reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Kto po in vitro?

reklama
Wiesz, ja w takich chwilach myślę o statystykach. Nawet nie in vitro ale tak po prostu. Żeby z zapłodnionej komórki jajowej narodziło się dziecko jest tylko 30%. 30% na to ze zarodek się ładnie podzieli, stanie blastką, zainplantuje, bedzie pecherzyk serduszko i poród po 9 miesiącach. Mówię o ludziach, taka krowa np. ma 50%. Tak więc jestem nastawiona na to, ze trzeba próbować i się nie zrażać. Owszem może i inni mają więcej silnych zarodków. Ale liczę na to, ze któryś okaże się tym złotym. Miałam na razie 4 transfery blastek i uważam ze to wcale nie tak duzo. To że są osoby które maja farta i udaje im się za pierwszym albo drugim transferem to nie znaczy ze u mnie tak musi być. Jeden rzuca kostką i ma co chwila szóstkę w planszówce, innemu wypadnie raz na grę. Ja wyznaczyłem sobie jakąś tam granicę staraniową i do chwili kiedy jej nie przekroczę nie zamierzam się zastanawiać, rozdrapywać wszystkiego na nowa, poddawać. Jak ja przekroczę i dalej się nie uda - wtedy pomyślimy co dalej. Czy brniemy w to dalej. I jeszcze jedno. Dobrze jest się zmierzyć z tym, czego najbardziej się boimy. Z tym, ze mimo wszystko się nie uda - i co wtedy. Obiecaliśmy sobie z mężem ze wtedy będziemy czerpać z życia co się da - z bycia razem. I nie pozwolimy sobie na dodatkowe ranienie się nawzajem. Nie mam na myśli kłótni i awantur ale o takie zamknięcie się na świat, na czerpanie radości z życia, z bliskości między nami. Z robienia razem tego co kochamy robić we 2. To jest bardzo ważne. Ustaliliśmy ze teraz walczymy, zaciskamy pasa żeby odłożyć na kolejne procedury itd. Ale jak przyjdzie moment w którym odpuścimy skupimy się na naszym związku i na tym żeby czerpać szczęście z tego co się da. Może więcej podróżować... Nie będzie wydatków na pampersy, dodatkowe zajęcia czy szkoły Wiec będziemy mogli żyć trochę bardziej beztrosko. Zobaczymy. Ale jeśli nie uda nam się osiągnąć tego największego marzenia to tym bardziej będziemy się koncentrować na szukaniu szczęścia w innych aspektach życia a nie umartwiać. I odkąd to sobie obiecaliśmy jest nam w tym wszystkim łatwiej.
Bardzo ładnie to napisałaś. Mądra Kobieta z Ciebie.
Wierzę, że los wynagrodzi Wam to wszystko. najważniejsze jest właśnie nie nastawiać się, że uda się za pierwszym czy za którymś razem z kolei. Ja też do drugiej procedury podeszłam jak do próby, bardzo wierzyłam, że w końcu się uda, ale nie nastawiałam się na to, za którym razem! Ustaliliśmy z M ,że walczymy dopóki starczy nam na to środków.
 
Oj Koniczynka z takim podejściem to chyba nici będą z podróżowania:-D uda się zobaczysz jak nie wcześniej to później ale się uda a przykładem jest to forum:-) :)
zawsze zostają podróże na mniejszą kieszeń. Ja polowe dzieciństwa spędziłam na spływach kajakowych pod namiotem :) zapakujemy berbeciemw kapoki i będą wypatrywać kaczek.

A jak się nie uda... cóż, może kiedyś odwiedzę Japonię ;)

Ja 4 transfery miałam z pierwszej procedury. Postanowiłam ze na pewno staramy się przez 3 procedury a potem pomyślimy.
 
Wiesz, ja w takich chwilach myślę o statystykach. Nawet nie in vitro ale tak po prostu. Żeby z zapłodnionej komórki jajowej narodziło się dziecko jest tylko 30%. 30% na to ze zarodek się ładnie podzieli, stanie blastką, zainplantuje, bedzie pecherzyk serduszko i poród po 9 miesiącach. Mówię o ludziach, taka krowa np. ma 50%. Tak więc jestem nastawiona na to, ze trzeba próbować i się nie zrażać. Owszem może i inni mają więcej silnych zarodków. Ale liczę na to, ze któryś okaże się tym złotym. Miałam na razie 4 transfery blastek i uważam ze to wcale nie tak duzo. To że są osoby które maja farta i udaje im się za pierwszym albo drugim transferem to nie znaczy ze u mnie tak musi być. Jeden rzuca kostką i ma co chwila szóstkę w planszówce, innemu wypadnie raz na grę. Ja wyznaczyłem sobie jakąś tam granicę staraniową i do chwili kiedy jej nie przekroczę nie zamierzam się zastanawiać, rozdrapywać wszystkiego na nowa, poddawać. Jak ja przekroczę i dalej się nie uda - wtedy pomyślimy co dalej. Czy brniemy w to dalej. I jeszcze jedno. Dobrze jest się zmierzyć z tym, czego najbardziej się boimy. Z tym, ze mimo wszystko się nie uda - i co wtedy. Obiecaliśmy sobie z mężem ze wtedy będziemy czerpać z życia co się da - z bycia razem. I nie pozwolimy sobie na dodatkowe ranienie się nawzajem. Nie mam na myśli kłótni i awantur ale o takie zamknięcie się na świat, na czerpanie radości z życia, z bliskości między nami. Z robienia razem tego co kochamy robić we 2. To jest bardzo ważne. Ustaliliśmy ze teraz walczymy, zaciskamy pasa żeby odłożyć na kolejne procedury itd. Ale jak przyjdzie moment w którym odpuścimy skupimy się na naszym związku i na tym żeby czerpać szczęście z tego co się da. Może więcej podróżować... Nie będzie wydatków na pampersy, dodatkowe zajęcia czy szkoły Wiec będziemy mogli żyć trochę bardziej beztrosko. Zobaczymy. Ale jeśli nie uda nam się osiągnąć tego największego marzenia to tym bardziej będziemy się koncentrować na szukaniu szczęścia w innych aspektach życia a nie umartwiać. I odkąd to sobie obiecaliśmy jest nam w tym wszystkim łatwiej.
masz bardzo fajne podejście. Ja niestety jestem na etapie na którym chce już i teraz ....i nie umiem tego zmienić. Mój mąż podchodząc do in vitro wogole nie bral pod uwage ze sie nie uda...i dlatego tak ciężko mu się teraz przekonać do dalszego leczenia. Może z czasem i my nabierzemy trochę dystansu do leczenia i jego rezultatów...Ale napewno nie teraz.
Aktualnie muszę się skupić na synu, bo już widzę jego łzy kiedy dowie się ze ciocia będzie miała kolejne dziecko z on jest sam:( tak mi go biednego szkoda, że nawet chwilami zapominam o swoim bólu.
Środa blisko a mam stracha ze szok...
 
Mam pytanie do Dziewczyn po ciążach biochemicznych jak wyglądał okres po takiej ciąży? Dzisiaj trzeci dzień krwawienia i zaczęły mnie tak boleć jajniki, że nie mogę wysiedzieć. Nie wiem czy się martwić czy spokojnie do tego podejść łykając nospę? Po nospie jest mi znacznie lepiej.
Po ciazy krwawienie to tak naprawde oczyszczanie sie macicy i mnie to bardzo bolalo
 
reklama
Kochana to jest tylko garstka badan. Poszukaj sobie w moich postach bo niedawno wymienialam wszystkie ktore mialsm zlecone
Zadaje sobie sprawę że jest to garstka badań. Ja póki co podchodzę w przyszłym cyklu do transferu z wynikami tych badań a co za tym idzie dodatkowymi lekami. Mój problem to ciąże biochemiczne. Jak tym razem się nie uda to wpierw wizyta u immunologa a dopiero później kolejne podejście ;)
 
Do góry