Benle mi najbardziej pomaga mój M, chociasz to przy nim najbardziej się rozklejam, ale to on daje mi siłę
I tak być powinno. Wiecie jak ja się bałam ivf? Jak moja cudowna wyobraźnia działała? Nakręcałam się nie wiem co po. Dodając do tego strasz przed igłami, badaniami, znieczuleniem i innymi przyjemnościami czysto chirurgicznymi to sobie możecie wyobrazić mój strach. Gdyby mój M nie stał obok mnie murem i opiekował się mną to bym nie dotrwała do pobrania komórek. Toż ja bym sobie nawet zastrzyku nie zrobiła. A on był przy mnie i mnie wspierał. A to jest bezcenne.