reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

In vitro 2024 - refundacja

Poszłam po stracie drugiego dziecka. Wiele mi pomogła, nadal pomaga. Często chamuje mnie żebym się sama w sobie i w swoich myślach nie nakręcała. Prawda jest taka że my czesto w tych trudnych emocjach nie które rzeczy sobie wmawiamy nim się jeszcze wydarza. Wiadomo, psycholog/ terapeuta nie pomoże zajść Ci w ciążę. Ale uporządkować myśli i siebie już tak o ile trafi się na spoko osobę.
Coś w tym jest. Ja po stracie żałowałam że nie poszłam, a powinnam bo nadal czasem jest ciężko.
A nawet teraz o to odroczenie transferu przez kasę, jestem wściekła byłam w stanie nawet zapłacić 2tys za transfer po czym mój mówi że jesteś głupia, lepiej się przygotujesz, suplementacja zacznie działać, a nie odwlekają Cię o rok ( chociaż rok kalendarzowy minie) a o miesiąc dwa. I trochę mnie uspokoił. Samo nic beż powodu się nie dzieje, na spokojnie papiery do kierownika przygotujesz a nie na spinie. No i może ma coś racji. Tyle że mi przykro bo człowiek się przygotowywał że w święta będą testy itd a tu dalej to cholerne czekanie...
 
reklama
Coś w tym jest. Ja po stracie żałowałam że nie poszłam, a powinnam bo nadal czasem jest ciężko.
A nawet teraz o to odroczenie transferu przez kasę, jestem wściekła byłam w stanie nawet zapłacić 2tys za transfer po czym mój mówi że jesteś głupia, lepiej się przygotujesz, suplementacja zacznie działać, a nie odwlekają Cię o rok ( chociaż rok kalendarzowy minie) a o miesiąc dwa. I trochę mnie uspokoił. Samo nic beż powodu się nie dzieje, na spokojnie papiery do kierownika przygotujesz a nie na spinie. No i może ma coś racji. Tyle że mi przykro bo człowiek się przygotowywał że w święta będą testy itd a tu dalej to cholerne czekanie...
tak, w tym IVF to czekanie jest najgorsze i ciągnie się w nieskończoność.
 
Coś w tym jest. Ja po stracie żałowałam że nie poszłam, a powinnam bo nadal czasem jest ciężko.
A nawet teraz o to odroczenie transferu przez kasę, jestem wściekła byłam w stanie nawet zapłacić 2tys za transfer po czym mój mówi że jesteś głupia, lepiej się przygotujesz, suplementacja zacznie działać, a nie odwlekają Cię o rok ( chociaż rok kalendarzowy minie) a o miesiąc dwa. I trochę mnie uspokoił. Samo nic beż powodu się nie dzieje, na spokojnie papiery do kierownika przygotujesz a nie na spinie. No i może ma coś racji. Tyle że mi przykro bo człowiek się przygotowywał że w święta będą testy itd a tu dalej to cholerne czekanie...
Dlatego czasem warto. Mnie zmusiła raczej sytuacja, depresja, odrzucenie synka, męża, rodziny. I to on dbał wtedy o to by znaleźć mi lekarza, psychoterapeutę. On wiedział że jeśli ja się rozpadne, rozpadnie się całą naszą rodzina. Dziś jestem wdzięczna tym ludziom. Trafiłam na naprawdę wspaniałych specjalistów. Terapeutka, pełna profesjonalizmu a rozmawia się jak z koleżanką. Lekarka- nigdy nie patrzyła na zegarek, sporo rozmowy a wiem że niektórzy dają leki i wypad.
 
Coś w tym jest. Ja po stracie żałowałam że nie poszłam, a powinnam bo nadal czasem jest ciężko.
A nawet teraz o to odroczenie transferu przez kasę, jestem wściekła byłam w stanie nawet zapłacić 2tys za transfer po czym mój mówi że jesteś głupia, lepiej się przygotujesz, suplementacja zacznie działać, a nie odwlekają Cię o rok ( chociaż rok kalendarzowy minie) a o miesiąc dwa. I trochę mnie uspokoił. Samo nic beż powodu się nie dzieje, na spokojnie papiery do kierownika przygotujesz a nie na spinie. No i może ma coś racji. Tyle że mi przykro bo człowiek się przygotowywał że w święta będą testy itd a tu dalej to cholerne czekanie...
Nigdy nie jest za późno 😉
 
Ostatnio czytałam książkę Bogdy Pawelec o
in Vitro - ważne rozmowy na trudny temat. Wiecie, że niestety osoby z niepłodnością które mierzą się z nią ponad dwa lata, mają bardzo duże prawdopodobieństwo zapadnięcia na depresję? I ktoś to policzył i w takiej sytuacji nieleczona depresja obniża (już i tak nikłe szanse) o kolejne 35% na urodzenie dziecka?
Ja po 11 latach starań miałam tak zrytą głowę, że chyba już nigdy nie będę normalna. Mniej wiecej w połowie tego czasu, po usunięciu jajowodu, kiedy już do mnie dotarło, że tylko on vitro da szanse na dziecko - padłam. Skończyło się na tygodniowym pobycie na oddziale kardiologicznym bo moje serce powiedziało dosyć. Pół roku silne leki antydepresyjne. To był dramat. Nie pamiętam tamtego okresu. Nie wiem jakim cudem się podniosłam po tym i skąd znalazłam siłę na pierwszą i później druga procedurę in vitro. Chyba chciałam to zrobić żeby spróbować i nie żałować ze nie dałam nam szansy. Nie wierzyłam w powodzenie. Chciałam żeby to się skończyło. Po drugim transferze jedynego, ostatniego zarodka planowałam spełnić marzenie o podróży do Meksyku. Jakie było moje zdziwienie kiedy się okazało że jestem w ciąży 😆❤️. Życie jest zadziwiające.
 
Szanuję to. Ja się obawiam, że bym żałowała. (mówię tu o sytuacji, że wydam, a efekt będzie taki, że dziecka tak czy tak nie będzie)
Chociaż nawet jakbym miała na końcu mieć dziecko to nie wiem, że bym byłą w stanie wydać 100k.
Wiem, że każdy ma prawo do własnych odczuć, ale cholernie ciężko mi się to czyta. Znam dziewczyny, które były w stanie sprzedać mieszkanie byleby mieć choć szanse próby :( my też się zapożyczyliśmy, ale ja tak bardzo pragnęłam dziecka, że mogłabym do końca życia jeść suchy chleb. Po 6 zarodku, który się nie zaimplantowal pojawił się strach, że nigdy się nie uda, ale póki co tylko kasa była przeszkodą, więc walczyliśmy dalej. Teraz naprawdę mamy ogromne szczęście, że jest refundacja.
Tak jak piszą Dziewczyny, może jakiś dobry terapeuta pomógłby uporządkować Twoją wątpliwości, jakoś by Cię wsparł. Powodzenia ❤️‍🩹
 
Wiem, że każdy ma prawo do własnych odczuć, ale cholernie ciężko mi się to czyta. Znam dziewczyny, które były w stanie sprzedać mieszkanie byleby mieć choć szanse próby :( my też się zapożyczyliśmy, ale ja tak bardzo pragnęłam dziecka, że mogłabym do końca życia jeść suchy chleb. Po 6 zarodku, który się nie zaimplantowal pojawił się strach, że nigdy się nie uda, ale póki co tylko kasa była przeszkodą, więc walczyliśmy dalej. Teraz naprawdę mamy ogromne szczęście, że jest refundacja.
Tak jak piszą Dziewczyny, może jakiś dobry terapeuta pomógłby uporządkować Twoją wątpliwości, jakoś by Cię wsparł. Powodzenia ❤️‍🩹
Ale czemu ciężko się to czyta? Każdy ma przecież swoje granice. Ja bym w życiu nie sprzedała mieszkania ani nie chciała jeść suchego chleba, nie chciałabym mieć dziecka aż za taką cenę. Po prostu wtedy pogodziłabym się z losem, że nie będę matką. I to nie znaczy przecież, że coś ze mną nie tak, bo nie jestem w stanie poświęcić tyle co inne osoby. Akurat w tym temacie myslę, że nie potrzebuję wsparcia psychicznego. Bardziej w takich wątpliwościach, gdzie moja głowa podpowiada mi, że boje się tego, ze jak będę mieć dziecko to bedę żałować, mimo, że walczę już 5 rok o to, żeby to dziecko mieć.
 
Ostatnia edycja:
Ja mam inną sytuację niż Wy pod tym kątem, a i tak mnie przeorało to wszystko.
Wczoraj jak jechałyśmy na wizytę to ja oczywiście w stresie, a Żona mówi „spójrz, rok się kończy… cały rok totalnego stresu wokół ciąży, to w gruncie rzeczy wykańczające”. I ma rację. Najpierw Biochem, później torbiel, a to monitoringi, wyjazdy do Danii na ostatnią chwilę na iui…
Później ta Grecja, badania, leki, czekanie na stymulację, bo akurat pierwszy raz od 40 lat Wielkanoc prawosławna się zgrała z majówką i cały kraj wyłączony z życia (ja to mam szczęście ;)). Stymulacja, organizacja wyjazdu na punkcję, czekanie na wyniki, czekanie na zgodę na badania genetyczne, co się przeciągało, czekanie na wyniki tych badań. Stres czy znowu mi się okres nie zaczyna tak, że transfer wypadnie w trakcie urlopu w klinice, więc znowu by trzeba było przekładać (był w pierwszym dniu po tym urlopie), organizacja wyjazdu na transfer, problemy z lotami…
Znowu czekanie, ta beta taka niejasna, plamienia cały pierwszy trymestr, krwawienie, izba, krwiak. Problemy z tym tętnem, niepewność z sercem.
Nie powiem ile pieniędzy w to wszystko włożone, bo to całościowo w grubych setkach tysięcy można liczyć.
I mimo, że wiedziałam, że mam duże szanse powodzenia in vitro to serio ten rok nas wykończył pod tym względem. Także trochę z innej strony, ale łączę się w kosztach walki.
 
Kiedyś byłam na konsultacji u genetyk, oboje z mężem mamy mutacje mukowiscydozy. Rozmawialiśmy na różne tematy, też na temat tego czy warto wziąć pod uwagę adopcję komórki czy nasienia. Wiesz co usłyszałam? "A czemu zakłada pani że tylko z Panią jest coś nie tak? Każdy, KAZDY coś ma, niech mi pani wierzy
Tylko nikt tak się nie bada jak osoby nieplodne"
Ja dowiedziałam o translokacji roberstwonowskiej przez to że się badałam, a moja mama 30 lat temu... o mnie starali się 6 lat, później kolejno młodsi bracia o 4 i 7 lat. Między mną a młodszym, prawdopodobnie poroniła, ale po łyżeczkowaniu powiedzieli że w końcu nie wiedzą a wydaje mi się że mama to wyparła a na pewno poroniła skoro wcześniej lekarz na usg widział... dawniej ciążę się sprawdzało jak okres nie przyszła druga miesiączka, ile wcześniej biochemow miała to pewnie sama nie wie. Nie wiem kto jest u moich rodziców nosicielem ale któreś jest skoro ja to dostałam a rzadko de novo to sie tworzy.
To samo od genetyk usłyszałam to samo co od nauczycielki biologii, każdy jest jedyny, niepowtarzalny, u wielu osób są błędy genetyczne które nie mamy wpływu, jedne wyjdą, inne będą zatajone przez całe życie. Poznałam w kolejce dziewczynę, która ma dwójkę dzieci chorych, choroba która potrafi zabić przy rotawirusie, jak dziecko zaczyna wymiotować to mają godzinę na dojazd do szpitala, coś z elektrolitami. Urodziła syna, lekarze powiedzieli że nie ma szans na urodzenie drugiego z taką wada stąd zdecydowała się na drugie, miał być nikły 0.1% szans i co... dziewczynka też to ma.
 
reklama
Ale czemu ciężko się to czyta? Każdy ma przecież swoje granice. Ja bym w życiu nie sprzedała mieszkania ani nie chciała jeść suchego chleba, nie chciałabym mieć dziecka aż za taką cenę. Po prostu wtedy pogodziłabym się z losem, że nie będę matką. I to nie znaczy przecież, że coś ze mną nie tak, bo nie jestem w stanie poświęcić tyle co inne osoby. Akurat w tym temacie myslę, że nie potrzebuję wsparcia psychicznego. Bardziej w takich wątpliwościach, gdzie moja głowa podpowiada mi, że boje się tego, ze jak będę mieć dziecko to bedę żałować, mimo, że wartę już 5 rok o to, żeby to dziecko mieć.
Nie no jasne, ciężko mi się to czyta z perspektywy moich odczuć i doświadczeń. Tak jak napisałam, masz prawo do swojej perspektywy. Dlatego napisałam, że terapeuta może by wsparł Cię w Twoich wątpliwościach.
 
Do góry