reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Kto po in vitro?

Zaczynałam pisać swój post ale po przeczytaniu Twojego nie mam nic do dodania. Jesteśmy dorosłe - myślmy w sposób dorosły. Ja też jestem za tym by nie mówić za wszystkie "dam sobie rękę uciąć że każda z Was by wierzyła" Ja wierzyłam przy 1 procedurze i 1 transferze - ja 28 lat, małż też ogólnie wyniki dobre tylko u M "przygoda" z nowotworem. I z klapkami na oczach jak ten osioł wierzyłam że się uda.. i życie mnie ostro zweryfikowało. Teraz patrzę realnie i nie tylko na sprawy związane z in vitro ale na wszystkie tematy związane z jakąkolwiek wiarą/nadzieją. Po czasie nawet mogę zaryzykować stwierdzenie że było warto uderzyć się w tą naiwną główkę. Cóż - na swoim doświadczeniu człowiek uczy się najmocniej.
A mi dr nie mydliła oczu. Przy becie przyrastającej po 25-35% i widocznym pęcherzyku mówiła żebym się nie nastawiała, ale że musimy kontynuować leki do ok 30dpt. Sprawdzałam betę co 4 dni, usg co tydzień. Niestety na forum dziewczyny które wiedziały jak to się skończy w większości milczały, pozostałe zapewniały że na pewno się uda. I potem miałam żal do siebie, bo skoro tyle osób mówiło że będzie dobrze, to co zrobiłam nie tak, że się nie udało?
 
reklama
Dzieki dziewczyny!!!! Krew oddalam o 8. Pewnie popoludniu beda wyniki.

@Felia moja kiecka tez szuka wlascicielkiii!!

@redferrari o matko jakie to madre co napisalas. Ja sie chyba przejde do psychologa. Bo wydaje mi sie ze znosze jakos te porazki, ze sie uodpornilam, mam jakis pancerz i dupa mni stwardniala. A moze jednak warto by z kims pogadac.
 
Znam te mechamizmy, ciężko poźniej z tej pułapki wyjść. U mnie były to 2 lata terapiii u psychologa. Póżniej nie mogłam uwierzyć że tak widziałam rzeczywistość. Zgrabnie napisane;);)
Eh jakbym czytala o sobie sprzed procedury. Choc ja w momencie gdy zaczelo byc zle po pierwszym podejsciu, poczulam, ze czas skonczyc terapie. O dziwo moja terapeutka sama wtedy potwierdzila, ze jestem juz na tyle silna, ze poradze sobie w obecnym stanie emocjonalnym z problemami stawianymi przez los. Ale znam ludzi, ktorzy bez terapii nie sa w stanie poradzic sobie z codziennym zyciem [emoji853]
 
Mam nadzieję , bo to już mój ostatni mrożaczek z 6 które miałam i ani jeden nie chciał ze mną zostać... Ale mam nadzieję że ten zostanie bo jeśli nie to ja odpuszczam...
Myślałam że mam więcej sił że zdołam zapanować nad tym wszystkim ale niestety zycie za bardzo mnie złamało...
Nie mysl o tym co bedzie pozniej. Teraz skupiamy sie na ostatnim mrozaczku, ktory okaze sie TYM wlasciwym [emoji4] czego Ci z calego serca zycze [emoji173][emoji173]
 
reklama
Powiem Wam tak ogólnie, że mnie on vitro nauczyło zajebistej cierpliwości. I szybkiego zbierania się do kupy. Nie byłam taka wcześniej. Nie wiem, czy u dżoasi to kwestia charakteru wrodzona czy nabyta, ale podziwiam ją za hart ducha.
Jak przystępowaliśmy do in vitro, byłam szczęśliwa, że wreszcie jest plan i wiadomo co robić. Moje wyniki super, u męża słabe nasienie. Lekarze pełni optymizmu, na jednej z pierwszych wizyt usłyszałam (był wrzesień) "w marcu to będzie pani w ciąży" (chodziło o marzec 2017)...
Od tej pory dostaję obuchem w łeb na każdym etapie. Złe bad genetyczne, mało zarodków, obumarłe zarodki, odwołane transfery, wreszcie poronienie, ciąża pozamaciczna... Jak nic uczy to pokory. I jednocześnie mi pozwoliło nauczyć się szybko zbierać do kupy i walczyć dalej. Każda z nas ma swój bagaż, niektórym udało się od razu, ale przecież droga do tego też nie była usłana różami.
Po ostatnich wydarzeniach raczej nie będę umiała się cieszyć z pozytywnej bety.
Ściskam wszystkie. Wspierajmy się, dobrze, że mamy gdzie...
Jak sobie przypomne ze ja na poczatku to myslalam ze samo podjecie decyzji o ivf jest najtrudniejsze. I ze skoro juz sie zdecydowalismy, to na bank sie od rqzu uda.. o naiwnosci
 
Do góry