Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.
Używasz bardzo starej przeglądarki. Nasza strona (oraz inne!) może nie działać w niej dobrze. Naprawdę czas na zmianę na przeglądarkę, która będzie bezpieczna i szybka, na przykład darmowego Firefox, albo darmową Operę. Obie są bardzo szybkie, bezpieczne i wygodne.
joannka, wysylam dwie rozne. u tracy hogg polecam pozdzial o likwidowaniu zlych nawykow (bodajze 9-ty)
dziewczyny, bardzo, BARDZO dziekuje wam wszystkim za odpowiedzi.!! podtrzymalyscie mnie na duchu i dodalysci pewnosci, ze robie dobrze. zaraz napisze, co sie u nas dzis dzieje, tylko zkonstuuje dluzsza wypowiedz.
Jeszcze raz dziekuje wam za odpowiedzi. Wiem, ze nie tylko ja czulam się wyrodna matka, jak wychodziłam z pokoju, zostawiając za soba placzace w ciemności dziecko. (Kiedy weszłam pewnego razu i pogłaskałam corcie po główce – jak ona wczepila się paluszkami w moja reke! Jakby błagała: nie odchodz, mamo! – boze, mam nadzieje, ze nie będzie mnie to przesladywac zbyt dlugo, bo wpadne w depreche – przeciez to my sami jesteśmy winni, ze ja tak nauczyliśmy, a ona teraz ma cierpiec przez nasza głupotę!)
W wielkim skrocie: nadal uczymy corcie usypiac, choc w mniej drastyczny sposób. Na razie jest dobrze. A teraz dokladniej: otoz w srode (czyli po 2 nocach stosowania metody z „usnij wreszcie” – jedna noc ja, druga maz) stwierdziliśmy z mezem zgodnie, ze „szkoda maluszka”, oraz ze chyba chcemy za duzo naraz: żeby usypiala bez bujania, usypiala w łóżeczku, sama w ciemności, i na dodatek nikt przez dłuższy czas nie przychodzi na jej wolanie o pomoc. Postanowilismy dzialac stopniowo: najpierw niech zasypia bez bujania i spi cala noc, a potem niech zasypia sama w pokoju (i tak spimy w jednym pokoju i to jeszcze dlugo pozostanie – takie mamy warunki). Dlatego znow zwrocilam się do ksiazki Tracy Hogg „jezyk niemowlat” (wczesniej nie studiowałam uważnie rozdzialu o zasypianiu, bo nie było problemu – no i pewnie dlatego popełniliśmy niemal wszystkie wymieniane przez nia bledy ) ). Stwierdizlismy, ze będziemy robic tak, jak ona radzi w rozdziale o eliminowaniu zlych nawykow. Czyli uczyc dziecko samodzielnego zasypiania, owszem, ale nie wychodzic z pokoju jak placze na coraz to dłuższe przerwy, a wyjmowac z łóżeczka i przytulac, a jak tylko się uspokoi – klasc z powrotem. I tak do skkutku: przytulac-klasc-przytulac-klasc. Aczkolwiek uprzedzilam meza, ze lwia czesc pracy przy takiej metodzie spadnie na niego, bo po 30 takich „przytulac-klasc” ja się wsciekne i dalsze 98 razy (skrajny przypadek pisywany przez Hogg – 126 razy jednej nocy) będzie jego (maz ma duzo mniej wybuchowy temperament). Zgodzil się. Wiec wieczorem, kiedy było już po kapieli i jedzonku, pobawilismy się troche, a kiedy Daszka zaczela trzec oczy piastkami, zanioslam ja do lozeczka, polozylam, przykrylam kocykiem, zgasilam swiatlo, siadlam obok lozeczka i zaczelam spiewac kolysanke, glaszczac ja po glowie. Nie zdazylam zanucic trzeci raz (czyli minelo 2 minuty) – a corka kciuk do buzi – bec i… SPI! Zba-ra-nia-lam. Była akuraz 20:30. Około polnocy obudzila się na jedzenie, po czym zasnela znow. Około 2 zaczela plakac. Tym razem ewidentnie swedzialy ja dziasla (czasami jej się to zdarza – raz na 2-3 dni). Najpierw gryzla gryzaczek, a jak się już zrozpaczyla się i rozbeczala na dobrze, to ja wzielam i przytulilam. Pogapila się na swiatla za oknem, potem ja jeszcze nakarmilam i ona przycichla (to wszystko w ciemnosci i trwalo chyba niecala godzine). Wlozylam ja do lozeczka – nie spi. Ale nie placze. Gmera, pomrukuje, wali pietami w materac. A ja się polozylam na naszym lozku i zasnelam. Czasami przez sen dochodzily mnie jeszcze jakies postekiwania, z czego wnioskuje, za corcia budzila się i zasypiala znow, ale alarmu nie było. Obudzilam się o 7 rano od tego, ze Daszka gaworzy do pluszakow nad lozeczkiem. Tak ze w porownaniu z poprzednimi – rewelacyjna noc! Dzis w dzien pierwsza drzemka – wkladam do lozeczka – niby już oczka zamyka – a po chwili „Ihihihi” do pluszakow. Zabieram z lozka, ale po kilkunastu minutach znow zaczelo ja morzyc – tylko wlozylam – trafily się jakies dwa baki (wielgachne – az czulam je pod reka, jak się przesuwaja) – Daszka we wrzask. Jak już poradzilysmy sobie z brzuszkiem – za bardzo się wybudzila. Wcina palucha, steka, kreci się – ja stoje bok, nie reaguje. W koncu wciagnela sobie kolderke na glowe (nie podejrzewalam jej o takie umiejetnosci!) i zasnela. Trwalo to może z pol godziny, spala potem 1,20. druga drzemka na spacerze – tu nie ma sily, by nie zasnela sama z siebie. Wieczorem usypial ja maz (mnie nie było). Mowi, wlozyl do lozeczka – pokrecila się, postekala i rozplakala, znow do piona, popatrzyla się,uspokoila, znow do lozeczka – nie zdazyl kolysanki skonczyc, jak już spala. Teraz wlasnie wybudzila się na jedzenie i po nim zasnela znow. Zobaczymy, jak będzie tej nocy. Na razie mam wrazenie, za corka nasza tylko czekala, az pojdziemy po rozum do glowy i ona pokaze nam, jak może spac w nocy. Rozpisuje się tak szczegolowo, bo może sa w tym naszym obecnym postepowaniu jakies ukryte niebezpieczenstwa, o których istnieniu nie zdajemy sobie sprawy (a chcialoby się uniknac dalszych bledow) – wiec czekam na wasze rady. Pozdrawiam Pelna nadziei p.s. aha, a humorek dzis mamy znakomity! Znow się chichramy!
Jeszcze raz dziekuje wam za odpowiedzi. Wiem, ze nie tylko ja czulam się wyrodna matka, jak wychodziłam z pokoju, zostawiając za soba placzace w ciemności dziecko. (Kiedy weszłam pewnego razu i pogłaskałam corcie po główce – jak ona wczepila się paluszkami w moja reke! Jakby błagała: nie odchodz, mamo! – boze, mam nadzieje, ze nie będzie mnie to przesladywac zbyt dlugo, bo wpadne w depreche – przeciez to my sami jesteśmy winni, ze ja tak nauczyliśmy, a ona teraz ma cierpiec przez nasza głupotę!)
W wielkim skrocie: nadal uczymy corcie usypiac, choc w mniej drastyczny sposób. Na razie jest dobrze. A teraz dokladniej: otoz w srode (czyli po 2 nocach stosowania metody z „usnij wreszcie” – jedna noc ja, druga maz) stwierdziliśmy z mezem zgodnie, ze „szkoda maluszka”, oraz ze chyba chcemy za duzo naraz: żeby usypiala bez bujania, usypiala w łóżeczku, sama w ciemności, i na dodatek nikt przez dłuższy czas nie przychodzi na jej wolanie o pomoc. Postanowilismy dzialac stopniowo: najpierw niech zasypia bez bujania i spi cala noc, a potem niech zasypia sama w pokoju (i tak spimy w jednym pokoju i to jeszcze dlugo pozostanie – takie mamy warunki). Dlatego znow zwrocilam się do ksiazki Tracy Hogg „jezyk niemowlat” (wczesniej nie studiowałam uważnie rozdzialu o zasypianiu, bo nie było problemu – no i pewnie dlatego popełniliśmy niemal wszystkie wymieniane przez nia bledy ) ). Stwierdizlismy, ze będziemy robic tak, jak ona radzi w rozdziale o eliminowaniu zlych nawykow. Czyli uczyc dziecko samodzielnego zasypiania, owszem, ale nie wychodzic z pokoju jak placze na coraz to dłuższe przerwy, a wyjmowac z łóżeczka i przytulac, a jak tylko się uspokoi – klasc z powrotem. I tak do skkutku: przytulac-klasc-przytulac-klasc. Aczkolwiek uprzedzilam meza, ze lwia czesc pracy przy takiej metodzie spadnie na niego, bo po 30 takich „przytulac-klasc” ja się wsciekne i dalsze 98 razy (skrajny przypadek pisywany przez Hogg – 126 razy jednej nocy) będzie jego (maz ma duzo mniej wybuchowy temperament). Zgodzil się. Wiec wieczorem, kiedy było już po kapieli i jedzonku, pobawilismy się troche, a kiedy Daszka zaczela trzec oczy piastkami, zanioslam ja do lozeczka, polozylam, przykrylam kocykiem, zgasilam swiatlo, siadlam obok lozeczka i zaczelam spiewac kolysanke, glaszczac ja po glowie. Nie zdazylam zanucic trzeci raz (czyli minelo 2 minuty) – a corka kciuk do buzi – bec i… SPI! Zba-ra-nia-lam. Była akuraz 20:30. Około polnocy obudzila się na jedzenie, po czym zasnela znow. Około 2 zaczela plakac. Tym razem ewidentnie swedzialy ja dziasla (czasami jej się to zdarza – raz na 2-3 dni). Najpierw gryzla gryzaczek, a jak się już zrozpaczyla się i rozbeczala na dobrze, to ja wzielam i przytulilam. Pogapila się na swiatla za oknem, potem ja jeszcze nakarmilam i ona przycichla (to wszystko w ciemnosci i trwalo chyba niecala godzine). Wlozylam ja do lozeczka – nie spi. Ale nie placze. Gmera, pomrukuje, wali pietami w materac. A ja się polozylam na naszym lozku i zasnelam. Czasami przez sen dochodzily mnie jeszcze jakies postekiwania, z czego wnioskuje, za corcia budzila się i zasypiala znow, ale alarmu nie było. Obudzilam się o 7 rano od tego, ze Daszka gaworzy do pluszakow nad lozeczkiem. Tak ze w porownaniu z poprzednimi – rewelacyjna noc! Dzis w dzien pierwsza drzemka – wkladam do lozeczka – niby już oczka zamyka – a po chwili „Ihihihi” do pluszakow. Zabieram z lozka, ale po kilkunastu minutach znow zaczelo ja morzyc – tylko wlozylam – trafily się jakies dwa baki (wielgachne – az czulam je pod reka, jak się przesuwaja) – Daszka we wrzask. Jak już poradzilysmy sobie z brzuszkiem – za bardzo się wybudzila. Wcina palucha, steka, kreci się – ja stoje bok, nie reaguje. W koncu wciagnela sobie kolderke na glowe (nie podejrzewalam jej o takie umiejetnosci!) i zasnela. Trwalo to może z pol godziny, spala potem 1,20. druga drzemka na spacerze – tu nie ma sily, by nie zasnela sama z siebie. Wieczorem usypial ja maz (mnie nie było). Mowi, wlozyl do lozeczka – pokrecila się, postekala i rozplakala, znow do piona, popatrzyla się,uspokoila, znow do lozeczka – nie zdazyl kolysanki skonczyc, jak już spala. Teraz wlasnie wybudzila się na jedzenie i po nim zasnela znow. Zobaczymy, jak będzie tej nocy. Na razie mam wrazenie, za corka nasza tylko czekala, az pojdziemy po rozum do glowy i ona pokaze nam, jak może spac w nocy. Rozpisuje się tak szczegolowo, bo może sa w tym naszym obecnym postepowaniu jakies ukryte niebezpieczenstwa, o których istnieniu nie zdajemy sobie sprawy (a chcialoby się uniknac dalszych bledow) – wiec czekam na wasze rady. Pozdrawiam Pelna nadziei p.s. aha, a humorek dzis mamy znakomity! Znow się chichramy!
:-)Nie wiem czy czytałaś moje wcześniejsze posty ale jateż zrobiłam coś w tym guście. :-) Myślę że pomogło Wam to że już stosowaliście metodę, ale ja też podobnie usypiam- w łóżeczku, ale jestem i nucę kołysanki. Często to niepotrzebne, bo właśnie zasypia ledwo głowę do poduszki przyłoży.
Jeśli chodzi o niebezpieczeństwa to jak ze wszystkim - trzeba się liczyć że dziecko się przyzwyczai do tego - ja uważam, że nie ma w tym nic złego że przyzwyczai się do kołysanki -chciałabym żeby nasze zasypianie wyglądało tak że kładęgo, kołysanka, głaskanie, potem wychodzę i lulu.
Na razie tylko nie wychodzę ponieważ nie chce mi się nigdy - zawsze biorę i czytam książkę albo sama ucinam drzemkę -Ignac teraz zredukował ilość drzemek do 3 nad czymogromnie boleję bo w pewnym momencie było ich nawet 5 a potem 4 - to byly czasy - 4 czy 5 razy 20 minut usypiania to dawało ponad godzinę przy miłej lekturze!!! Trzeba pewnej wprawy żeby śpiewaći czytać jednocześnie ale nie jest to takie trudne.
Dara, myślę że postepujecie słusznie! Nie można bezwzględnie stosować metod polecanych w książkach. 15 minut płaczu??? Chyba by mi serce pękło!!! My modyfikowaliśmy różne metody i w końcu Zojka nauczyła się usypiać. Nie lulamy jej, ale reagujemy gdy ma kłopoty z zaśnięciem. Zwykle potrzebuje mnie po to żebym pogłaskała po głowce i zrobiła ćśśś... Przytula się do misia i po 10 minutach zasypia. ZAWSZE śpi w swoim łóżeczku i kojarzy misia ze spaniem. Mam nadzieję że i Wam się uda:-)
Napisz skąd wiesz że to nie ząbkowanie??? Z tego zo piszesz wynika że córeczka ma 5 miesięcy - może ząbków jeszcze nie widać ale powoli się wyrzynają?
Zosia jest w podobnym wieku - ma 4 mies i 3 tyg i zauważyłam że ostatnio trudniej przychodzi jej samodzielność w zasypianiu - zabkowanie albo za dużo bodźców...
LUDZIE! CUD!
10 godzin snu bez placzu, z przerwami na jedzenie (mialam juz ja dokarmiac, ale pediatra jak uslyszala o 7 kupach, to skierowala nas na badania i odroczyla sprawe). 19:30-05:00. raz sie obudzila z poplakiwaniem, maz usiadl przy lozeczku, poglaskal po glowce - za 2 (!!!) minuty spala dalej.
jeszcze raz dzieki wszystkim za pomoc. zglosze sie, jesli pojawia sie problemy. zycze wszystkim przespanych nocy!
LUDZIE! CUD!
10 godzin snu bez placzu, z przerwami na jedzenie (mialam juz ja dokarmiac, ale pediatra jak uslyszala o 7 kupach, to skierowala nas na badania i odroczyla sprawe). 19:30-05:00. raz sie obudzila z poplakiwaniem, maz usiadl przy lozeczku, poglaskal po glowce - za 2 (!!!) minuty spala dalej.
jeszcze raz dzieki wszystkim za pomoc. zglosze sie, jesli pojawia sie problemy. zycze wszystkim przespanych nocy!
z obserwacji . generalnie to niby jeszcze nie ma tych "klasycznych" objawow (slinienie sie itd), ale juz sie zdarza (raz na pare dni), ze Daszke swedza dziasla. tylko wtedy ona zupelnie inaczej sie zachowuje: wklada do buzi nie kciuk, a wszystkie 4 paluszki lub cala piastke z palcami ulozonymi rownolegle do warg i KĄSA,KĄSA,KĄSA (na przyklad przed chwila to byly ewidentnie zabki, ale juz zasnela). tak ze piszac, ze nie wyrzynaja jej sie zabki mialam na mysli, ze nie to przeszkadza jej zasnac, zreszta problem zaczal sie ze 2 m-ce temu...
Dara! Gratulacje dla niuni :-)
10 godzin snu- no no...
A ja ostatnio zaczęłam małego karmić ok.5:00 bo budził się z płaczem i teraz dochodzę do wniosku że niepotrzebnie. Myślę że powinnam zaczekać do rana i wtedy go nakarmić bo od kilku nocy coraz częściej (i coraz wcześniej) zaczyna się budzić i mnie wołać. Tłumaczę to sobie tym że przecież on nie wie że to nie jest jeszcze godzina 5:00, a skoro mama raz go nakarmiła to będzie wołał tak długo i budził się do skutku aż go nakarmię, wtedy zasypia...
No i w sumie przez mój błąd teraz będę musiała odzwyczaić go od jedzenia w nocy...ehhh