reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Kto po in vitro?

A ja sie okrutnie boję, że od jutra znowu będzie mnie czekało to zawieszenie, ale najpier pytania jak dalej żyć, jak to sobie poukładać? Przeciez mialo byc inaczej.
Glupia byłam i zrobiłam dzisiaj sikacza, bo pomyślałam ze jakby bliźnięta, to juz chociaż cien cienia bym miala, a tu nic.

Kochana a ile jestes dpt? Sikacze oszukują. Na pewno wszystko będzie dobrze. Mocno trzymam kciuki.

Kurcia musisz sobie zająć maksymalnie wolny czas . U mnie w rodzinie tez bratowa nie dawno urodziła druga córeczkę i aż kipi szczęściem w ich domu a na mnie się patrzy jakbym chciała wygodnie żyć . Nikt nie wie z czym się zmagam jakie mam problemy , tylko matka ale ona widzi jedynie czubek swojego nosa . Żyje tylko od wizyty do wizyty ale dzięki nadmiarowi zajec i braku wolnego czasu nie mogę rozmyślać co będzie... co mnie czeka?!Musisz sobie zająć jakies hobby zajęcie ... spotykać się ze znajomymi ... kawki z koleżankami ... spacerki cokolwiek . Zobaczysz jak szybko będą Ci leciały dni .. i nie bedIwsz mieć czasu na myślenie

Dużo pracuję, a że pracuję z mężem to nieraz i po 12h w biurze siedzimy, bo wiadomo, że na swoim trzeba robić wszystko, a urlopu nikt nie da.
My właśnie z tego powodu, że wszyscy już zaczynali przebąkiwać, że może dziecko, że tyle po ślubie itp powiedzieliśmy teściom, że mamy problemy (o ivf wiedzą tylko moi rodzice). Wtedy teściowie się bardzo przejęli (zaczęli nam planować loty do Lourdes). I przynajmniej wiedzieli, że to nie chodzi o to, że się nam we łbach poprzestawiało i kariera na pierwszym miejscu. Ale nie rozumieją czemu np informacja o ciąży szwagierki była dla nas trudna...
A szwagierka i jej siostra coś tam chyba wiedzą o problemach od teściów, ale chyba bez konkretów. Bo kiedyś na imprezie w domu siostry męża jej koleżanka podeszła do tej ciężarnej siostry i powiedziała coś w stylu " oo wyprzedziłaś brata!" Na co obie siostry męża ją zganiły "ciii!! tylko nie mów Dagmarze (mi), bo nie wiadomo jak zareaguje". No i niestety to słyszałam...
 
reklama
Kochana chyba wiekszosc z nas to przechodzi. Ty przynajmniej zaczniesz badania i czas na prawde szybciej zleci. Dla mnie gechenna bylo jak po biochemicznej kazali mi.odczekac 6 m-cy do kolejnej procedury. W tym czasie byla zmiana kliniki i czekanie i to bylo straszne bo w tym.czasie nic sie nie dzialo. Tez balsm sie tego zawieszenia i czekania jak ruszalam.z immunologia bo pierwsze szczepienia mialam w Krakowie i tam sie szczepilismy co 2 tygodnie więc myslalam ze sie ten.czas bedzie wlokl, potem trzeba bylo odczekac na badania czy szczepienia przyniosły porzadany efekt, potem.znow na wyniki badan, wizyta u imumologa i zielone swiatlo do tranaferu. Trwalo to dość troche ale cos sie działo i ten.czas sie tak nie ciagnal.

6 miesięcy. Jej... Chyba bym zwariowała. Najgorsze, że ja dalej co miesiąc liczę na naturalsa.. ;)
 
Pamietam jak po moim pierwszym poronieniu, przyjechała moja szwagierka z niemalze rocznym dzieckiem, nie chcialam ich widzieć, to moj M. wymyslil ze zeby ich nie wyrzucic to weźmie ich na spacer, kiedy zobaczylam przez okno jak M. prowadzi wózek... nie chce opisywać jak sie wtedy czułam i zachowywalam, bo nie da sie tego ubrać w słowa, rozpacz i histeria.
Oni chcieli dobrze, nie będąc mną, nie mogli wiedzieć co czuje. Ciężko mi bylo później przełamać sie do tej malej, ktora nie byla niczemu winna. Nie chcialam do nich jezdzic, widziec jej. W końcu nadeszly pierwsze urodziny, przelamalam sie zeby pojechac, bylam na uspokajajacych i po rozmowie z M. ze nie jestem gotowa patrzec na to jak trzyma na rekach inne dziecko, a tym bardziej ja nie chcialam. Z czasem mi to przeszlo, pozniej nawet zapomnialam, ale początki byly okrutne. Nie ma sie do czego zmuszac, jesli nie jestesmy na to gotowe. A inni mogą nas uważać za niekulturalnych czy dziwakow, bo nie szli w naszych butach i tego nie zrozumieją, i życzę wszystkim nam i im żeby nigdy w życiu nie mieli powodow zeby to rozumiec.

Dobrze Cię rozumiem, sama przez to przeszłam. Pamiętam, że była to sobota, mieliśmy jechać z moimi rodzicami na działkę do rodziców mojego M. Rano coś mnie tknęło i poprosiłam M, żebyśmy pojechali jeszcze na izbę przyjęć do szpitala (plamiłam od kilku dni ale brałam Luteinę i niby było wszystko w porządku bo robiono mi wcześniej usg kilka razy). Był to maj, piękna pogoda, weszłam na to usg w szpitalu i ze strony lekarki cisza. Zawołała kogoś drugiego, żeby zerknął więc już wiedziałam, że coś nie tak. Po chwili mi powiedzieli, że dzidzia nie żyje (8 tc to był).Wyszłam stamtąd szybko i wpadłam w taki ryk jak nigdy chyba. To był najgorszy weekend mojego życia bo musiałam czekać do poniedziałku ze świadomością martwej dzidzi w moim brzuchu. W poniedziałek dopiero zrobiono mi łyżeczkowanie. Po tym wszystkim tydzień siedziałam otępiała w domu i gapiłam się w ścianę. Też było mi później ciężko jeździć do rodziny i znajomych z dziećmi. W ogóle nie miałam ochoty dotykać dzieci ani nawet na nie patrzeć. To było 2 lata temu. Przepraszam, że z siebie to tu wyrzuciłam ale jakoś poczułam potrzebę :)
 
6 miesięcy. Jej... Chyba bym zwariowała. Najgorsze, że ja dalej co miesiąc liczę na naturalsa.. ;)
O widzisz, jeszcze możesz liczyc na naturalsa a ja przy moich niedroznych jajowodach to dupa zbita. No mowie Ci to byla masakra, tyle tylko ze za ten czas odlozylismy wiecej kasy i polevielismy na Korfu choc z uwagi na ograniczone fundusze wybrałam najtanszy hotel i okolica byla do dupy i srednio zadowolona wrocilam
 
Dobrze Cię rozumiem, sama przez to przeszłam. Pamiętam, że była to sobota, mieliśmy jechać z moimi rodzicami na działkę do rodziców mojego M. Rano coś mnie tknęło i poprosiłam M, żebyśmy pojechali jeszcze na izbę przyjęć do szpitala (plamiłam od kilku dni ale brałam Luteinę i niby było wszystko w porządku bo robiono mi wcześniej usg kilka razy). Był to maj, piękna pogoda, weszłam na to usg w szpitalu i ze strony lekarki cisza. Zawołała kogoś drugiego, żeby zerknął więc już wiedziałam, że coś nie tak. Po chwili mi powiedzieli, że dzidzia nie żyje (8 tc to był).Wyszłam stamtąd szybko i wpadłam w taki ryk jak nigdy chyba. To był najgorszy weekend mojego życia bo musiałam czekać do poniedziałku ze świadomością martwej dzidzi w moim brzuchu. W poniedziałek dopiero zrobiono mi łyżeczkowanie. Po tym wszystkim tydzień siedziałam otępiała w domu i gapiłam się w ścianę. Też było mi później ciężko jeździć do rodziny i znajomych z dziećmi. W ogóle nie miałam ochoty dotykać dzieci ani nawet na nie patrzeć. To było 2 lata temu. Przepraszam, że z siebie to tu wyrzuciłam ale jakoś poczułam potrzebę :)
Jejku no straszne jest to przez co przechodzimy:( a wiadomo co bylo.przyczyna? Jesli nie chcesz to nir pisz
 
A ja sie okrutnie boję, że od jutra znowu będzie mnie czekało to zawieszenie, ale najpier pytania jak dalej żyć, jak to sobie poukładać? Przeciez mialo byc inaczej.
Glupia byłam i zrobiłam dzisiaj sikacza, bo pomyślałam ze jakby bliźnięta, to juz chociaż cien cienia bym miala, a tu nic.
Tysiek, spokojnie... Transfer miałaś 5.04. jeszcze może nie być nic widać. Tylko spokój może nas uratuję. Ja jeszcze nie robiłam badań. Idę w sobotę, tak mi się kalendarz ułożył. Będzie dobrze przecież to dopiero 6 dot.
Ja wierzę, że Ci się uda✊✊✊✊
 
@Maryanka kochana przykro mi, że usłyszałaś stresujące wieści. Mam jednak nadzieję, że to tylko defekt kosmetyczny i kolejna wizyta przyniesie ulgę dla serca. To zawsze boli i stresuje kiedy wiesz, że Twoje bobo będzie czekał jakiś zabieg czy operacja, ale najważniejsze, żeby ta wada nie łączyła się z innymi. Trzymam mocno kciuki i szczerze wierze w dobre wieści!

sorki dziewczynki, że się ostatnio mniej udzielam, ale coś mi na głowę siadło. Jakoś mnie to czekanie na procedurę dobija, że pomału opadam z zapału do walki i zapominam o co walcze. Jak się człowiek kłuje tymi igłami to ma motywację i chęć i poczucie, że coś robi. A ja nie robię obecnie nic poza czekaniem na badania immuno i czuję się jakby pierwsza procedura nigdy się nie wydarzyła.
W dodatku szwagierka zaraz ma połówkowe. A pamiętam, że jak nam powiedzieli o ciąży to byłam tuż przed drugim transferem. I teraz ona już tak daleko, a ja dalej nigdzie... Przepraszam za smęty.

Oj Kurcia...nie smutaj. Odpocznij od tego wszystkiego. Wyciągaj rower, rolki, kijki czy co tam masz i bij rekordy. Załóż ogródek w ogrodzie lub posadź kwiatki na balkonie. Przeczytaj "Krzyżaków" ;) Naucz się 20 nowych słówek dziennie. Odnów kontakty ze starymi znajomymi. Załóż sobie jakiś cel nie związany z dzieckiem a zobaczysz, że czas Ci przeleci raz dwa:)
Nawet kasą możesz szastać bo całą wyprawkę przejmiesz po szwagierce:D
 
Dobrze Cię rozumiem, sama przez to przeszłam. Pamiętam, że była to sobota, mieliśmy jechać z moimi rodzicami na działkę do rodziców mojego M. Rano coś mnie tknęło i poprosiłam M, żebyśmy pojechali jeszcze na izbę przyjęć do szpitala (plamiłam od kilku dni ale brałam Luteinę i niby było wszystko w porządku bo robiono mi wcześniej usg kilka razy). Był to maj, piękna pogoda, weszłam na to usg w szpitalu i ze strony lekarki cisza. Zawołała kogoś drugiego, żeby zerknął więc już wiedziałam, że coś nie tak. Po chwili mi powiedzieli, że dzidzia nie żyje (8 tc to był).Wyszłam stamtąd szybko i wpadłam w taki ryk jak nigdy chyba. To był najgorszy weekend mojego życia bo musiałam czekać do poniedziałku ze świadomością martwej dzidzi w moim brzuchu. W poniedziałek dopiero zrobiono mi łyżeczkowanie. Po tym wszystkim tydzień siedziałam otępiała w domu i gapiłam się w ścianę. Też było mi później ciężko jeździć do rodziny i znajomych z dziećmi. W ogóle nie miałam ochoty dotykać dzieci ani nawet na nie patrzeć. To było 2 lata temu. Przepraszam, że z siebie to tu wyrzuciłam ale jakoś poczułam potrzebę :)
Płacze przez Was...albo dzięki Wam. Powiem Wam szczerze ze ja po stracie ostatniej ciąży do dzisiaj siostry się nawet raz nie zapytałam jak się czuję itp , byłybysmy w tym samym tyg ciąży :( na początku jej unikałam traktowała jak zło...dlaczego?? Chyba dlatego że nie przyszła i nie okazała mi współczucia żadnego. Wczoraj ze strychu wyciągnęła ubranka dla małego i jakoś wspomnienia wróciły :( łzy się zakreciły, wiem jedno do niczego nie wolno się zmuszać bo to jest najgorsze.
Teraz jestem w kolejnej ciąży, liczę na to ze moja dzidzia ma się dobrze...a jak nie to nie wiem co będzie dalej , nie wiem jak sobie z tym poradzę moja siostra urodzi zdrowego syna , którego wcale nie pragnie za mocno i nawet o niego za bardzo nie walczyła a ja... oj szkoda słów.
Ale koniec biadolenia, co ma być to będzie , przeszłość powraca ale my jesteśmy mega silne i damy radę:yes: wierzę w swojego dzidziusia, dzisiaj chyba słodkie mu nie smakowało ale nie oddałam , tylko chodzę i bekam jak krowa , bo szkoda leków wymiotować:D:p
 
reklama
Kochana a ile jestes dpt? Sikacze oszukują. Na pewno wszystko będzie dobrze. Mocno trzymam kciuki.



Dużo pracuję, a że pracuję z mężem to nieraz i po 12h w biurze siedzimy, bo wiadomo, że na swoim trzeba robić wszystko, a urlopu nikt nie da.
My właśnie z tego powodu, że wszyscy już zaczynali przebąkiwać, że może dziecko, że tyle po ślubie itp powiedzieliśmy teściom, że mamy problemy (o ivf wiedzą tylko moi rodzice). Wtedy teściowie się bardzo przejęli (zaczęli nam planować loty do Lourdes). I przynajmniej wiedzieli, że to nie chodzi o to, że się nam we łbach poprzestawiało i kariera na pierwszym miejscu. Ale nie rozumieją czemu np informacja o ciąży szwagierki była dla nas trudna...
A szwagierka i jej siostra coś tam chyba wiedzą o problemach od teściów, ale chyba bez konkretów. Bo kiedyś na imprezie w domu siostry męża jej koleżanka podeszła do tej ciężarnej siostry i powiedziała coś w stylu " oo wyprzedziłaś brata!" Na co obie siostry męża ją zganiły "ciii!! tylko nie mów Dagmarze (mi), bo nie wiadomo jak zareaguje". No i niestety to słyszałam...
Dzis 7dpt

U nas rodzice i rodzenstwo wiedza o ivf. Troche mnie zabolalo jak sie dowiedzialam ze rowniez dalsza rodzina mojego M tez wie, bo myslalam ze czegos takiego nie beda rozglasniac, ale nie do tego dążę. Teraz, kiedy przechodzę przez to juz kilka lat, kiedy juz w jakis sposob sie z tym pogodzilam (o ile mozna pogodzic sie z czyms takim) i kiedy to wszystko jest juz dla mnie takie normalne i jest codziennościa, niesamowicie bawi mnie kiedy czlonkowie naszych rodziny w jakis sposob wchodzą na ten temat, lub pokrewne tematy w moim towarzystwie i sa niesamowicie delikatni, nie wiedza co moga powiedziec przy mnie a czego nie, i czy wogole cos o tym mowic. Czasami jest to niezręczne a czasmi tak mjie bawi ze masakra. Nie wiem czy potrafie wam dobrze wytlumaczyc, chodzi mi o to ze przy mnie o czynnosci dla mnie jak najbardziej normalnej, jak jedzenie, spanie czy zakupy, mowia w taki sposob jakby to takie totalne tabu bylo, im jest niezrecznie a mnie to bawi.
 
Do góry