agapa
Fanka BB :)
Kupinosia- moja rodzina traktuje mnie od małego jako tą gorszą.Mam wrażenie że jak umrę to nawet wtedy będą o mnie mówić same złe rzeczy. W dzieciństwie podobno byłam niegrzeczna, straszny nerwus, w kościele potrafiłam się położyc na środku kościoła i tak płakałam. Z tego co mam przebłyski z dzieciństwa to jak mama na mnie wrzeszczy, a ja leże na podłodze i płaczę dostając klapsy. W podstawówce wymagali żebym dostawała tylko 5. Za gorszą ocenę obrywałam (krzyk lub lanie-zależy od oceny) mimo że do IVkl zdawałam z nagrodą a potem z paskiem. Chyba tylko ostatnie dwie klasy były ciut gorsze, bo z jedną 3. W szkole średniej wszystko chyba we mnie się skumulowało i zaczęłam odreagowywać. W chyba III kl chodziłam na wagary. Zaczęłam kłamać. Dyrek chciał mnie wyrzucić ze szkoły. Jak zaczęłam pracować uciekłam z domu. Zawsze marzyłam żeby coś mi się stało żebym musiała leżeć w szpitalu, bo odpoczełabym od rodziców. Marzyłam żeby mnie ktoś zabrał do Domu Dziecka. NIGDY nie czułam się kochana i tak jest do dziś. Jak już pracowałam "szukałam" chłopaka. Chciałam mieć kogoś kto mnie pokocha, pocieszy, przytuli, zrozumie. Wtedy też zaczęłam pić, palić. Trafiałam na beznadziejnych chłopaków. Były też gorsze rzeczy. Po ślubie wszystko się zmieniło. Nie palę, nie piję, pomagam innym jak tylko mogę. Niestety rodzina chyba nie chce widzieć jaka jestem i czepia się innych rzeczy. Czasem żałuję że żyję. Moja matka jak była ze mną w ciąży była operowana i może szkoda że wtedy nie stało się coś. C.d. męża to on nigdy nie stanął w mojej obronie jak ktoś się do mnie czepnął czy podczas jakiejś słownej przepychanki. Jakoś nie czuję od niego wsparcia i pocieszenia.
Jeśli chodzi o twoją sytuację to fajnie to rozwiązałaś z tym serduszkiem i aniołkiem. Ja czasami staram się też jakoś "inaczej" dzieciom coś tłumaczyć, ale u mnie to działa dosłownie na chwilkę.
Głowa mi pęka. Coś się dzieje z Mikołajem niedobrego. On nagle wpada w taką furię, agresję, szał. Niewiem nawet jak to nazwać. Nie da się wtedy wziąc na ręce, przytulić. Za to wali głową w cokolwiek-we mnie, w podłogę, szafki itp. Wygina się. Ja tylko staram się go uspokoić, przytuli, pocałować. Mówię do niego b. spokojnie że jestem przy nim, że go nie zostawię itp, ale to nie pomaga. Czuwam tylko żeby sobie nic nie zrobił. Nagle się uspokaja, przytula do mnie i tak zostajemy. On spocony na maxa a ja załamana, bo nie potrafię mu pomóc. Ostatnio płaczę bo niewiem co to się z nim dzieje.
Jeśli chodzi o twoją sytuację to fajnie to rozwiązałaś z tym serduszkiem i aniołkiem. Ja czasami staram się też jakoś "inaczej" dzieciom coś tłumaczyć, ale u mnie to działa dosłownie na chwilkę.
Głowa mi pęka. Coś się dzieje z Mikołajem niedobrego. On nagle wpada w taką furię, agresję, szał. Niewiem nawet jak to nazwać. Nie da się wtedy wziąc na ręce, przytulić. Za to wali głową w cokolwiek-we mnie, w podłogę, szafki itp. Wygina się. Ja tylko staram się go uspokoić, przytuli, pocałować. Mówię do niego b. spokojnie że jestem przy nim, że go nie zostawię itp, ale to nie pomaga. Czuwam tylko żeby sobie nic nie zrobił. Nagle się uspokaja, przytula do mnie i tak zostajemy. On spocony na maxa a ja załamana, bo nie potrafię mu pomóc. Ostatnio płaczę bo niewiem co to się z nim dzieje.