Hej!
Zanim przejdę do sedna, muszę nakreślić temat, więc może być trochę długo.
Jestem mamą prawie 1,5 rocznego chłopca. Zanim zaczęliśmy starania, oboje z mężem myśleliśmy o 3 dzieci. Jednak 2 ciąże poroniłam i ta trzecia z synkiem była już na lekach i zastrzykach z heparyny. Nie było jakichś większych komplikacji, synek urodził się zdrowy. Ale na to, co działo się później, nikt nas nie przygotował. Wiszenie na piersi praktycznie non stop, w pierwszych 3 miesiącach wieczny płacz, spanie tylko w chuście lub na cycu, było ciężko... A do tego ja jestem osobą, która nie potrafi odpocząć i jednocześnie próbowałam pracować (mam swoją firmę). Byłam więc wiecznie sfrustrowana, dużo płakałam, krzyczałam, w środku nocy chciałam uciekać z domu sama. Z czasem się poprawiło, ale do roku i tak było ciężko. Teraz wiem, że to w dużej mierze była depresja poporodowa (chociaż syn był naprawdę wymagający, wszyscy dookoła to potwierdzali).
Wtedy trzęsło mnie na samą myśl, że kiedykolwiek miałabym mieć kolejne dziecko, mąż był tego samego zdania. Jednak z czasem zaczęło mi się odmieniać...
Teraz syn właściwie śpi całe noce, w dzień jest super pogodny i mimo że życie z nim jest intensywne, to już rzadko zdarzają się takie dni marudy, kiedy mam wszystkiego dość.
No i do głosu doszły chyba moje hormony i instynkt macierzyński, bo od 2 miesięcy mam coraz silniejszą chęć, by znowu być w ciąży. Logiczna część mnie mówi, że to totalnie głupi pomysł, ale zaczynam się czuć tak jak przed pierwszą ciążą, gdzie to pragnienie dziecka jest naprawdę silne.
Problem w tym, że mąż jest absolutnie na nie i wiem dlaczego - w dużej mierze przez to, jak ja zachowywałam się na początku, boi się powtórki. Ja też się boję, ale z jednej strony musielibyśmy mieć naprawdę niezłego pecha, żeby drugie dziecko było tak samo wymagające, ale nawet jeśli, to już wiemy, jak reagować i wiemy, czego się spodziewać.
Oczywiście to nie jest tak, że chcę drugiego dziecka tu i teraz. Jesteśmy w trakcie zakupu domu, więc wiem, że najpierw trzeba go wykończyć, zastanowić się, co z pracą, odłożyć trochę pieniędzy... Więc pewnie starania można by zacząć jakoś za rok.
I mimo że mąż teraz mówi stanowcze nie, to jakiś czas temu gdy go podpytywałam, mówił, że może tak, ale przy konkretnych warunkach (właśnie to zabezpieczenie finansowe itp.).
Właściwie sama nie wiem, czego od Was oczekuję, bo na pewno nie chcę męża do niczego zmuszać... Po prostu chętnie poczytałabym o podobnych przypadkach i jak się to u Was skończyło. Czy coś wpłynęło na zmianę decyzji Waszego partnera?