Passingby - ale się uśmiałam
A z tymi teściowymi lekko nie jest, ale gdyby nie one naszych mężów by nie było na tym świecie, więc ostatecznie do czegoś się przydały.
Moja np. na pierwszych spotkaniach w dużym gronie rodzinnym męża za czasów przedmałżeńskich jeszcze opowiadała np. przy stole, że K. to musi sobie za żonę lekarkę wziąć, bo te super zarabiają i są ustawione do końca życia
takie dowcipy jej się udawały, oczywiście nie muszę dodawać, że ja na uniwerku ekonomicznym wtedy byłam , a nie na medycynie.
A jak z Emilką byłam w ciąży to już przy pierwszym usg w 11 tyg. dopytywała w kółko czy widzielismy siusiaczka (coby nikt nei miał złudzeń czy woli wnuka czy wnuczke
).
Na szczęście ciągle coś robi, zabiagana jest, więć nie ma dla nas za bardo czasu i chwała jej za to.Nie męczy telefonami, wizytami itd., chociaż przez pierwsze 5 lat naszego małżeństwa pracowała w przedszkolu naprzeciwko naszego mieszkania i obawy były, ze będzie wpadac na kontrolki co też tam ugotowałam synusiowi
Może mnie nie uwielbia, ale i nie męczy
Zresztą sama miała masakralną teściowa, z którą mieszkała pod jednym dachem bardzo długo i jak słyszę historie z jej młodosci to aż dziw , że się nie mści na mnie
:-)