Hej !
Wczoraj zaliczyłam moja pierwsza wizytę na IP... zobaczyłam brązowe plamienie na wkładce, odrazu miałam przed oczami wizje z poprzedniej ciąży biochemicznej
wpadłam w taką „panikę”, że to już był ten level, gdzie nie słyszysz, nie widzisz NIC, masz tylko jeden cel przed sobą i wszystko inne w du*pie
wzięłam tylko dokumenty, zadzwoniłam po taksówkę i sobie wyszłam. Taksówkarz pojechał chyba z milion razy na około... później przed wejściem na izbę test na covid i jeszcze czekać 10 min na wynik. Dla mnie jeszcze to było wszystko jedno, ale chwile po mnie weszła rodząca babeczka, w samych klapeczkach na bosych nogach, bez kurtki i ona biedna tak czekała sobie na ten wynik
mówiła, ze nie jest jej zimno i chyba ludzie byli bardziej przerażeni od niej
. Byłyśmy tylko dwie do przyjęcia do lekarza dyżurnego więc długo nie czekałam, po plamieniu nawet śladu nie było... serduszko dalej biło sobie, bobas 1cm i krwiaczek 0,5x0,4cm... dostałam luteinę pod język, dopochwowe już brałam wcześniej i wizyta kontrolna za tydzień żeby zobaczyć co z tym krwiakiem... przeraziłam się trochę, ale nastawiam się pozytywnie. Wybaczcie ten referat, ale musiałam to wylać z siebie
miłego dnia dziewczyny