Dr K.jest świetny pod względem osobowości. Mnie też bardzo podobał się jako człowiek. Jeździłam do niego już jako 15-tka potem z mezem do Invicta. Może kiedyś do niego wrócę. Choć teraz znalazłam klinikę,która odpowiada mi bardziej. Zniknęły problemy z zapisem i inne techniczne. Prof tez jest ok. Rzucił nowe światło na nasz przypadek. Zobaczymy co będzie :-) do kwietnia mam starać się naturalnie. Potem w razie porażki bd inseminacja. A co u Ciebie dalej ? Badania do iui / in vitro ? życzę Ci powodzenia i pomyślnych wyników. :-)
Dziękuję Wam również wszystkiego dobrego
czekam na wyniki do ivf
rozpatrzyliśmy za i przeciw i inseminacja kolejna nie ma w naszym poczuciu sensu - doktor dał nam wybór odnosząc się do badań przyznał rację, że szanse są ale nie za duże w naszym przypadku w iui
my mamy poczucie, że szkoda naszego stresu, zawodu i że chcemy iść dalej
na razie z całą pewnością będzie nas stać na jedno podejście do ivf więc chcemy spróbować
przepytaliśmy go o procedurę i postanowiliśmy dać sobie miesiąc na starania naturalne (zdążyłam wziąć aromek więc piękne pęcherzyki urosły - niestety nie udało się więc zrobiliśmy badania do ivf czekamy na wyniki... potem wizyta i otwieramy długi protokół ivf... więc jakoś z końcem kwietnia jeśli wszystko wyjdzie ok powinnam mieć swoje blastusie
powiem szczerze, że zdjęło to ze mnie ciężar, stres opadł - zrelaksowałam się i jako specjalista psycholog przyznam, że złapałam równowagę jakiej nie miałam od kilku miesięcy a to niezwykle ważne...
chociaż powiem, że ja to w ogóle jakoś taka jestem zdystansowana do sprawy - czasem jak czytam o Waszych przeżyciach myślę sobie, że moje emocje wokół tematu są spłaszczone bardzo, nie ryczę jak się nie uda, raczej wzdycham tylko ciężko, nie mam huśtawek emocjonalnych, nie widzę wszędzie dzieci i wózków, z radością spotykam się ze znajomymi, którzy mają maluszki, kobietom w ciąży szczerze gratuluje...
już się sama zastanawiam, czy ja w tą drugą stronę nie jestem za bardzo wyluzowana? Czy nie wypieram tych wszystkich emocji poza świadomość bo są za trudne i czy się one gdzieś nie kumulują i nie uderzą pewnego dnia ze zdwojoną siłą?
Może pośrednie doświadczenia, których nauczyłam się od wielu moich pacjentów powodują, że mam pokorę i cierpliwość do tego tematu większą...
A może po prostu nie mam tyle czasu na myślenie?