reklama
Moniusia,
a gdzie u Ciebie haczy z dawczynia komorek? ja ciekawska jestem w odroznieniu od Kate
W sensie, czemu bym się nie zdecydowała? Przede wszystkim bałabym się o dziecko, co ono sobie pomyśli, że jest tak naprawdę częścią kogoś innego, nie wiem czy ja jakbym się dowiedziała potrafiłabym sobie z tym poradzić. Inna sprawa własnie to to, że pewnie niedałabym rady nie mieć koszmarów, itd. w ciąży, że to dziecko nie moje, że urodzi się jako kot itd (no już mam takie sny haha) Ogólnie to nie dla mnie. Nie potępiam, ale to nie moja bajka
Może też dlatego, że ja i M. jesteśmy swoimi jedynymi partnerami od początku od gówniarza i nigdy nie wyobrażałam sobie mieć faceta, który miał już jakąś przeszłość i np. dziecko. Nie spotykałabym się z takim mężczyzną;p Mimo, że on może być święty itd, to dla mnie to nie ze względu, że dziecko, ze rozbijam jakąś rodzinę czy coś chodzi tylko o to, że to nie mój świat. Tak samo cieszę się, że znalazłam prawiczka haha;p bo nie byłabym szczęśliwa do końca gdyby mój M. już z kimś wcześniej...
Może jakby była taka sytuacja jak dziecko M. nie miałabym oporów czy wziąść nasienie, czy komórkę. A tutaj jest no wymarzony mój świat, jak się nie uda to trudno, może kiedyyyś się zdecydujemy na adopcję, wolę już w tą stronę, sprawiedliwie, bez wyrzutów sumienia..
Poza tym odrzuciłam takie myśli, mam nadzieję, że nie będziemy musieli zastanawiać się nad takimi sprawami..
annemarie
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 21 Styczeń 2015
- Postów
- 8 866
Monia,
przed nami rozposciera sie wlasnie opcja albo nie miec wcale dzieci,albo z dawczynia i M.Ciezki temat ,ja sie z tym szybciej pogodzilam niz moj M.Nie wobrazam sobie,zebym po 9 miesiacach i tym wszystkim co mnie czeka,mogla urodzic dziecko i pomyslec...Nieee ,to nie moje.Bede kochala najbardziej na swiecie.M.powiedzial,ze czulby sie tak ,jakby bzyknal sie z obca baba na boku...A ja mowie sluchaj...".albo nie bedziemy miec wcale dzieci,albo jedno z dawczyni ktore bedziemy kochac jak swoje...albo bedziemy sobie pluc w brode do konca zycia,ze moglismy sprobowac" temat zamkniety,klamka zapadla
I nie mam wcale w planie ,mowic jakim cudem pojawilo sie na swiecie,jest nasze i koniec
Ja moge z tym zyc i cieszyc sie ,ze powolalam na swiat kogos,kto mogl sie tak naprawde nigdy nie urodzic.
Ale tak jak mowisz,kazdy musi stawic czolo temu tematowi.
My tez jeszcze raz,jedziemy od poczatku cala procedure ,zeby sie upewnic,ze naprawde nic z tego nie bedzie.Potrzebuje tego ,zeby zamknac temat i do konca zycia sie nie zastanawiac.
przed nami rozposciera sie wlasnie opcja albo nie miec wcale dzieci,albo z dawczynia i M.Ciezki temat ,ja sie z tym szybciej pogodzilam niz moj M.Nie wobrazam sobie,zebym po 9 miesiacach i tym wszystkim co mnie czeka,mogla urodzic dziecko i pomyslec...Nieee ,to nie moje.Bede kochala najbardziej na swiecie.M.powiedzial,ze czulby sie tak ,jakby bzyknal sie z obca baba na boku...A ja mowie sluchaj...".albo nie bedziemy miec wcale dzieci,albo jedno z dawczyni ktore bedziemy kochac jak swoje...albo bedziemy sobie pluc w brode do konca zycia,ze moglismy sprobowac" temat zamkniety,klamka zapadla
I nie mam wcale w planie ,mowic jakim cudem pojawilo sie na swiecie,jest nasze i koniec
Ja moge z tym zyc i cieszyc sie ,ze powolalam na swiat kogos,kto mogl sie tak naprawde nigdy nie urodzic.
Ale tak jak mowisz,kazdy musi stawic czolo temu tematowi.
My tez jeszcze raz,jedziemy od poczatku cala procedure ,zeby sie upewnic,ze naprawde nic z tego nie bedzie.Potrzebuje tego ,zeby zamknac temat i do konca zycia sie nie zastanawiac.
Pewnie dlatego nie dziwię się np. Tobie czy innym dziewczynom Jedynie dziwię się trochę tym co oddają swoje komórki... No nie wiem jakoś tak mi dziwnie z tym... Bo ja bym nie mogła żyć i myśleć, że gdzieś tam..
Życzę, żeby ułożyło Ci się jak najlepiej. Tak czy siak będzie dobrze, być musi
Życzę, żeby ułożyło Ci się jak najlepiej. Tak czy siak będzie dobrze, być musi
annemarie
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 21 Styczeń 2015
- Postów
- 8 866
Monia,byl srodek zimy,zamiec sniezna,w zadnym hotelu miejsca i wyladowalismy w takiej dziurze ,ze ja pier*****Seksu nie bylo w planie,ale plan ulego zmianie... i nie mam pojecia jak to sie stalo?Ja mialam25,moj ex 28 lat.
Koniec spowiedzi,pozycji nie pamietam
Koniec spowiedzi,pozycji nie pamietam
Monia,byl srodek zimy,zamiec sniezna,w zadnym hotelu miejsca i wyladowalismy w takiej dziurze ,ze ja pier*****Seksu nie bylo w planie,ale plan ulego zmianie... i nie mam pojecia jak to sie stalo?Ja mialam25,moj ex 28 lat.
Koniec spowiedzi,pozycji nie pamietam
Haha no to już nie takie gnojki A macie kontakt ze sobą?
Pewnie jakaś niewygodna
Cholera ,nie wiem bo nie pamietam.Kontaktu nie mamy od 16 lat.Jasiu urodzil sie w sierpniu i od listopada nie miall juz taty.
I tez go wychowala i nie zaluje ani sekundy. To najpiekniejsze co mi sie w zyciu przytrafilo.
I to najważniejsze !
iga2421
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 13 Styczeń 2016
- Postów
- 1 584
Cholera ,nie wiem bo nie pamietam.Kontaktu nie mamy od 16 lat.Jasiu urodzil sie w sierpniu i od listopada nie miall juz taty.
I tez go wychowala i nie zaluje ani sekundy. To najpiekniejsze co mi sie w zyciu przytrafilo.
Co za ojciec z tego palanta ze zostawił dziecko i nawet się nie kontaktuje! Rozumiem- rodzice mogą się nie dogadywać ale żeby dziecko zostawić???
reklama
Tak dzisiaj czytam Was sobie i czytam.
Ha i ja muszę wtrącic swoje 3 grosze apropos ludzkiej epatii, wyczucia i takich tam.
U nas leczenie przed ivf trwało rok. Różnego rodzaju specyfikami lekarz chciał poprawic wyniki mojego męża. Okazało się że wszystko na nic. W październiku ub roku usłyszałam - dla mnie przynajmniej - wyrok IN VITRO. Zaryczana wyszłam z kliniki, nawet nie wiem jak dojechałam do domu...ale to nic.
Od 10 lat jestem z moim T. przypadkiem dowiedzieliśmy się że moja teściowa wiedziała, że będzie problem z dzieciątkiem. Dacie wiarę, że przez tyle lat nie miał czasu mi o tym powiedziec?!
To nic, dalej.
W listopadzie powiedzieliśmy teściom, że czeka nas ivf innej opcji już nie mamy. O dziwo reakcje było ok, wielkie zapewnienia o pomocy itd oczywiście tylko w gębie.
Po czym przyszedł grudzień, święta. Co zrobiła moja teściowa...na wigilii byliśmy my, szwagier, jego dziewczyna, no a jak była ona to teściowa zaprosił i jej matkę, a a jak ją to i jej siostrę dziewczyny, która na początku m-ca urodziła dziecko. Więc rozumiecie, nie mogłam pogodzic się z ivf to zafundowano mi zaj****** święta z obcymi ludź i noworodkiem. Pół wigilii przeryczałam, święta miałam do dupy i taki był tego efekt.
Przez cały rok oglądałam jak to się teściowa fascynuje obcym dzieckiem, a nas i nasze sprawy ma gdzieś.
Zbliżałą się wielkanoc i co słyszę...wiesz, może zrobiłabym u siebie chrzściny w święta, bo one przecież mają małe mieszkanie...krew mnie zalała od razu. Odpowiedziałam grzecznie, że wporządku ale nas nie będzie. Kolejnych świąt nie pozwolę sobie spieprzyc.
Na jesieni siedzimy w 6 przy stole, teściowa zrobiła jakiś tort...i na bezczelnego mówi do dziewczyny szwagra, że może właśnie taki zrobi na roczek tego dzieciaka...i siedzę jak debil i słucham jak obie się ku*** zachwycają...
Później, jak byliśmy po 3 podejściu, wiedziała o tym tylko moja ciocia, której pół roku ryczałam w rękaw, a ona biedna mnie tak znosiła.
Jak byłam w 11 tc to powiedzieliśmy teściom. Przy nas wielka radośc ojeju...a za plecami pieprzy, ze nam współczóje...nosz ku*** jak tak można?!?!?!
Najlepsze w tym wszystkim, że teściowa to taka zagorzała katoliczka. Co rusz do kościółka, umoralnianie innych i takie tam.
Moja rodzina za kilkoma wyjątkami nie wiem skąd więła się ciąża i się nie dowie. Ale wszyscy równo się cieszą. Chwilami mam wrażenie,że nawet bardziej niż my sami.
Dalsza rodzina mojego męża też się bardzo cieszy. Tylko ta która oszukiwała mnie tyle lat ma do nas wiecznie jakieś "ale".
I wiecie, może źle to zabrzmi...ale czekam tylko na komentarz, że nie podoba jej się skąd wzięły się nasze maluchy, a pzysięgam, że wtedy już nie wytrzymam i ją zniszczę.
Ha i ja muszę wtrącic swoje 3 grosze apropos ludzkiej epatii, wyczucia i takich tam.
U nas leczenie przed ivf trwało rok. Różnego rodzaju specyfikami lekarz chciał poprawic wyniki mojego męża. Okazało się że wszystko na nic. W październiku ub roku usłyszałam - dla mnie przynajmniej - wyrok IN VITRO. Zaryczana wyszłam z kliniki, nawet nie wiem jak dojechałam do domu...ale to nic.
Od 10 lat jestem z moim T. przypadkiem dowiedzieliśmy się że moja teściowa wiedziała, że będzie problem z dzieciątkiem. Dacie wiarę, że przez tyle lat nie miał czasu mi o tym powiedziec?!
To nic, dalej.
W listopadzie powiedzieliśmy teściom, że czeka nas ivf innej opcji już nie mamy. O dziwo reakcje było ok, wielkie zapewnienia o pomocy itd oczywiście tylko w gębie.
Po czym przyszedł grudzień, święta. Co zrobiła moja teściowa...na wigilii byliśmy my, szwagier, jego dziewczyna, no a jak była ona to teściowa zaprosił i jej matkę, a a jak ją to i jej siostrę dziewczyny, która na początku m-ca urodziła dziecko. Więc rozumiecie, nie mogłam pogodzic się z ivf to zafundowano mi zaj****** święta z obcymi ludź i noworodkiem. Pół wigilii przeryczałam, święta miałam do dupy i taki był tego efekt.
Przez cały rok oglądałam jak to się teściowa fascynuje obcym dzieckiem, a nas i nasze sprawy ma gdzieś.
Zbliżałą się wielkanoc i co słyszę...wiesz, może zrobiłabym u siebie chrzściny w święta, bo one przecież mają małe mieszkanie...krew mnie zalała od razu. Odpowiedziałam grzecznie, że wporządku ale nas nie będzie. Kolejnych świąt nie pozwolę sobie spieprzyc.
Na jesieni siedzimy w 6 przy stole, teściowa zrobiła jakiś tort...i na bezczelnego mówi do dziewczyny szwagra, że może właśnie taki zrobi na roczek tego dzieciaka...i siedzę jak debil i słucham jak obie się ku*** zachwycają...
Później, jak byliśmy po 3 podejściu, wiedziała o tym tylko moja ciocia, której pół roku ryczałam w rękaw, a ona biedna mnie tak znosiła.
Jak byłam w 11 tc to powiedzieliśmy teściom. Przy nas wielka radośc ojeju...a za plecami pieprzy, ze nam współczóje...nosz ku*** jak tak można?!?!?!
Najlepsze w tym wszystkim, że teściowa to taka zagorzała katoliczka. Co rusz do kościółka, umoralnianie innych i takie tam.
Moja rodzina za kilkoma wyjątkami nie wiem skąd więła się ciąża i się nie dowie. Ale wszyscy równo się cieszą. Chwilami mam wrażenie,że nawet bardziej niż my sami.
Dalsza rodzina mojego męża też się bardzo cieszy. Tylko ta która oszukiwała mnie tyle lat ma do nas wiecznie jakieś "ale".
I wiecie, może źle to zabrzmi...ale czekam tylko na komentarz, że nie podoba jej się skąd wzięły się nasze maluchy, a pzysięgam, że wtedy już nie wytrzymam i ją zniszczę.
Podziel się: