a więc wróciłam od lekarza...
nie jest ciekawie i jestem jakas przygaszona po tej wizycie.
z dzidziusiem wszystko ok, tetno prawidłowe, jest niziutko i dobrze ułozony.
lekarz badał mnie bardzo delikatnie, nie sprawiając najmniejszego bólu, nawet dobrze nie sprawdził rozwarcia...wprawdzie stwierdzil ze jest na 1 palec no ale tak juz bylo 3 tygodnie temu...
a wiecie dlaczego tak mnie badał? bo nie ma miejsca w szpitalu
i gdyby zbadał mnie tak jak 3 tygodnie temu( szok, po badaniu 3 dni krwawiłam) jest duze prawdopodobienstwo ze wylądowałabym dzis na porodówce...
tak wiec cały mój entuzjazm dzis sobie poszedł...
generalnie wygląda to tak, że mam sie dziś spakowac juz tak na maksa. mam byc przygotowana bo on w kazdej chwili moze do mnie zadzwonic ze ma dla mnie miejsce w szpitalu i bede miala wtedy godzine by zostac przyjeta.
w najgorszym przypadku do szpitala pojde w niedziele, wtedy tez urodze tyle ze na pewno nie wyjde na wigilie do domku:-(
w szpitalu jest taki tłok gdyz wszystkie ciezarne poumawiały sie ze swoimi ginami by juz wrocic z dzieciaczkami do domu na swieta...
gin starał sie mnie pocieszyc ze w niedziele bedzie fajnie w szpitalu bo nie bedzie juz tłoku, on bedzie mial dyzur i ze mam sie nie martwic bo najwazniejszy jest dzidzius, i jedne swieta spedzone w szpitalu to nie tragedia bo dzieci rodzi się przewaznie raz , dwa w zyciu a świeta są co roku by spedzic je z rodziną.
no i w sumie ma racje...
tak ze spakowałam juz do konca torbe.i od jutra czekam na telefon.
co bedzie to bedzie...najpózniej w niedziele bede miała dzidzie w ramionach.
a od ewy wciąż nie mam wieści....