reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Kto po in vitro?

anne udało się raz naturalnie uda się i drugi raz:-p

monia szanuje twoje zdanie, ale chciałabym zwrócić uwagę na jedna rzecz. Dziecko adoptowane tez nigdy nie będzie wasze, tylko tutaj nie ma wstydu i ukrywania..Nikt nie będzie was krytykował, tylko was podziwiał i wam współczuł. A przy kd nikt tym kobietom nie współczuje tylko nie wiem czemu? bo sa tak samo bezpłodne jak te co adoptowały i tak samo jak one urodzą nie swoje dziecko. Mylsę,że mnóstwo kobiet korzystających z kd robi to by mąż miał szanse mieć swoje biologczne potomstwo - to jest dopiero poswiecenie i dowód miłości. No i jeszcze jedno w przypadku adopcji społecznej dziecko nie jest żadnego z was. A w przypadku adopcji prenatalnej, jeden z rodziców jest tym biologicznym rodzicem. Ta droga wymaga wielkiego zaufania do partnera, ze nie powie dziecku, ze to JA jestem twoim prawdziwym rodzicem a tamten drugi nie:-p Moim zdaniem to dużo cięższa droga, a wszyscy krytykują te kobiety jakby poszły droga na skróty a adopcja społeczna była dla nich za trudna...
 
reklama
Nie rozumiem ciagle,dlaczego mam opowiadac dziecku ,ze jako komorka stworzylo sie w ciele innej kobiety?Dawczynia komorek,w moim przypadku bedzie(jezeli wogole) dziewczyna ,ktora ma nie wiecej niz 25 lat i juz jedno dziecko.Nigdy sie nie dowie,jak sie potoczyly losy jej komorek.Dlaczego ja mam dziecku opowiadac ,ze nie jestem jego matka? Nie jestem na prawde?,to to co nosilam 9 miesiecy pod sercem i uczylam sie kochac,nie jest teraz moim dzieckiem?

A dzieci z adopcji...dla mnie to bylyby problem,bo kiedys musialabym powiedziec ,ze naprawde nie jestesmy jego rodzicami,zylabym w ciaglym strachu,ze zacznie kiedys szukac rodzicow...
 
Czesia ile ty bidulko przeszłaś... Przepraszam za słownictwo ale twoja teściowa to zimna,wyrachowana suka! Jak można tak robić własnej rodzinie? No jak? to aż wola o pomstę do nieba!
 
Tak dzisiaj czytam Was sobie i czytam.
Ha i ja muszę wtrącic swoje 3 grosze apropos ludzkiej epatii, wyczucia i takich tam.
U nas leczenie przed ivf trwało rok. Różnego rodzaju specyfikami lekarz chciał poprawic wyniki mojego męża. Okazało się że wszystko na nic. W październiku ub roku usłyszałam - dla mnie przynajmniej - wyrok IN VITRO. Zaryczana wyszłam z kliniki, nawet nie wiem jak dojechałam do domu...ale to nic.
Od 10 lat jestem z moim T. przypadkiem dowiedzieliśmy się że moja teściowa wiedziała, że będzie problem z dzieciątkiem. Dacie wiarę, że przez tyle lat nie miał czasu mi o tym powiedziec?!
To nic, dalej.
W listopadzie powiedzieliśmy teściom, że czeka nas ivf innej opcji już nie mamy. O dziwo reakcje było ok, wielkie zapewnienia o pomocy itd oczywiście tylko w gębie.
Po czym przyszedł grudzień, święta. Co zrobiła moja teściowa...na wigilii byliśmy my, szwagier, jego dziewczyna, no a jak była ona to teściowa zaprosił i jej matkę, a a jak ją to i jej siostrę dziewczyny, która na początku m-ca urodziła dziecko. Więc rozumiecie, nie mogłam pogodzic się z ivf to zafundowano mi zaj****** święta z obcymi ludź i noworodkiem. Pół wigilii przeryczałam, święta miałam do dupy i taki był tego efekt.
Przez cały rok oglądałam jak to się teściowa fascynuje obcym dzieckiem, a nas i nasze sprawy ma gdzieś.
Zbliżałą się wielkanoc i co słyszę...wiesz, może zrobiłabym u siebie chrzściny w święta, bo one przecież mają małe mieszkanie...krew mnie zalała od razu. Odpowiedziałam grzecznie, że wporządku ale nas nie będzie. Kolejnych świąt nie pozwolę sobie spieprzyc.
Na jesieni siedzimy w 6 przy stole, teściowa zrobiła jakiś tort...i na bezczelnego mówi do dziewczyny szwagra, że może właśnie taki zrobi na roczek tego dzieciaka...i siedzę jak debil i słucham jak obie się ku*** zachwycają...
Później, jak byliśmy po 3 podejściu, wiedziała o tym tylko moja ciocia, której pół roku ryczałam w rękaw, a ona biedna mnie tak znosiła.
Jak byłam w 11 tc to powiedzieliśmy teściom. Przy nas wielka radośc ojeju...a za plecami pieprzy, ze nam współczóje...nosz ku*** jak tak można?!?!?!
Najlepsze w tym wszystkim, że teściowa to taka zagorzała katoliczka. Co rusz do kościółka, umoralnianie innych i takie tam.
Moja rodzina za kilkoma wyjątkami nie wiem skąd więła się ciąża i się nie dowie. Ale wszyscy równo się cieszą. Chwilami mam wrażenie,że nawet bardziej niż my sami.
Dalsza rodzina mojego męża też się bardzo cieszy. Tylko ta która oszukiwała mnie tyle lat ma do nas wiecznie jakieś "ale".
I wiecie, może źle to zabrzmi...ale czekam tylko na komentarz, że nie podoba jej się skąd wzięły się nasze maluchy, a pzysięgam, że wtedy już nie wytrzymam i ją zniszczę.

Czesia,z rodzina sie najlepiej wychodzi na zdjeciu,oklepane ale jakie kurna prawdziwe.
 
anne na jedno to sa ludzie ktorzy nie nadaja sie na rodzicow...
Co tu daleko szukac? Moj dziadek zostawil moja babcie z 6 dzieci! Wyobrazacie sobie? Jak ta kobicina dala sobie rade to nie wiem.
 
Nie rozumiem ciagle,dlaczego mam opowiadac dziecku ,ze jako komorka stworzylo sie w ciele innej kobiety?Dawczynia komorek,w moim przypadku bedzie(jezeli wogole) dziewczyna ,ktora ma nie wiecej niz 25 lat i juz jedno dziecko.Nigdy sie nie dowie,jak sie potoczyly losy jej komorek.Dlaczego ja mam dziecku opowiadac ,ze nie jestem jego matka? Nie jestem na prawde?,to to co nosilam 9 miesiecy pod sercem i uczylam sie kochac,nie jest teraz moim dzieckiem?

A dzieci z adopcji...dla mnie to bylyby problem,bo kiedys musialabym powiedziec ,ze naprawde nie jestesmy jego rodzicami,zylabym w ciaglym strachu,ze zacznie kiedys szukac rodzicow...

annemarie wiesz, najlepiej krytykuje się poczynania innej osoby.
Może niektórym łatwiej jest zrezygnowac z chęci posiadania dzieci, aniżeli kontynuowac leczenie w taki czy inny sposób.
Jednak całkowicie się z Tobą zgadza. Po jaką cholerę opowiadac dziecku, że istnieje dzięki osobie trzeciej?! Jaki to ma sens...
My robiliśmy wszystko co tylko było w zasięgu ręki. Bez rezultatu. Aż stanęliśmy oko w oko z informacją, że jedyna szansa to d a w c a. Były to słowa nie akceptowalne dla mnie przez bardzo długo. Mój mąż nie miał takich obiekcji jak ja. Aż wkońcu może coś do mnie dotarło, może "dojrzałam" do tego, mniejsza o to.
Dzięki komuś, my popłakaliśmy się ze szczęścia widząc wysoką bete i chyba to jest najważniejsze. Co więcej kiedy złapie mnie myśl, że nie wiem dzięki komu pojawią się dzieci, pogłaszczę się po brzuszku i mówię "Nasze Kropeczki". I chociaż jest jeszcze bardzo dużo czasu do ich narodzin, to już kochamy je ponad życie!

Na marginesie, wiem że to zupełnie coś innego, nie jestem z in vitro ale też nie znam swojego biologicznego ojca. I żyję. Jedyny mój ojciec to ten który wychowywał i tak samo będzie z naszymi dziecmi <3
 
reklama
Do góry