Ale powiem betka Ci coś!!!! Wczoraj się dowiedziałam moja kumpela miałą rodzić w Wejherowie, ale jak Ty przed rozwiązaniem się przeniosła na Zaspę, więc tam do szpitala (pisze skrótowo) , poród, źle ją oczyścili i po tygodniu wylądowała na patologi.....................w Wejherowie na 10 dni, a maleństwem chyba babcia się zajęła................ no i by się dziewczyna przekręciła.
ja nie powinnam sie wypowiadac na temat porodu,bo bylam przyjeta jako kolezanka pana doktora.oto szczegolowy opis skopiowany z moich majowek.
Odp: Porody - jak to było u nas
no nie mam sie czym chwalic,bo ja po prostu nie wiem,co to porod-bole,skurcze i inne jazdy.bylo tak-w srode bylam na ktg,umowilam sie tez na czwartek.poszlam.zrobili.Maciek kazal jeszcze zmierzyc cisnienie.drugi dzien lecialo to samo: 150/100.... Maciek powiedzial mi w czwartek wieczorem,ze konsultowal sie z inna,starsza stazem lekarka i ona jest zdania,ze powinnam zostac w szpitalu.w pierwszej chwili zaniemowilam.Maciek za to przytomnie powiedzial,ze on rozumie,ze dzis moge nie byc przygotowana,ale zebym jutro rano na 8-8.30 przyjechala.on bedzie schodzil z dyzuru i sie przyjmiemy,wszystko zalatwimy.
w piatek rano stawilam sie z mezem i torba na izbie przyjec.przyszedl Maciek,wzial moja ksiazeczke rumowska,ja weszlam do tej ginekologicznej izby na cisnionko,a ono nadal 150/100... przyszedl Maciek,zbadal mnie-i tez nie bylo to delikatne.stwierdzil rozwarcie na palec (czyli jak dla mnie wielkie gie).kazal sie przebrac i isc za polozna i na gorze sie spotkamy.spotkalismy sie-na patologii.fajnie bylo,bo z 5 minut tam bylam,ledwo zdazylam sie przyjac na oddzial,a tu przychodzi Maciek i mowi: "chodz Beatka,tu nie bedziesz lezec,polezymy na porodowce". hmmm... cos mi nie pasowalo,bo na porodowce to raczej do maja nie poleze,na porodowce lezy sie kilka godzin na maxa-zaczelo do mnie docierac nieuchronne.pytam Macka,czy to musi byc dzis?dupa mi ze strachu chyba zaczela latac,bo az sie czerwona na twarzy z emocji zrobilam.a Maciek spokojnie,ze: "nie boj sie,chodz,chodz,zrobie Ci usg". a,tak moze byc-tak naiwnie pomyslalam.no i poszlam.Piotr z torba byl,ale na sale nie wejdzie bez zielonego ubranka.Maciek wyslal go na dol do izby ginekologicznej po ubranko i kapcie.w miedzyczasie usg-ja tam ekranu nie widzialam,wiec nie wiem,czy to prawda,czy nie,ale Maciek stwierdzil,ze lozysko jest juz na ostatnich nogach,ze tam jakies zlogi czy inne mety sie pojawily i nie ma na co czekac,rodzimy.a lezalam na lozku do porodow naturalnych.a!no i zadnych skurczy oczywiscie nie bylo,jakbyscie mialay watpliwosci wrocil Piotr.mnie podlaczyli do kroplowki,zeby nawodnic (nie wiem po co,ale chyba zeby znieczulenie lepiej sie rozeszlo).no i tak lezalam zestresowana jak cholera.w miedzyczasie Maciek przekazal mnie swojemu koledze,ktory wlasnie zaczynal dyzur i to ten kolega cial mnie.jak juz mnie wstepnie nawodnili i zawolali anestezjologa (a trzeba sie bylo ze mna spieszyc,bo potem ginekologia zabierala anestezjologa),to mnie przeprowadzili na sale do ciec.rozebralam sie iczekalam.przyszedl anestezjolog.facet z 5 razy sie wbijal,az sie wbil-tzn nie mogl sie przebic do odpowiedniej powloki (opony) przez ten moj tluszczyk.klucia nie byly mile,ale do przezycia-jak zastrzyk.wreszcie sie wklul,a ja siedzialam okarakiem na lozku i sie pytam: "czy ja dobrze czuje,ze juz nog nie czuje? " on na to,ze tak i szybciutko sie kladziemy.polozylam sie.potem podobno (wg Piotra) poszlo blyskawicznie.anestezjolog w pewnym momencie powiedzial,ze moge czuc takie rozpieranie (pewnie rozciagali dziure we mnie),ale gdzie tam-ja nic nie czulam bosko bylo.nagle wrzask: "kłe, kłe, kłe, kłe" znaczy Marianka ma dobre pluca zaprosili tatusia,ale w pewnej odleglodci i dali mu mala jak juz byla ubrana.no i tu dochodzimy do tego,co Piotr Wam napisal,ze jak bede chciala,to sie zwierze-otoz jak mnie otworzyli,wyjeli dziecko,lozysko i zrobilo sie pusto w macicy,to okazalo sie,ze mam miesniaka na tylnej scianie macicy od strony kregoslupa i podejrzewam,ze po porodzie naturalnym by go nie widzieli.ale lekarz powiedzial,ze to najprawdopodobniej sie zrobilo w ciazy i ze sie wchlonie,ze nie jest to nic groznego.no,a moj chlop od razu caly w stresie o mnie
zaczeli mnie zszywac.zszyli i z lozka operacyjnego trzeba bylo mnie przeniesc na szpitalne.poprosili Piotra o pomoc (w koncu to moj maz ) i teraz bedzie najlepsze: oni mnie niosa,klada,a ja komentuje: "fajnie normalnie jakbym byla w kosmosie " po poludniu jak Piotr do mnie zadzwonil,to mi powiedzial: "Ty glupia,oni Toba rzucili,jak miesem,a Ty mowisz,ze Ci dobrze" chlop nie jest w stanie zrozumiec kobiety w stanie lewitacji po cesarce
tak wiec: urodzilam nie tylko doslownie bezbolesnie,ale i bez jakichkolwiek oznak porodu.a dziecko dostalo dyche w Apgarze
to teraz dam kolejny post o stanie po cesarce
Odp: Porody - jak to było u nas
po cesarce bylo jeszcze fajnie-lezalam sobie z mala w sali.kobiety!normalnie w szoku bylam! panstwowa sluzba zdrowia,a ja jak pierwsza dama sie czulam-przez 12 godzin bylysmy z Marianna same na sali,a sale na oddziale na ktorym leza kobiety po cieciu sa dwuosobowe-pelen komfort dlatego polecam szpital na Zaspie do celow porodowych,szczegolnie do odbywania cesarek
no,to sobie lezalysmy.z cewnikiem,pod kroplowka.jeszcze nie bolalo,ale po jakichs 3 godzinach zaczelam cos tam majtac stopami.znieczulenie zaczelo przechodzic.potem bylo gorzej,bo mialam straszny kaszel i szwy ciagnely bol byl cholerny.gdyby nie ten kaszel,to na prawde nie bylo by bolu,cesarka nie jest az takim koszmarem,jak profesor dupa Chrzan uwaza,uwierzcie mi,nie ma sie czego bac,byle tylko nie miec kaszlu lub kataru.no,nadeszla godzina 21.00 i zaczelo sie "uruchamianie pacjentki" przedtem dostalam ketonal (lek przeciwbolowy).hmm...ciekawe,dlaczego u nas nie daja morfiny-na pewno byloby lepiej.ale nie narzekam.podciagnelam sie na drabince,siadlam na skraju lozka,posiedzialam 10 minut,wstalam i poszlam pod prysznic.poczulam sie po nim jak mlody bog wrocilam i zastalam na sali swieza wspollokatorke.ona,mlodsza ode mnie o 7 lat,gorzej wstawala,jak juz nadeszla jej pora.polozne mi powiedzialy,ze obiektywnie to ja sie bardzo szybko zregenerowalam,ze niewiele maja takich pacjentek.coz,jak dla mnie-bomba
poniewaz ja sie tak szybko wykaraskalam,a dziecko tez zdrowe,to wyszlysmy po tej czwartej dobie.juz sie nie moglam doczekac a dzis bylam u poloznej w przychodni na zdjeciu szwow.i to tez nic strasznego
nie chcialam wam opisywac mojego porodu,bo to byl porod-bajka.sama sobie zazdroszcze,naprawde,bo nawet nie wiem,jak sie przyjac do szpitala.na sali porodowej skakali wokol mnie,bo mnie tam Maciek polozyl,wiec miallam od razu na wstepie chody.gdyby nie to,to nie byloby tak milo.jesli Maciek nadal bedzie pracowal w tym szpitalu,albo bedzie tam ten lekarz,co mnie cial,to za dwa lata sie moge znow rozmnazac bo teraz zaraz po macierzynskim,to jednak nie jest to najlepszy pomysl dla mojej macicy-tak sobie mysle.
__________________
Odp: Porody - jak to było u nas
dzieki dziewczyny,tyle ze ja uwazam,ze taki porod to powinien byc standard-wtedy dzietnosc Polek by na pewno wzrosla.
Odp: Porody - jak to było u nas
Cytat:Napisał krupka
Czyli Tobie się udało bez drenu - szczesciara
A powiedz jak u Ciebie było z piciem zaraz po cięciu? Mogłaś pić?
I jeszcze jedno intymne pytanie - w której dobie po porodzie oddałaś stolec?
nie moglam pic,moglam tylko moczyc usta wacikiem z woda do iniekcji.wlasciwie juz lezac po cieciu czulam,ze mi odchodza gazy (jak to ladnie brzmi ) dlatego drugiego dnia dostalam kleik i sucharki,a potem juz normalne jedzenie.co do stolca-dlugo mi szlo,bo dzien przed wyjsciem.polozne daly nam czopki glicerynowe,ale ja nie lubie sobie grzebac w doopie i nie chcialam z nich skorzystac,choc one upieraly sie przy swoim.ale ja sie zaparlam.poszlam do kibelka,ze dwadziescia minut tak siedzialam i "pracowalam" nad przesunieciem mas kalowych do ostatniego odcinka okreznicy,az wreszcie osiagnelam sukces odnioslam czopki ze lazami radosci (i parcia na stolec) w oczach i oddalam mowiac: "a jednak sama sobie poradzilam "
Odp: Porody - jak to było u nas
Natko,ja tez mialam jeden glupi moment juz po wyjeciu malej,a w trakcie zszywania-otoz mialam wrazenie,jakbym nie przelykala sliny.ale siostra wspolpracujaca z anestezjologiem powiedziala,ze ona widzi,jak ja przelykam.a ja tego kurcze nie czulam.cholernie glupie uczucie,bo miallam wizje nagromadzenia sie tej sliny i uduszenia mnie,ale to byla tylko wizja.pewnie znieczulenie jakos poszlo wyzej,czy co?a moze to emocje?w kazdym razie po zszyciu zaczelo mijac to glupie uczucie i wszystko wrocilo do normy
co do porodow-moja tesciowa mowi,ze ja jako kobieta-rak jestem stworzona do rodzenia i widocznie cos w tym jest