Cześć dziewczyny, czytam Wasze wypowiedzi i chyba znalazłam właściwe miejsce i osoby które odczuwają to samo. Napiszę parę słów o sobie i naszej (mojej) walce o maleństwo. Od czterech lat staramy się o dziecko, pół roku przed ślubem wykonaliśmy badanie nasienia które wyszło nienajlepiej. Zmieniliśmy dietę , przyjmowaliśmy witaminy itp. 4 dni przed ślubem cud dwie ciemne kreski, radość i niedowierzanie . Ja oszalalam a mój wtedy przyszły mąż podchodził z dystansem ( bo wcześnie itd.) Miał rację: równo miesiąc po ślubie na USG serduszko nie biło. To co było dalej zachowam dla siebie. Podjęliśmy się kolejnych starań i znów nic się nie działo, po poronieniu moje miesiączki oszalały, skąpe krwawienie, bolesne miesiączki i ból krzyża. Nastał też czas niestabilność życiowej zmiana pracy, miejsca zamieszkania, dużo stresu... Przez chwilę nie myślałam o dziecku , ale znów rękawice rzuciliśmy i walka. Mąż miał wykonane ponownie badanie nasienia (nie wiele się zmieniło), ja miałam wkoncu rozmowę z lekarzem u którego poczułam pełny profesjonalizm. Właściwe pytania i pełny skrupulatny wywiad. Bez owijania powiedziano nam że szanse na naturalne poczęcie mamy ale bardzo małe. Zdecydowaliśmy się na inseminacje to będzie nasza pierwsza. Jesteśmy po badaniach krwi, podstawowych. W zeszłym tygodniu w 3 dniu@ pobrano mi krew na badanie hormonów i witaminy D. Jutro mam laparoskopie mają sprawdzić drożność jajowodów i usunąć ogniska endometriozy. 20 marca mam już termin u mojej Pani Doktor na obserwację USG. Duże tempo, wszystko zaczęło się 3tygodnie temu, od decyzji do kolejnych etapów przechodzimy błyskawicznie. Moje myśli i moje nastawienie jest JESTEM MAMĄ i tak jak już mamusie walczą i chronią swoje potomstwo ja walczę o to by być mamusią. Z pewnością byłoby łatwiej gdybym czuła wsparcie w mężu, czasami wrażenie jest walki w pojedynkę ale nie złamie mnie to bo walczę o moją rodzinę .