagle jeszcze otwarte ale najwazniejsze ze nie odpycha mnie jeszcze od tego wszystkiego. Wierze i ciesze sie (moze to glupie) ale naqprawde sie ciesze na nastepna procedure. Ciesze sie ze znowu bede miala szanse. :) No i jakis czas temu nauczylam sie tez przewartosciowywac zycie. Ciesze sie z z najmniejszych rzeczy. Chociaz by z tego, ze juz mnie glowa nie boli, ze juz moge biegac, ze juz jutro ide do pracy i znowu wpadne w swoj rytm :) Co do zyczliwego otoczenia obok nas, ktorzy tak "delikatnie" potrafia nam dołożyć to juz kiedys pisalysmy i to temat rzeka. Daj sobie spokoj z takimi komentarzami a juz absolutnie nie daj sie sprowokowac i wchodzic w jakiekolwiek dyskusje. Ty wiesz swoje i tego sie trzymaj ;)
 
Doskonale Cię rozumiem. Ja jestem na takim etapie, że naprawdę nie cieszy mnie nic. A jak cieszy to tylko na chwilę.. jak zbliżają się Święta to niby robię to co zazwyczaj, choinka, pierniki, prezenty.. Ale wszystko jest takie wymuszone. Ten stan trwa u mnie dokladnie 2 lata.. przestałam też przeszukiwać Internet i różne fora. Nie czytam nic, jestem tylko tutaj.. chyba to miejsce trzyma mnie przy nadzieji.. to wsparcie dziewczyn jest nieocenione.
I koty. Nie zapominaj o kotach. One też pomagają w trudnych chwilach. Najbardziej rozmruczane antydepresanty świata 😊
 
Jak ja bym chciała znaleźć w sobie taką siłę i mądrość...
Dwa lata temu, 12 grudnia pękł mi jajowoď z powodu ciąży ekto, doszło do krwotoku wewnętrznego i ledwo mnie uratowano.. Ja straciłam maleńkie życie A mąż i życie i prawie mnie.. tamte święta były okropne. Każdy traktował mnie jak jajko, patrzał na mnie z litością, wspólczuciem i bał się odezwać.. słyszałam tylko "będzie dobrze"... dalej nie jest. I wiem, cieszę się, że żyję. Naprawdę. Ale to wciąż boli ;(
❤ ❤ ❤ ❤ ❤ moja kochana jestes mi jedna z blizszych osob na forum :)
Przeszłas straznie duzo ale pamietaj ze historia tego forum pokazuje ze po dłuższym badz krotszym czasie prawie kazdej sie udaje. I Tobie tez napewno sie uda. Głęboko w to wierze. W nowym roku podchodzisz do kolejnego transferu. Pozwol sobie do tego czasu na chwile beztoski ;) Odpusc chociaz te dwa tygodnie na swieta i sylwestra a w juz w Nowy Rok zrob postanowienie :-) :), ze sie UDA ;)
 
reklama
Do góry