No to mnie opierdzieliłyście
Wiem, że przeginałam...ale właśnie...ważne i ważniejsze...jest jeszcze synek, któremu też muszę poświęcać czas i tak naprawdę to przez ten cholerny remont sąsiada muszę być ciągle poza domem. Mój syn boi się wiertarki, a oni już trzeci tydzień potrafią wiercić dwie godziny z rzędu, później walić młotem w ścianę, piłować, a jeszcze na ten tydzień zapowiedzieli mi większe hałasy, bo coś tam z podłogą będą robić...w czwartek poszłam z pretensjami, bo przez otwór wentylacyjny w kuchni leciał mi gruz...do garnka z zupą...Poszłam, wale w drzwi, a gość na to, że nie wiedział, że mamy wspólny przewód kominowy...Ja już nerwicy dostaję słuchając tyle czasu walenia w te ściany, piłowania, wiercenia. Normalnie to zabierałam synka na plac zabaw koło domu, ale teraz w te upały tam jest nie do wytrzymania...dlatego zostają spacery. Także to nie jest tak, że jestem durna i mimo, że wiem, że nie mogę się przemęczać to z premedytacją to robię i szkodę dziecku. No może za wyjątkiem dzisiejszego targu...aczkolwiek zawsze chodziłam piechotą, a dzisiaj poprosiłam męża żeby mnie zawiózł, a później po mnie przyjechał...Mam nadzieję, że w tym tygodniu ten remont się skończy i będę mogła nareszcie swój dzień układać tak jak mi pasuje, a nie pod walenie młotem. Wtedy rano mogę wyjść z dzieckiem na dwór kiedy nie ma jeszcze spiekoty na placu zabaw, później siedzieć na tyłku i później synek chodziłby z mężem po pracy znowu na podwórko.
Ja chyba nie mogę się pogodzić z tym, że w tej ciąży ciągle coś...że muszę siebie traktować czasami jak niepełnosprawną.