Kredko, wiem, że chciałaś zmobilizować Mitkę do działań, ale... każdy musi dojrzeć do pewnych decyzji i kroków. I każdy w swoim rozumie i sercu wszytsko musi przetrawic. ja też nigdy nie myslałam, że dojdę do inseminacji, a do invitro to już w ogole. do wszytskiego trzeba dojrzeć - i nie mówię tu tylko nas, ale także naszych facetach - nie mozna ich posądzać o egoizm, ale o obawę i nieznajomośc tematu już tak. Jednak ,my babki jestesmy bardziej waleczne i odwazne, nasze połówki potzrebują wiecej czasu, by zrozumień niektóre sytuacje. pamietam, jak mój M krzywo patrzył najpierw na specjalistyczny osrdoek, potem szeroką diagnostykę, kolejne insmeminacje, a sam tez mial przecież operację żylaków. kazdy z tych kroków podejmowany był swiadomie, ale mielił w tej swojej łepetynce, oj mielił! i co?! i na koniec sam był bardziej i szybciej przekonany, ze juz czas na invitro niz ja sama. kazdy w swoim czasie.
a o dobrej diagonostyce, to ja tu trąbię od początku, bo przecież znajdą się lekarze, ktrozy tylko po ramieniu poklepują,a od powaznych badań nawet odwodzą... znamy takie przypadki i na tym forum, nie?
i tak sobie myślę, że więcej zdziała sie będąc po tej samej stronie barykady niz stawiając sprawę na ostrzu noża. emocji zawsze w tym temacie będzie sporo, ale nie można nigdy nikogo do niczego przymuszac. gdybym rok temu podjęła decyzje o ivf, to byłaby to tylko moja decyzja, a przecież dziecko chcę z moim męzem, a nie sama - zatem obawy Mitki i jej męza rozumiem.
Stacy, mam nadzieję, że dzisiaj jest Ci juz lepiej i zadnych dalszych plamien nie obserwujesz!!! dbaj o siebie bardzo!!!!
Niebajko, chyba zaraziłam się od Ciebie tą sennością, chodzę jak śnięta ryba :/