Wiecie dziewczyny....ja jestem pesymistką.....płacze,chodze,rozmyślam,czy sobie poradzimy??,jak to będzie??,czy uda nam się??,często wybucham z byle powodu itd....
A mój mąż-optymista,uda nam się,nikt nie powiedział nam,że nie możemy mieć dzieci,predzej,czy pózniej będziemy Je mieć.Poradzimy sobie,nic nie martw sie,jak kasa potrzebna na in vitro będzie to kredyt wezmiemy,pracujemy to i go spłacimy,nie szukaj problemu gdzie go nie ma,nie płacz tyle,uśmiechnij sie i wyluzuj,a zobaczysz wtedy dziecko sie pojawi........Tak mój mąż do mnie mówi...setki tysiecy razy....
A ja ,może faktycznie wyszukuje sobie problemu tam gdzie go nie ma....??!!

Mamy trochę kasy odłożonej "na boku",mój M,powiedział,że dobierze sie pożyczki i zrobimy in vitro....On nie wiedzi żadnego problemu......a ja moze po prostu sama sie ich doszukuje..??!!pewnie tak właśnie jest:-(
Dlatego dobrze napisałyście,że rozwiązanie zawsze jest jakieś,bo nie ma sytuacjii,bez wyjscia,prawda??!!
Ja czekam na męża,wczoraj na 22 pojechał na nockę do pracy na 12 godzin,koło 11 powinien być w domku.Ja dziś mam na popołudnie i też po godzinach zostaje,wiec jade na 12 godzin do pracy,męczące,ale zawsze to trochę do przodu z budżetem;-).Pogoda u nas okropna,pada od rana i pochmurno jest....
Przepraszam,że tylko o sobie,ale musiałąm napisać jak właśnie jest,jakie ja mam podejscie,a jakie mój M ...itd.....I Wam przyznaję rację...
